"Strażnicy Galaktyki" - recenzja
Dodane: 03-08-2014 21:58 ()
Marvelowi znów się udało. Z mało znanego komiksu wyprodukował wakacyjny przebój, ba!, prawdopodobnie najlepszy film rozrywkowy 2014 r. Kiedy ogłoszono ekranizację „Strażników Galaktyki”, przy której miał pracować James Gunn, miłośnicy filmowego uniwersum przecierali oczy ze zdumienia. Przecież tyle popularniejszych postaci czeka w kolejce na swój ekranowy debiut! Wybór okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, a od czasu pierwszego „Iron Mana” Marvel nie miał w kinie tak porywającego obrazu.
Na pewno Gunn tworzył pod dużą presją oczekiwań. Do tej pory większość filmów sygnowanych logiem Marvel Studios okazało się hitami, a tu człowiek odpowiedzialny za scenariusz fabularnych przygód Scooby-Doo czy parodię filmów o superbohaterach „Super” ma z powodzeniem przenieść na ekran mało znaną grupę kosmicznych wyrzutków. Gunn podszedł do tematu na pełnym luzie, nie mając nic do stracenia nakręcił obraz, który pokochają zarówno fani uniwersum Marvela, jak i miłośnicy dobrego s-f. Jednym z głównych atutów „Strażników Galaktyki” jest ich anonimowość, film można oglądać w oderwaniu od poprzednich produkcji.
Barwną piątkę głównych postaci trudno nazwać bohaterami na miarę Avengers. Peter Quill – międzygalaktyczny awanturnik, poszukiwacz przygód i kłopotów, duet łowców nagród: gadający szop Rocket oraz jego mrukliwy kompan Groot, przyszywana córka Thanosa – Gamora i mało rozgarnięty, pałający żądzą zemsty Drax Niszczyciel. Doprawdy zgraja przedziwnych indywiduów, którzy szybciej skoczą sobie do gardeł niż będą współpracować. Genezę tej szorstkiej przyjaźni, okraszoną licznymi nieporozumieniami, ucieczkami i pościgami Gunn przekuł w widowiskowe, ekscytujące, a przede wszystkim dowcipne kino akcji.
Sprawcą wszelkich nieszczęść jest cenny artefakt, skrywający niezwykle potężny kamień nieskończoności. Każdy chce go zdobyć i wykorzystać do własnych celów, które są rozmaite: począwszy od władania wszechświatem, zniszczenia swoich wrogów czy z prostej chęci zysku. Stanowi on centralną oś fabuły, wokół której rozgrywają się wydarzenia, a piątka głównych postaci w trakcie szalonej i pełnej wrażeń kosmicznej włóczęgi powoli przeistacza się w zgraną drużynę. Reżyser do tego stopnia oparł swoje dzieło na relacjach bohaterów, uwypuklając ich wzajemne sympatie i antypatie, że potężny Ronan Oskarżyciel jest tylko impulsem mającym scementować rodzącą się więź przyjaźni niż pełnokrwistym antagonistą. Zresztą Gunn, aby uniknąć patosu uciekł w głąb nieobliczalnych, na swój sposób oryginalnych rozwiązań, które nie tylko stanowią niewyczerpalne źródło inteligentnego humoru, ale nadają bandzie kosmicznych wyrzutków ich niepowtarzalnego i niepodrabialnego stylu. Oczywiście mógłby nakręcić „Strażników Galaktyki” w bardziej poważnym tonie, ale wtedy film straciłby wiele ze swojej unikalności.
Aktorsko prym wiedzie zawadiacki Chris Pratt, który żywo przypomina Hana Solo, bez dwóch zdań jest wyrazistą gwiazdą tego obrazu. Fenomenalnie w roli Rocketa wypadł Bradley Cooper, tchnął życie w pomysłowego i przebojowego szopa, któremu gęba się nigdy nie zamyka. Stawkę herosów uzupełniają: zabójczo skuteczna Zoe Saldana ponownie w kreacji silnej kobiety, Vin Diesel, czyli twardziel o gołębim sercu, podkładający głos pod Groota (niezwykle trafny wybór) oraz były zapaśnik Dave Bautista, przekonująco portretujący przeróżne stany rozchwianego emocjonalnie Draxa. Każda z wymienionych postaci ma swoją, interesującą historię, przez co żadna z nich nie pozostaje obojętna dla widza. Drugi plan wypełniają utytułowani aktorzy, z których warto tylko wymienić Glenn Close, Johna C. Reily’ego, Djimona Hounsou i Benicio del Toro.
„Strażnicy Galaktyki” posiadają jeszcze jeden niezaprzeczalny atut – fenomenalną ścieżkę dźwiękową. Pojawiające się znienacka popularne kawałki z lat 60/70/80 poprzedniego stulecia nadają obrazowi niezapomnianego klimatu. Gunnowi udało się nasycić futurystyczną akcję (nota bene rozgrywającą się w 2014 r.!) wybornym retro soundtrackiem. Najnowsze dziecko filmowego Marvela to najlepsza i najzabawniejsza produkcja tego lata. Dom Pomysłów ponownie pokazał dlaczego nie ma sobie równych, nie stara się na siłę budować poważnych psychologicznych wizerunków bohaterów, stawiając na odrobinę fantazji oraz ryzyka, co jest przejawem zarówno geniuszu, jak i zuchwalstwa. Konkurencja musi się jeszcze dużo nauczyć. Przepis na udane kino superbohaterskie jest jeden i obecnie spoczywa bezpiecznie w rękach marvelowskich herosów. Żadna znana siła we wszechświecie nie jest w stanie im go odebrać!
8/10
Tytuł: "Strażnicy Galaktyki"
Reżyseria: James Gunn
Scenariusz: James Gunn, Nicole Perlman
Na podstawie komiksu Dana Abnetta i Andy Lanninga
Obsada:
- Chris Pratt
- Zoe Saldana
- Vin Diesel
- Bradley Cooper
- Dave Bautista
- Lee Pace
- Michael Rooker
- Karen Gillan
- Djimon Hounsou
- John C. Reilly
- Benicio Del Toro
- Glenn Close
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Ben Davis
Montaż: Fred Raskin, Craig Wood, Hughes Winborne
Scenografia: Charles Wood
Kostiumy: Alexandra Byrne
Czas trwania: 121 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus