"Godzilla" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-05-2014 20:12 ()


Komu potrzebna jest dziś Godzilla? Chyba tylko Amerykanom, którzy nie potrafią pogodzić się z porażką, a taką niewątpliwie była poprzednia próba okiełznania króla potworów. Obchodząca sześćdziesiąte urodziny bestia dzięki komputerowym czarodziejom wygląda lepiej niż kiedykolwiek, szkoda, że odnowionemu wizerunkowi nie dorównuje fabuła – zagrzebana gdzieś w tandetnym dramacie, przeplatanym z rzadka sekwencjami akcji.

Pierwszą i najpoważniejszą bolączką obrazu o podmorskim gigancie jest usilne sygnalizowanie czynnika ludzkiego. Bohaterowie w obrazie Garetha Edwardsa są przyjemnie nijacy, bez charyzmy czy ochoty do grania. Nie ma się czego dziwić, zawsze pozostaną w cieniu majestatycznego kolosa. Po drugie, aktorzy potrafiący rozruszać skostniałą historię nieszczęśliwie szybko dają za wygraną (czytaj – zostają nader prędko ukatrupieni). Strata jest podwójna, bo w naszpikowanej obsadzie pozostają już tylko papierowi bohaterowie, którzy nie są zbyt biegli w okazywaniu emocji w obliczu niechybnej zagłady.  

Fabuła narzuca widzowi losy kilku postaci w mocno stereotypowym wydaniu. Kiedy pierwsze tajemnice zostają rozwiązane, a my czekamy na galaktyczną rozwałkę między potworami, na ekranie robi się zwyczajnie nudno. Przy nieograniczonym wręcz potencjale Godzilli zaśmiecanie ekranowego czasu gadającymi głowami, które od wieków mówią to samo – najlepsze remedium na wszelkie ziemskie troski stanowi atomówka – jest tylko i wyłącznie samolubnym posunięciem. Dodatkowo – poglądy wojskowych i naukowców nie ścierają się ze sobą w tyglu gorących, dramatycznych dyskusji. Raczej neutralnie koegzystują obok siebie, podkreślając bezbarwność dialogów i marionetkowość głównych postaci. Odwaga, poświęcenie, patos w najczystszej postaci – to hasła reklamowe dla spragnionych zwycięstw amerykańskich odbiorców. Całkiem możliwe, że takie właśnie kino – specjalnie ukierunkowane dla masowego widza zza oceanu, jest dla niego spełnieniem marzeń. Niestety, pozostała część publiczności może poczuć ogromne uczucie niedosytu.

Wizualnie przerośnięte maszkary prezentują się zjawiskowo, a rycząca w chwili triumfu Godzilla dosadnie pokazuje do kogo należy miano gwiazdy tej produkcji. Gdybym mógł decydować o nominacjach do Oscara, bez wątpienia miałbym kandydata do drugoplanowej roli w kategorii niszczyciela światów. Finałowa konfrontacja, rozgrywająca się w San Francisco, to tylko ułamek możliwości króla potworów. Dlatego też ubiegłoroczne „Pacific Rim” nadal pozostaje niepokonane na arenie walk gigantycznych kreatur. Szkoda, bo patrząc na dziedzictwo najsłynniejszego dziecka wytwórni Tōhō, a także długą przerwę w jej ekranowej karierze, autorzy mogli się postarać o znacznie bardziej interesujące widowisko.  A tak jest to film bez historii, do obejrzenia i zapomnienia.

5/10

Tytuł: "Godzilla"

Reżyseria: Gareth Edwards

Scenariusz: Max Borenstein

Obsada:

  • Aaron Taylor-Johnson
  • Ken Watanabe
  • Bryan Cranston
  • Elizabeth Olsen
  • Sally Hawkins
  • Juliette Binoche
  • David Strathairn

Muzyka: Alexandre Desplat

Zdjęcia: Seamus McGarvey

Montaż: Bob Ducsay

Scenografia: Owen Paterson

Kostiumy: Sharen Davis

Czas trwania: 123 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus