„Jeremiah" tom 2: „Usta pełne piasku” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 15-11-2014 20:58 ()


Kurdy Malloy oraz tytułowy bohater tego cyklu, w swojej wędrówce po bezdrożach zdruzgotanych nuklearnym konfliktem Stanów Zjednoczonych, docierają na południowy zachód kontynentu. A przynajmniej tak można mniemać po zamieszkujących ten rejon potomkach Latynosów. Jak zapewne nie trudno się domyślić nie obędzie się bez kłopotów. 

Dostarczą ich zarówno mieszkańcy wspomnianego regionu jak i przedstawiciele lokalnej milicji (zwanej oficjalnie Organizacją Międzymiastową). Kością niezgody okazuje się skrzynia z pieniędzmi utracona przez milicyjny konwój w trakcie domniemanego starcia z miejscowymi. Ocaleli z napadu oficerowie – sierżant Corey i kapitan Kenney – wpadają w łapy drabów z bandy niejakiej Sharity, obozujących w opuszczonej farmie. Zanim to jednak nastąpiło zdołali oni ukryć cenny ładunek. Dzięki przekupstwu pierwszy z wspomnianych funkcjonariuszy wymyka się swoim prześladowcom, by w niewiele później natknąć się na Jeremiaha i Kurdy’ego. Chociaż obaj wędrowcy nie mają interesu w mieszaniu się do tej sprawy, to jednak splot okoliczności sprawia, że zmuszeni są mimo wszystko podjąć to wyzwanie.

Niejako obok głównego nurtu opowieści stajemy się świadkami docierania szorstkiej przyjaźni pomiędzy Kurdym a Jeremiahem. Przy czym ponownie daje o sobie znać brak doświadczenia tego drugiego. Bo jak pamiętają czytelnicy „Nocy drapieżców” (premierowego tomu serii) jeszcze do niedawna wiódł on żywot rolnika w jednej z osad na powojennym pustkowiu. Ale i on stopniowo nabiera cech, które uczynią zeń Jeremiaha z jakim mieliśmy do czynienia w wydanych przez Amber „Najemnikach” i „Nocy na bagnach”. W wymiarze gatunkowym tej odsłonie serii znacznie bliżej do westernu niż konwencji postapokaliptycznej. Rozległe przestrzenie usiane skalistymi formacjami równie dobrze mogłoby posłużyć za scenerie „Durango”, „Blueberry’ego” czy wciąż wyczekującej polskiej edycji serii „Comanche”. Podobnie rzecz się ma zresztą z oddziałem milicji, który – pomijając drobne szczegóły – z powodzeniem sprawdziłby się jako jednostka kawalerii Stanów Zjednoczonych z czasów wojny o Góry Czarne (1876 r.).

Hermann Huppen nie pozwala jednak całkowicie zapomnieć o faktycznej przynależności gatunkowej tej serii. Stąd w materię świata przedstawionego regularnie wkomponowuje on elementy kultury obce realiom Dzikiego Zachodu. Przy czym uczynił to na tyle umiejętnie, że obie sfery harmonijnie ze sobą współgrają. Tym samym przyczynia się to do wytworzenia nowej jakości gatunkowej, którą z dużym prawdopodobieństwem byliby skłonni zaakceptować zarówno admiratorzy westernu, jak i wielbiciele postapokaliptycznej fantastyki. Zwłaszcza, że jak niemal zawsze, także i w tym przypadku najważniejsza jest przekonująca historia. A pod względem prowadzenia fabuły autora „Wież Bois-Maury” wypada uznać za autentycznego wirtuoza. Nawet pomimo podjęcia przezeń nadzwyczaj często eksploatowanego schematu pogoni za ukrytym skarbem (vide trzeci album zbiorczy „Blueberry’ego” czy wręcz archetypiczne pod tym względem „Złoto dla zuchwałych”).

Nie inaczej rzecz się ma w kontekście jego plastycznych umiejętności. Bo jako klasyk komiksu frankofońskiego (doceniony także po drugiej stronie Atlantyku), Hermann oferuje warsztatową biegłość i łatwo rozpoznawalny styl. Charakterystyczna maniera portretowania przewijających się tu postaci ponoć dla pewnej części czytelników uchodzi za nie do przyjęcia. Jednak już tylko dzięki temu trudno pomylić autora tej opowieści. „Ardeński Dzik”  z werwą rozrysowuje pustynne krajobrazy usiane skrofuliczną roślinnością i skalnymi rozpadlinami. Nie jest on pod tym względem aż tak detaliczny jak Juan Giraud w wyżej wspominanym cyklu o Mike’u Blueberrym. Niemniej na tyle wystarczająco, by wytworzyć przekonującą aurę spustoszonej zaciętym konfliktem krainy.

Intensywna kolorystyka to zapewne efekt odświeżenia materiałów oryginalnych za pomocą współczesnych technik edytorskich. Podobna sytuacja miała już miejsce przy okazji przynajmniej pierwszego tomu „Wież Bois-Maury” („Babette”). O ile jednak w tamtym przypadku przejaskrawiona warstwa kolorystyczna wzbudzała pewne wątpliwości, o tyle w tym przypadku różnorodne odcienie czerwieni udatnie podkreślają pustynny klimat wzorowany na środowisku naturalnym Utah, Kolorado czy Nowego Meksyku.

Na końcu albumu, obok reprodukcji okładek dwóch dotąd wydanych części cyklu, zamieszczono również cztery kolejne – „Dzicy spadkobiercy”, „Oczy płonące żelazem”, „Laboratorium wieczności” oraz „Sekta”. A to tylko wzmaga apetyt na dalszy ciąg tej klasycznej i niezmiennie emocjonującej serii. Trzeci jej epizod trafi do dystrybucji jeszcze w tym roku.

 

Tytuł: „Jeremiah" tom 2: „Usta pełne piasku”

  • Tytuł oryginału: „Jeremiah – Dusablepleinlesdents” 
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej:  Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data premiery wersji oryginalnej: 1 października 1979 r.
  • Data premiery wersji polskiej:4 października 2014 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format:  21,5 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus