Jana Wagner „Pandemia” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 14-02-2015 22:20 ()


Literatura katastroficzna i postapokaliptyczna zrobiła się ostatnio bardziej modna niż kiedykolwiek. Pisarze prześcigają się w wymyślaniu sposobów na zrujnowanie naszej cywilizacji, a prawie każdy z nich jest dość prawdopodobny. Jan Pietrzak śpiewał kiedyś „Marsjanie nie zagrażają Ziemi, Ziemi zagraża człowiek”. I jest to święta prawda.

Ludzkość wynalazła więcej sposobów na zniszczenie samej siebie, niż można było sobie kiedyś wyobrazić. Jednak nie tylko my sobie zagrażamy. Natura, którą tak często lekceważymy uważając, że damy sobie z nią radę, ma w zanadrzu broń ostateczną – słabość naszych własnych organizmów, nie umiejących walczyć ze złośliwymi mikroorganizmami. Potrafimy wyprodukować odpowiednie leki, co jednak, jeśli nie da się ich uzyskać wystarczająco szybko, by zapobiec najgorszemu? W końcu badania muszą potrwać, proces produkcji też, a wiele chorób szerzy się i zabija o wiele za szybko. Obecnie sytuacja epidemiologiczna wydaje się opanowana, każdy biolog powie jednak, że to złudne wrażenie. Przyroda to najgorszy z terrorystów, może uderzyć w każdej chwili, a wtedy rozpęta się prawdziwe piekło, bez udziału broni nuklearnej i chemicznej.

Dotychczasowy świat mieszkającej w Moskwie Anny kończy się w dniu, gdy kobieta otrzymuje wiadomość o śmierci matki. Jej osobista tragedia zbiega się w czasie z decyzją zamknięcia miasta. Na całym świecie wybuchają ogniska choroby przypominającej SARS, bardzo zaraźliwej i zazwyczaj kończącej się zgonem. Śmiertelne żniwo zarazy i panika, której władze nie potrafią opanować, destabilizują całe państwa. Lekarze są całkowicie bezradni, wojsko i policja idą w rozsypkę. Anna musi podjąć rozpaczliwą decyzję. Razem z synem i kilkorgiem przyjaciół postanawia sforsować blokadę i dotrzeć w miejsce, gdzie można w miarę normalnie żyć. Jest to przedsięwzięcie nieomal beznadziejne, jednak pozostanie w niemal wymarłej Moskwie zdaje się być złą alternatywą. W końcu istnieją jeszcze miejsca, w których woda jest czysta i można znaleźć coś do jedzenia...   

Każdy miłośnik fantastyki musi przyznać, że Rosja, czy też raczej rosyjskojęzyczna część świata, ma znakomitych pisarzy. Wydaje się ich u nas w mniejszej ilości niż pisarzy amerykańskich, a szkoda, są bowiem co najmniej równie dobrzy, jeśli nie lepsi warsztatowo. Zaś jeśli chodzi o samą treść, jest ona dużo mniej sztampowa niż to, co przychodzi do nas z Zachodu. Nie dotyczy to jednak książki Jany Wagner. Ta pisarka, można by rzec, nie popisała się. Wzięła ograny temat i nawet nie postarała się, by naświetlić go w jakiś nieszablonowy sposób. Jej książka, choć bardzo zgrabnie napisana, nie wnosi nic nowego, żadnego świeżego powiewu. Czytając ją nie można opędzić się od myśli, że to wszystko już kiedyś zostało napisane, tylko tutaj dzieje się w trochę innych dekoracjach – w Rosji, bardzo modnej od czasu „Metra”.

Co można powiedzieć o „Pandemii”? Nie jest zła, jeśli chodzi o charakterologiczną konstrukcję głównych bohaterów. Jest to również pozycja, którą się całkiem dobrze czyta.  Podróż przez kraj częściowo wymarły, walka o przetrwanie, starcia z degeneratami, usiłującymi wobec braku nadzoru państwowego okradać słabszych od siebie, toż to niemal „Mad Max” czy inne temu podobne dzieło!  Scenariusz we wszystkich takich opowieściach jest ten sam  - wegetujące w skrajnych warunkach, przerażone grupy ocalałych, gotowe na wszystko bandy degeneratów i główni bohaterowie, którzy oczywiście muszą jakoś przetrwać. Tylko że tę historię można opowiedzieć na wiele sposobów, lepszych i gorszych. Jana Wagner nie wybrała najlepszego z nich. Jej książka da się przeczytać, owszem, ale nie budzi głębszych emocji. Minusem jej jest wtórność i jakaś dziwna ckliwość, niepasująca do tematu. W wielu miejscach wydaje się śmiesznie naiwna. A już ukoronowaniem wszystkiego jest scena, gdy w obliczu bakteriologicznej zagłady cywilizacji, utraty wszystkiego co ludzkość wypracowała, perspektywy głodu grożącego niedobitkom, kilka kobiet snuje domysły, czy Anna jest kochanką Sierioży i co na to jego prawowita żona. Rzeczywiście, w tej sytuacji ma to największe znaczenie!

Szkoda, że tak ładnie i starannie wydana książka nie zawiera bardziej oryginalnej treści. Jak podkreśliłam, dobrze się ją czyta i miłośnikom, a zwłaszcza miłośniczkom postapo może przypaść do gustu. Trudno jednak oprzeć się pewnej refleksji. Obecna tendencja polegająca na tym, że po sukcesie jednej książki wydaje się dziesiątki bazujących na niej klonów (vide „Metro” czy „Zmierzch”), wywiera niszczący wpływ na jakość współczesnej literatury. Wydawcy idą na łatwiznę, choć w sumie trudno mieć im to za złe – chcą zarabiać, nie tracić. Wydaje mi się jednak, że z morza książek traktujących o biologicznej zagładzie ludzkości mogli wyłowić lepszą.

 

Tytuł: „Pandemia”

  • Autor: Jana Wagner
  • Język oryginału:
  • Przekład: Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska
  • Gatunek: thriller
  • Okładka: miękka ze skrzydełkami
  • Ilość stron: 434
  • Data wydania: 02.2015
  • Wydawnictwo: Zysk i Ska
  • Cena: 39.90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus