"Incognito. Niesamowity Przypadek Pawła K.": "Skóra i krew" - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Raven

Dodane: 20-01-2015 12:28 ()


Obrodziło nam ostatnio w światku komiksowym kilkoma półamatorskimi pozycjami wydanymi na papierze. „Biały Orzeł”, „Przygody Ivana Kotowicza”, „Mrok” czy omawiany „Incognito”, to owoce miłości fanów komiksu do medium i wyraz tęsknoty za lokalnymi, rozrywkowymi tytułami. Niestety, miłość nie zawsze idzie w parze z talentem, o czym się zaraz przekonamy.  

„Incognito” to dzieło Piotra Czarneckiego (scenariusz) i Łukasza Ciżmowskiego (ołówek, tusz, kolor), wspieranych przez Mariannę Wysoczyńską (dodatkowe rysunki). Komiks został wydany przez Roberta Zarębę, którego firma specjalizuje się w młodych, nieznanych twórcach. Jest to więc wydawnictwo z ideą wspierania nowych artystów, którzy nie mieliby żadnych szans u hegemonów rynku. Szkoda tylko, „Incognito” nie jest warte wydawania na papierze.

Akcja komiksu rozgrywa się w Polsce, ale świat przedstawiony zdecydowanie bardziej przypomina Gotham za czasów kiedy Batmana wydawał TM-Semic, niż to, co możemy zobaczyć za oknem. Tak więc dresiarze noszą broń krótką, uliczki między kamieniczkami są bardzo wąskie (ale przynajmniej nie mają zawieszonych klatek ewakuacyjnych), stacja benzynowa wygląda i jest okradana w stylu, który kojarzymy z amerykańskich filmów i tak dalej. Do tego należy dołożyć warstwę fantastyczną, która jest żywcem przeniesiona ze świata Batmana ze sporą domieszką X-Menów. Autorzy zresztą nie kryją się ze swoimi inspiracjami, wprost informując czytelnika o źródłach swoich zapożyczeń. Niestety, mnie to po prostu nie przekonuje.

Aby lepiej wyjaśnić o co mi chodzi, przyjrzyjmy się kreacji głównego bohatera: Paweł Kamiński to typowy młody, żyjący z dnia na dzień Polak. Pewnego dnia odkrywa w sobie niezwykły talent – potrafi znikać. Wtedy też postanawia wykorzystać swoją moc to czynienia dobra. Jak sam nas informuje, jest biedny i nie potrafi walczyć, więc moc znikania uzupełnia gazem pieprzowym w rękawie, oślepiającymi kulkami magnezu i nabijanymi ćwiekami rękawicami, a za kostium starcza mu prochowiec, kapelusz, twarz obwiązana bandażem i gogle. Inna postać zarzuca mu, że to przecież zrzynka z „Niewidzialnego człowieka”, na co Paweł, nasz heros, replikuje – „Lubię stare filmy”. Nawiasem mówiąc, jego „gadżety” kojarzą mi się jeszcze z Sandmanem, starym bohaterem od DC (nie mylić z postacią stworzoną przez Neila Gaimana).

Miał to być nasz bieda-bohater, z którym większość czytelników mogłaby się zidentyfikować. Co więc zawiodło? Spójrzmy jeszcze raz na Incognito i jego świat – mamy tu element swojskie, na które bez ładu i składu nałożono elementy zapożyczone. Sama idea nie jest zła, ale wierzcie mi, tutaj wyszło to wyjątkowo topornie. Poza tym, Paweł nie jest tak słaby jak deklaruje, mimo kilku potknięć łączy w sobie cechy komandosa i zawodowego detektywa, wypisz wymaluj Batman. Gdyby konsekwentnie był sobą, to nie mógłby brać udziału w fabule, mając te zdolności odrywa się od początkowego rysu. Clark Kent udaje gamonia, ale nim nie jest. Paweł jest gamoniem, który po założeniu maski staje się kompletnie inną osobą.

Nie pomaga sam scenariusz, który jest kolejną kliszą ze słabszych przygód Batmana. Mamy tu więc opowieść o złym doktorku i jego potworze spisaną według najpopularniejszych schematów i deus ex machin. Narracja jest bardzo słaba, gdyby nie znajome motywy bardzo trudno byłoby się połapać w tej prostej jak drut historii. Od pewnego momentu bohaterowi będzie towarzyszyć cycata Alicja, posiadająca bliżej niesprecyzowane mocne telekinetyczne. Oczywiście, ich zakres i ograniczenia zawsze zależą od aktualnych potrzeb historii. Koniec opowieści, jak na origin przystało, kończy deklaracja dalszej walki ze złem, tutaj w ramach męsko-żeńskiego duetu superbohaterów.

Zdaję sobie sprawę, że to hołd, że pulpa, że duch przygody. Ale Czarnecki i Ciżmowski nie dodają do tego nic ciekawego. Ja to wszystko gdzieś widziałem w lepszym wydaniu. Jedynym novum jest wspomniana polskość, kiepsko pasująca do wybitnie amerykańskich elementów oraz, ewentualnie, autoironiczność. Ta druga zahacza jednak bardzo często o autoparodię. Co jakiś czas Autorzy wciskają do scenariusza żarty informujące nas o zapożyczeniach filmowych, jak na przykład „To nie są droidy, których szukacie” wygłoszone po sztuczce z umysłem strażnika w kostnicy; ale dla mnie brzmi to jak tłumaczenie się – „Patrz, my nie zrzynamy, to nawiązanie!”. Nie czuję się przekonany.

Strona plastyczna jest brzydka, niemniej zdarzają się jej lepsze momenty, zwłaszcza po koniec. Twarze i proporcje bohaterów są zmienne, najbardziej obrywa się Alicji, która, w przeciwieństwie do Pawła, nie ma stałych elementów fizjonomii, przez co w każdym kadrze wygląda inaczej. Myślę też, że lepiej by to wyszło, gdyby autorzy nie stosowali „koloru”, to znaczy różnych odcieni szarości w celu wypełnienia, całość byłaby znacznie bardziej czytelna. Samo kadrowanie jest całkiem niezłe, to znaczy mimo słabości scenariusza wiemy co się dzieje. Nie zawsze jest to oczywiste w komiksach debiutantów. Album wydano bardzo ładnie. Papier jest porządny, obrazki wyraźne, okładka dość twarda, a całość wzbogacono o bonusową historyjkę i dodatkowe rysunki.

Mogłoby się wydawać, że chcę zrównać ten komiks z ziemią, ale to nieprawda. Całość powstała z sercem, Autorzy przelali swoje fascynacje w absolutnie każdą kreskę i linijkę dialogu. To jest po prostu szczera zabawa w tworzenie. Nie od razu Rzym zbudowano, nie każdy musi debiutować dziełem genialnym. „Incognito” i jego kontynuację spisuję na straty, ale może autorzy przeniosą później doświadczenia na coś, co nie powieli błędów poprzednika? Końcówka recenzowanego tomu jest znacznie lepsza od początku, jest to więc oznaka rozwoju. Miejmy więc nadzieję, że ta tendencja będzie się utrzymywać w przyszłych dziełach spółki Czarnecki/Ciżmowski.

 

Tytuł: "Incognito. Niesamowity Przypadek Pawła K.": "Skóra i krew"

  • Scenariusz: Piotr Czarnecki
  • Rysunek: Łukasz Ciżmowski, Marianna Wysoczyńska
  • Wydawnictwo: Robert Zaręba
  • Data wydania: 10.2014
  • Liczba stron: 80
  • Oprawa: miękka
  • Papier: offsetowy
  • Druk: cz.-b.
  • Wydanie: I
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Roberta Zaręby za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus