"Transformers": "Wiek zagłady" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-07-2014 07:53 ()


O „Wieku zagłady” można napisać krótko - wojna chaosu, czyli Michael Bay ponownie profanuje Transformersy. Zmiana obsady, trzecia siła w kosmicznym uniwersum oraz stary/nowy przeciwnik, tak w zarysie prezentuje się fabuła rozwleczonej do granic możliwości obyczajowej opowiastki.

Bay, w portretowaniu zabawek sygnowanych znakiem firmowym Hasbro, próbował już wszystkiego poczynając od lekkiej komedyjki zabarwionej wysokooktanową akcją, melodramatycznej historii utopionej w natłoku spektakularnych wybuchów (przeładowanych slow motion), aby w finale pokazać przedłużającą się, mega nudną rozwałkę. Najlepiej poradził sobie przy pierwszej konwencji, z której nie wiadomo czemu zrezygnował. W czwartej odsłonie postanowił powalczyć o widza z całkowicie innej strony, obyczajowej. Klęskę poniósł na całej linii. 

Wątek ojca samotnie wychowującego dorastającą córkę, nagminnie wałkowany przez pierwsze pół godziny filmu, a i później będący gwoździem do trumny produkcji, to pokaz sztucznego kina schowanego za maskami przeciętnych aktorów. Wahlberg – wojownik sprawdza się po stokroć lepiej niż Wahlberg – zatroskany tatusiek. Jego młoda latorośl i jej lowelas – to typowe nastolatki beztrosko odrzucające możliwość korzystania z pewnej części ludzkiego ciała, potocznie nazwanej mózgiem. Nie dziwi zatem linia dialogowa między wspomnianymi – ani to śmieszne, ani mądre, takie bez wyrazu i historii.

Zatem na osłodę powinny pozostać roboty, wybuchy i nieustająca akcja. Niestety, ta część obrazu również nie jest jego najmocniejszą stroną. Pomijając kurioza w stylu samoodnowienie się Prime’a (wraz z naprawami), a także jego nieśmiertelność, nic nie jest mnie już w stanie zadziwić w amerykańskiej, przeznaczonej dla mas, superprodukcji. Bay kultywuje jeden schemat – mamy wąską grupę Autobotów i watahę przeróżnych zagrożeń nacierających z wielu źródeł. Bijcie się i sobie radźcie, a jak będzie gorąco to wyciągnę przysłowiowego asa z rękawa. Takim właśnie jest pojawienie się pradawnych wojowników, których wizerunek przywodzi na myśl pamiętne Dinoboty, jednak ta nazwa w filmie nie pada. O ich genezę również się nie pokuszono. 

Za całym złem współczesnego świata stoją oczywiście pazerni i żądni władzy ludzie, którzy nie bacząc na konsekwencje swoich działań zmierzają wprost w objęcia apokalipsy. I to jest pewne novum w tetralogii o Transformers. Szkoda tylko, że jak na ekranie mają królować olbrzymie roboty i dostarczać niezapomnianych wrażeń, to znów wszystko psuje czynnik ludzki. Przemilczę już nawet fakt, że mały niczym mróweczka człowieczek stawia czoło wielotonowej machinie zagłady, bijąc się z nią jak równy z równym. Może Bay kazał mu być jak Superman i prężyć muskuły ze stali?

 

„Wiek zagłady” rozczarowuje na każdym polu, nie olśniewa też wizualnie, ani nie porywa ścieżką dźwiękową. To takie typowe odcinanie kuponów od poprzednich odsłon. A patrząc na wpływy z rynku światowego, można mieć prawie pewność, że miliardowa bańka pęknie bardzo szybko. Będzie to oznaczało tyle, że nie uchronimy się przed kolejną częścią cyklu. 

 3/10

Tytuł: "Transformers": "Wiek zagłady"

Reżyseria: Michael Bay

Scenariusz: Ehren Kruger

Obsada:

  • Mark Wahlberg
  • Stanley Tucci
  • Kelsey Grammer
  • Nicola Peltz
  • Jack Reynor
  • Titus Welliver
  • Sophia Myles
  • Peter Cullen
  • John Goodman
  • Ken Watanabe
  • Frank Welker

Muzyka: Steve Jablonsky

Zdjęcia: Amir M. Mokri

Montaż: Paul Rubell, William Goldenberg, Roger Barton

Scenografia: Jeffrey Beecroft

Kostiumy: Marie-Sylvie Deveau

Czas trwania: 165 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji

 


comments powered by Disqus