"Igrzyska śmierci": "Kosogłos część 1" - recenzja
Dodane: 20-11-2014 22:26 ()
Igrzyska się skończyły. Nadszedł czas liczenia strat i zejścia do podziemia. Opływające blichtrem medialne areny walki trybutów schodzą na dalszy plan. Teraz Panem szykuje się do konfrontacji z zapomnianym wrogiem. Dla jednych będzie to ciemiężyciel i dyktator w osobie prezydenta Corionalusa Snowa, dla drugich grupa rebeliantów odpowiedzialnych za destabilizację utopijnego tworu, metaforycznie nazwanego sercem, które funkcjonuje dzięki krwi – niewolniczej sile obywateli przymuszanych do pracy w każdej z wydzielonych przestrzeni życiowych, zwanych dystryktami.
Modny ostatnio trend spowodował, że tom wieńczący trylogię Suzanne Collins obejrzymy rozbity na dwie odsłony, które pojawią się w odstępie roku. Można powiedzieć bez ogródek, że pomysł ten nie jest podparty żadnym racjonalnym argumentem poza drenażem portfeli widzów. Mimo że pierwsza część „Kosogłosu” zabiera nas w inne lokalizacje niż komputerowo generowana arena i walki trybutów, to ciężar historii wciąż spoczywa (a nawet przygniata) na Katniss, będącej rozdartą emocjonalnie i zniszczoną psychicznie siedemnastolatką.
Grono postaci wydatnie się powiększa, a to za sprawą odkrycia Trzynastego Dystryktu, podziemnej fortecy stawiającej opór tyranii. Opór na pewno w filmie, bo w książce Snow chciał jak najszybciej zapomnieć o pechowej trzynastce z uwagi na bogaty arsenał śmiercionośnej broni. Wyglądało to bardziej na cichy pakt – my nie ruszamy was, bo wy oficjalnie nie istniejecie. Społeczeństwo wychowane pod ziemią, na które narzucono moc różnorodnych restrykcji i obostrzeń, samo w sobie wydaje się być niezwykle interesującym eksperymentalnym organizmem, jednak w obrazie potraktowanym po macoszemu.
Przeżywająca kryzys Katniss zostaje namaszczona na niezłomny i nieskazitelny symbol rewolucji, kroplę wody, która będzie drążyła kamień aż po kres swoich dni. Psychicznie wyczerpana, torturowana propagandowymi filmikami z udziałem Peety, wydaje się być osobą zagubioną, desperacko pragnącą ciepła. Zamiast tego trafia w sam środek teatrzyku marionetek – demonstracji siły mającej za zadanie porwać zniewolony lud do walki. Czy podejmie ostateczne wyzwanie? Ogrom wstrząsających przeżyć odcisnął dewastujące piętno na jej psychice, czyniąc z odważnej dziewczyny rozdygotaną nastolatkę cierpiącą na koszmary senne. Ten etap ewolucji Katniss w wykonaniu Jennifer Lawrence wygląda przekonująco. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o rozterkach miłosnych, bo targana emocjami bohaterka, która nie ma pewności, gdzie lokować swoje uczucia, wypada nazbyt melodramatycznie, powodując, że wątek utraconej/odzyskanej miłości niezamierzenie przysłania wymowę dzieła.
To nie jedyny mankament produkcji, bowiem podzielenie finalnego materiału na dwie części zaburzyło dotychczasową dynamikę prezentacji wydarzeń. Autorzy starają się odwrócić uwagę od rozwleczonej akcji poprzez epatowanie przejmującymi obrazami ludobójstwa i okrucieństw, których dopuszcza się Snow. Jednak wszystkie te okropieństwa są ukazane dość beznamiętnie. Analogiczne ujęcia w innych filmach szokują, skłaniają do natychmiastowej refleksji, natomiast tu są jedynie bodźcem mającym wskazać bohaterce właściwą drogę. No właśnie, czy właściwą? Dodatkowo jesteśmy karmieni jej bólem i cierpieniem, charakter tej postaci zostaje zdemolowany, zresetowany, przygotowany do odegrania nowej roli, przez co Katniss, jaką znaliśmy, została odesłana gdzieś w najdalsze zakamarki umysłu młodej kobiety, która nadal pozostaje narzędziem, ale w rękach innego aparatu władzy.
Sporą część produkcji wypełnia iście bokserski pojedynek, z tym że po obu stronach ringu przeciwnicy nie okładają się pięściami (jeszcze) tylko przerzucają propagandowo-politycznym gnojem, starając się udowodnić, że to druga strona nie ma racji, a spirali przemocy należy położyć natychmiastowy kres. To zdecydowanie najmocniejszy element fabuły, ukazanie całej machiny manipulacji jednostką, a także wkładania w usta dotychczasowym bożyszczom ludu spreparowanych agitek. Wszystko pod płaszczykiem słusznej sprawy (obojętnie czy sygnowanej znakiem tyranii/dobrobytu, czy rebeliantów/destruktorów utopijnej wizji państwa idealnego). W literackim pierwowzorze toczy się obustronnie brudna rywalizacja, a Katniss zachowuje dystans wobec prezydent Coin, sprawiającej wrażenie wytrawnego gracza. Odczuwalna jest zatem aura nieufności, która w obrazie rozmywa się już podczas pierwszej rozmowy między rzeczonymi protagonistkami. Na domiar złego, pozostałe postaci straciły wiele ze swego animuszu. Gale jest przygaszony, za bardzo wycofany, Plutarch w interpretacji Philipa Seymoura Hoffmana wypada nazbyt komicznie, jest daleki od swojego książkowego odpowiednika. Z kolei udział Effie Trinket należy uznać za niepotrzebną ingerencję w sprawnie rozpisaną historię. W pozostałych przypadkach „Kosogłos” jest dość wierną ekranizacją, gdzie niektóre dialogi są żywcem wyjęte z powieści.
W tym epizodzie zauważalny jest również dysonans pomiędzy poszczególnymi kreacjami, bowiem dużo swobody pozostawiono doświadczonym aktorom, których gra wypada naturalniej niż w przypadku młodszych adeptów sztuki filmowej. Nie jest to może istotny zarzut, ale wygląda to tak, jakby Lawrence, Hemsworth czy Claflin zostali odarci z pewności siebie, a ich ekranowe poczynania nie zawsze są wyrazem udanej i przekonującej gry.
Myślę, że podział „Kosogłosu” na dwie części zabił nieco ducha tej historii, sprawił że kolejne pojawiające się postaci są tylko nazwiskami/pseudonimami, nie kradną scen ani uwagi widza, nie są przebojowe, po prostu wypełniają przestrzeń życiową Katniss. Niektóre powieści należy adaptować z zachowaniem estetycznej wizji, a w przypadku dzieła Suzanne Collins mamy do czynienia z bardzo dobrym materiałem wyjściowym i dokonywanie w nim zmian było nierozsądne. Jak widać, tam gdzie władza postrzegana jest przez pryzmat pieniądza pewne niezdrowe nawyki nigdy nie ulegną zmianie.
5,5/10
Tytuł: "Igrzyska śmierci": "Kosogłos część 1"
Reżyseria: Francis Lawrence
Scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
Na podstawie powieści Suzanne Collins "Igrzyska śmierci: Kosogłos"
Obsada:
- Jennifer Lawrence
- Josh Hutcherson
- Liam Hemsworth
- Woody Harrelson
- Natalie Dormer
- Elizabeth Banks
- Stanley Tucci
- Donald Sutherland
- Sam Claflin
- Philip Seymour Hoffman
- Julianne Moore
- Willow Shields
- Mahershala Ali
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Jo Willems
Montaż: Alan Edward Bell, Mark Yoshikawa
Scenografia: Philip Messina
Kostiumy: Kurt and Bart
Czas trwania: 123 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus