"Tequila" tom 1: "Władca marionetek" - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 05-02-2014 09:06 ()


Piciu tequili towarzyszy zwyczajowo pewnego rodzaju rytuał. Otóż na przykład w przypadku degustacji tequili silver, najpierw należy zlizać sól, którą posypuje się dłoń pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym, następnie wypić zawartość kieliszka i zagryźć go cytryną lub limonką. Niestety trudno mi przyrównać lekturę komiksu Łukasza Śmigla i Katarzyny Babis do doznań płynących ze smakowania meksykańskiej wódki.

Kiedy się na nią spojrzy, już na pierwszy rzut oka widać, że Tequila jest bohaterką mającą zainteresować czytelnika ponętnymi kształtami. Co tu kryć, wojownicza dziewczyna o przeszywającym spojrzeniu, w dodatku bardzo skąpo odziana, w materiałach promocyjnych najczęściej przedstawiana w towarzystwie tygrysa, to doskonały materiał na wiodącą postać przygodowego komiksu. W dodatku w prologu do historii zatytułowanej "Władca marionetek" Tequila przedstawiona jest jako żywa legenda, postać, której przygody mają nas zainteresować, ponieważ ich znaczenie dla losów przedstawionego świata jest niesamowicie ważne. Zrodzona w męskim umyśle i narysowana kobiecą ręką – co uważam za wyjątkowo udane połączenie sił – bohaterka dostaje swoją szansę, by przebojem wedrzeć się na rodzimą scenę komiksową. Czy jest to jednak szansa wykorzystana?

"Władca marionetek" to opowieść z gatunku postapo, osadzona wokół klasycznego schematu, gdzie mamy do czynienia z przepowiednią, dotyczącą przyszłości i możliwości ocalenia zniszczonego świata, pojawiają się też wybrańcy, z których tylko jeden może być tym jedynym. Aby całości dodać bardziej mistycznego klimatu, w komiksie znaleźć można liczne odwołania do Biblii, chociażby ogrody Edenu czy owoc poznania dobra i zła. Nie brakuje też nawiązań do innych serii komiksowych, a dla mnie najbardziej oczywiste skojarzenie to "Armada" Morvana i Bucheta, znalazłem też scenę w moim odczuciu inspirowaną fragmentem "Thorgala". Komiks pełen jest popkulturowego miszmaszu, wyraźnie widać odwołania do Ruchu Rastafari (między innymi w nazewnictwie), lecz nie brakuje też nawiązań chociażby do kultury japońskiej.

Jeśli zaś chodzi o sam sposób prowadzenia narracji, sporo w albumie dłużyzn pozbawionych dialogów, niekoniecznie budujących właściwy klimat. Wydaje mi się, że rozumiem zamiar scenarzysty, który zdecydował się postawić bardziej na wrażenia, a przy tym starał się uniknąć przegadania, natomiast po zamknięciu albumu przygody Tequili przestały być dla mnie ważne, chociaż to dopiero ich początek. Mówiąc krótko, chyba za dużo pary poszło w ten jeden album, scenarzysta chciał za dużo, paradoksalnie mówiąc mało, efektem czego większość tej pary po prostu się ulotniła.

Dla Katarzyny Babis "Tequila" jest albumowym debiutem. Autorka popularnego w Internecie "Kącika Kiciputka"  i rysowniczka również znanych z Internetu "Barw Biedy" po raz pierwszy zmierzyła się z konkretnym papierowym projektem, do czego potrzeba było trochę szczęścia – Łukasz Śmigiel przypadkiem trafił na jej prace i tak to się zaczęło... Babis operuje bardzo przyjemną dla oka kresą, miękką, inspirowaną trochę Disneyem, lecz charakterystyczną, szczególnie jeśli chodzi o postaci kobiece. Jeśli chodzi o "Tequilę", pokazywane przed premierą projekty postaci, concept arty, tudzież fragmenty historii wyglądały bardzo obiecująco, niestety zaglądając do albumu widać, że podczas pracy nad albumem rysowniczka nie ustrzegła się warsztatowych błędów... Pośród udanych kadrów i plansz odnaleźć można również te, które nie wyglądają już tak dobrze. Nie wiem, czy to pośpiech, czy może pewne braki w rysunku, faktem jest jednak, że miejscami anatomia czy perspektywa, kolokwialnie mówiąc, leżą, a próby ukazania dynamiki scen niejednokrotnie okazały się być fiaskiem. Cóż, pierwsze koty za płoty. Myślę, że rysowniczka będzie miała okazję rozwijać się na planszach komiksowej trylogii, a dostrzegając drzemiący w niej ogromny potencjał, trzymam mocno kciuki.

Świadom tego, że projekt o kryptonimie "Tequila" to nie tylko "Władca marionetek" i jego kontynuacja, lecz również powieści osadzone w tym samym świecie, śmiem postawić tezę, że komiks jest w zasadzie dopełnieniem tego, co autor będzie przedstawiał w książkach. Może trochę gdybam, ale takie właśnie odniosłem wrażenie po zapoznaniu się z pierwszą częścią narysowanych przygód Tequili – że jest to taki trochę bardziej rozbudowany zwiastun czegoś więcej, być może czegoś o wiele ciekawszego.

Nie ukrywam, szum wokół "Tequili" rozbudził mój apetyt, może niekoniecznie na coś wyjątkowego, ale po prostu na dobrą historię. Na pewno dużym sukcesem było finansowe wsparcie, jakie autorzy otrzymali od czytelników poprzez crowdfunding i ten kredyt zaufania wydawał mi się być wystarczającym powodem do tego, by odpowiednio zmobilizować do pracy parę autorów. Może to właśnie z powodu tych rozbudzonych oczekiwań skończyło się rozczarowaniem, a lektura "Tequili", zamiast smakować jak tequila, była dla mnie zastępnikiem typu piwo o smaku tequili, a więc Desperados – warto dodać, piwo o recepturze pochodzącej z Francji, a nie Meksyku. Jednym słowem, czytając "Tequilę" nie rozgrzałem się. Ani w miarę wartka akcja, ani ponętna bohaterka nie pomogły. Na koniec pozostała trochę kwaśna mina. Może zabrakło cytryny na koniec? Tylko że ja akurat lubię cytrynę i raczej rzadko się krzywię, kiedy ją próbuję...

 

Tytuł: "Tequila" tom 1: "Władca marionetek"

  • Scenariusz: Łukasz Śmigiel
  • Rysunek: Katarzyna Babis
  • Kolory Katarzyna Babis
  • Wydawca: Dobre Historie
  • Data publikacji: 28.01.2014 r.
  • Liczba stron: 56
  • Format: 210x290 mm
  • Oprawa: miękka
  • Druk: kolor
  • Cena: 39 zł

Dziękujemy wydawnictwu Dobre Historie za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus