"Gra tajemnic" - recenzja
Dodane: 24-01-2015 09:52 ()
Mimo że od zakończenia drugiej wojny światowej minie niebawem siedemdziesiąt lat, to nadal jest to wdzięczny temat dla kina, a historie przeciętnych obywateli, którzy dorzucili swoją cegiełkę do walki z nazistowskim oprawcą, mogą stanowić kanwę jeszcze niejednej produkcji. O wybitnym matematyku, konstruktorze pierwszej maszyny cyfrowej, zwanej maszyną Turinga, przypomniano sobie dość późno. Lepiej jednak późno, niż wcale.
Gdy ma się w obsadzie aktora pokroju Benedicta Cumberbatcha można być spokojnym o powodzenie obrazu. Potrafi on bez reszty zaangażować się w projekt, a role ekscentrycznych, narcystycznych geniuszy nie są mu obce. Z tym, że w „Grze tajemnic” kreuje całkiem inną postać niż znanego, z popularnego serialu, detektywa z Baker Street. Bardziej wycofaną, skrytą, niechętnie uzewnętrzniającą się w kontaktach interpersonalnych. Obserwujemy dwa światy Turinga. Pierwszy przyziemny, w którym brak pewności siebie chowa on za maską zarozumiałego geniusza, oraz drugi, znajdujący się w umyśle naukowca, któremu łamanie kodów przychodziło zdecydowanie łatwiej niż nawiązywanie przyjaźni czy wyrażanie najprostszych sympatycznych gestów. Tajemnice są nieodłącznym elementem naszej natury, a im większe i niebezpieczne, tym trudniej je upilnować. W niepożądanych rękach stanowią groźną i nieobliczalną broń.
Brytyjczyk jest bez wątpienia najjaśniejszym punktem produkcji przybliżającej historię rozszyfrowania Enigmy, ale obraz zbyt nieśmiało pokazuje w obiektywie kamery cały towarzyszący mu zespół. Należy pamiętać, że nad złamaniem kodu pracował sztab ludzi, z których Turing jest najbardziej znany. Nie oznacza to, że położona o około 80 km od Londynu posiadłość Bletchley Park nie skrywała innych geniuszy i ich tajemnic. Autorzy zdecydowali się na zaznaczenie roli mistrza szachowego Hugh Alexandre’a w interpretacji Matthew Goode’a oraz Joan Clarke, w dobrej i przekonującej kreacji Keiry Knightley. Pozostali zostali potraktowali bardzo powierzchownie, mimo że dość intensywnie, by nie powiedzieć nachalnie, akcentowano wątek zdrajcy w ekipie naukowców. W żadnej mierze nie został on udanie pogłębiony, ani w atrakcyjny sposób zakończony.
„Gra tajemnic” w kategorii dramatu głównej postaci, związanego nie tylko z jego ciekawą i niejednoznaczną osobowością, ale także piętnowaną w owych czasach orientacją seksualną, każe patrzeć na film, jako na swego rodzaju hołd złożony Turingowi. Nietuzinkowy matematyk po wojnie został zaszczuty przez rodzime władze, te same, które chełpiły się jego osiągnięciami, co doprowadziło do jego przedwczesnej śmierci. Reżyser nie pozwala sobie jednak na nazbyt melodramatyczne tony, stara się wypośrodkować emocje piętrzące się wokół postaci i jej losów, przez co obraz ogląda się bardziej jako sensacyjny niż obyczajowy. Niemniej, poruszając temat dorastania Turinga – przez subtelnie przeplatające się wspomnienia bohatera, nie wykorzystuje w pełni potencjału młodego aktora, któremu dane było sportretować targanego uczuciami i osobistą tragedią, poszukującego tożsamości seksualnej nastolatka.
„Gra tajemnic” została obsypana deszczem nominacji do różnych nagród, stawiając obraz Mortena Tylduma wśród faworytów oscarowej gali. Jednakże, w moim odczuciu, poza ponadprzeciętną kreacją Cumberbatcha, produkcja stanowi solidne, acz niewybitne kino, któremu ciężko będzie przekonać członków Akademii. Tym bardziej że Amerykanie nie przepadają za historycznymi filmami, w których nie wspomina się o ich wielkim udziale w zwycięstwie nad III Rzeszą.
6/10
Tytuł: "Gra tajemnic"
Reżyseria: Morten Tyldum
Scenariusz: Graham Moore
Obsada:
- Benedict Cumberbatch
- Keira Knightley
- Matthew Goode
- Mark Strong
- Rory Kinnear
- Charles Dance
- Matthew Beard
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Óscar Faura
Montaż: William Goldenberg
Scenografia: Maria Djurkovic
Czas trwania: 113 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus