"Gość" - recenzja
Dodane: 12-11-2014 20:11 ()
O gościnności zwykło się mawiać Gość w dom, Bóg w dom, nie odmawia się bowiem schronienia strudzonemu pielgrzymowi, który zastuka do waszych drzwi i poprosi o szklankę wody. Ale czy na pewno należy ufać każdemu, kto będzie chciał nadużyć waszej życzliwości?
Do domostwa państwa Petersonów w słoneczny poranek przybywa (a raczej dobiega) młody człowiek podający się za bliskiego przyjaciela ich zmarłego syna. Właśnie opuścił koszary i postanowił odwiedzić rodzinę kolegi, który przed śmiercią prosił go, aby roztoczył opiekę nad jego bliskimi. Tak też uczynił. Wystarczyło kilka chwil, aby ujął rozmową zrozpaczoną po utracie syna matkę, ale również pan domu (ciapowaty Leland Orser), początkowo niechętny, z czasem odnajduje w Davidzie wdzięcznego słuchacza jego wszelkich problemów wynikających z dość niskiego poczucia własnej wartości. Nastoletnia córka nie jest już z kolei tak bardzo ufna, ale jej rzeczony imponuje tężyzną fizyczną. Natomiast najmłodszą latorośl przekonuje do siebie, pomagając wyrównać szkolne porachunki. I tak David z nieznanego przybysza, człowieka całkowicie obcego, staje się jakże pożądanym przyjacielem, aniołem stróżem. Prawie aniołem stróżem…
„Gość” stanowi zlepek konwencji, który zaowocował bardzo sprawnie nakręconym thrillerem. Adam Wingard nie ucieka bowiem od utartych schematów, ale nie stara się ich nachalnie powielać, tylko pomysłowo i z wyczuciem komponuje je w swojej opowieści. Wcielający się w Davida Dan Stevens wyrasta na gwiazdę, która bez problemu dźwiga na swoich barkach fabułę. Jego postać to wybuchowa mieszkanka z pozoru flegmatycznego wojaka, a w rzeczywistości psychopaty skrywającego się za maską poczciwego chłopaka z sąsiedztwa, który właśnie wrócił ze służby. Sceny, w których aktor balansuje między poważnymi dialogami a komediowymi czy wręcz groteskowymi, wywołują dreszcz emocji. Kiedy na jego twarzy maluje się szelmowski uśmiech możemy spodziewać się błyskotliwego żartu albo kulki w łeb. Każdy z rodzinki Petersenów wrzucony w wir swojego świata odnajduje się w tej nieco absurdalnej komedii podszytej subtelnym, horrorowym sznytem. Pojedyncze scenki rodzajowe, czy to w barze, czy w szkole u pryncypała, to malutkie cudeńka w wykonaniu aktora znanego przede wszystkim z popularnego serialu „Downton Abbey” (ostatnio mogliśmy go zobaczyć również u boku Liama Nessona w „Krocząc wśród cieni”).
Wingard jednak najlepsze zostawia na koniec. Z sielankowej, lecz tajemniczej atmosfery zmienia swój obraz w rasowego akcyjniaka wraz z pojawieniem się rządowego tajniaka. Jednak to nie wszystko. Finał, rozgrywający się przy akompaniamencie halloweenowych upiorów oraz stylowej elektronicznej ścieżki dźwiękowej (miks motywów z „Halloween” i „Łowcy androidów”) to już pełną gębą flirt z kinem grozy. Hołd złożony dawnym horrorom. Wingard niezwykle mocną końcówką udowadnia, że nawet z wytartych klisz można sklecić śmiałe i świeże kino. „Gość” to największe zaskoczenie tego roku, na plus oczywiście. Warto wybrać się na niego do kina zanim z siłą armatniego pocisku wypadnie z repertuaru kin. Polecam!
7/10
Tytuł: "Gość"
Reżyseria: Adam Wingard
Scenariusz: Simon Barrett
Obsada:
- Dan Stevens
- Joel David Moore
- Maika Monroe
- Leland Orser
- Sheila Kelley
- Brendan Meyer
- Lance Reddick
Muzyka: Steve Moore
Zdjęcia: Robby Baumgartner
Montaż: Adam Wingard
Scenografia: Thomas S. Hammock
Czas trwania: 93 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus