„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 15-10-2013 19:28 ()


Można by rzec: „Nareszcie!”. Bo oto po latach braku prezentacji dokonań Jerzego Wróblewskiego wytworzonych w toku niemal dwudziestoletniej współpracy z „Dziennikiem Zachodnim” nadarza się okazja by tę kłopotliwą lukę wypełnić.

Bibliografia dorobku Jerzego Wróblewskiego pokazuje, że autor nie obawiał się podejmować żadnego z oferowanych tematów – począwszy od paleoastronautyki (obok m.in. Grzegorza Rosińskiego i Bogusława Polcha znalazł się w gronie plastyków testowanych do realizacji serii „Bogowie z Kosmosu”), poprzez skierowaną do dzieci humoreskę („Miasto z chmur”), szczególnie lubiany przezeń western („Przyjaciele Roda Taylora”), sylwetki odkrywców („Sam w afrykańskim pustkowiu”), aż po reżimową agitację (seria „Dziesięciu z Wielkiej Ziemi”). Wśród zrealizowanych przez „Mistrza z Bydgoszczy” zleceń znalazło się również mnóstwo sensacyjniaków („Kapitan Żbik”) i nieco mniej opowieści z nurtu science-fiction („Vahanara”). Na premierowy tom „Z Archiwum Jerzego Wróblewskiego” złożyły się dwie fabuły: kryminalna i fantastycznonaukowa z motywami humorystycznymi.

„James Hart” z miejsca budzi skojarzenia z późniejszymi o kilka/kilkanaście lat sensacyjniakami pokroju „Czarnej Róży”, „Szklanej kuli” (w zbiorze „Diamentowa rzeka”), „Figurek z Tilos” czy „Fortuny Amelii”. Jak już wskazuje nazwisko tytułowego bohatera fabuła rozgrywa się w realiach innych niż PRL w początkach lat siedemdziesiątych. Tym samym opowieść zyskuje na zachodnioeuropejskim blichtrze i ogólnym realizmie (wszak w raju Edwarda Gierka monopol na zorganizowaną przestępczość dzierżyli co najwyżej koordynatorzy akcji „Żelazo”). Mamy zatem do czynienia ze zmaganiami tytułowego bohatera z szajką przestępców kierowaną przez ponętną Julię Corman. Bezwzględna niewiasta zdaje się hołdować teorii w myśl, której najlepszą obroną jest atak, co w konsekwencji doprowadza do konfrontacji z problematycznym detektywem. I co więcej, przyznać trzeba, że pomimo niewielkiej objętości tej opowieści jej autor zdołał sprawnie wygenerować aurę napięcia i zagrożenia.

Stylistyka, w jakiej wykonano ów komiks, to przykład maniery realistycznej z jaką zwykło się najczęściej kojarzyć dokonania Jerzego Wróblewskiego. Co prawda brak tu jeszcze swobody i bezbłędnego ujmowania m.in. skrótów perspektywicznych tak charakterystycznych dla niewiele późniejszych prac rzeczonego (już od co najmniej zamieszczonej w czwartym numerze „Relaxu” „Tajemnicy głębin”). Biorąc jednak pod uwagę ekspresowe tempo realizacji, okazjonalne błędy rysunkowe wydają się w pełni usprawiedliwione. A przy okazji nadarza się okazja do prześledzenia procesu formowania niezapomnianego stylu mistrza Jerzego.

Zgodnie z tytułem „Nie z tej Ziemi” rozgrywa się w dużej mierze poza naszym globem, bowiem ziemscy astronauci peregrynują na planetę Balif zamieszkiwaną przez gatunek inteligentnych humanoidów. Zadaniem dowódcy wyprawy – Ringo Martina – jest (jak przystało na przedstawiciela ekspansywnej cywilizacji) ocena pozaziemskich surowców pod względem ich przydatności dla potrzeb ziemskiego przemysłu, a przede wszystkim dostarczenie na Ziemię jednego z tubylców. W powierzonym zadaniu wspomaga go zespół w osobach dwójki naukowców oraz kolega po fachu, pilot Ben. Wyprawę ukazano według schematów znanych z niezliczonej ilości opowiastek science-fiction, choć w realiach skąpej oferty doby PRL (a zwłaszcza na etapie połowy lat sześćdziesiątych) „Nie z tej Ziemi” stanowiła dla wygłodzonych wielbicieli fantastyki prawdopodobnie nie lada gratkę. Nie sposób przegapić również podobieństw tej fabuły wobec dwukrotnie prezentowanej na łamach „Świata Młodych” historii „Binio Bill - kręci western i… w Kosmos!”. Zbieżności dotyczą nie tylko jednej z funkcji broni użytkowanej przez głównych bohaterów, ale też i zasadniczego wątku, tj. antagonizmu pomiędzy przedstawicielami dwóch, obcych cywilizacji oraz ingerencji ze strony Ziemian.   

Stąd też prezentacja „Nie z tej Ziemi”, oprócz waloru czysto rozrywkowego, po raz kolejny potwierdza pewną prawidłowość dostrzegalną w twórczości rodzimych (choć w gruncie rzeczy nie tylko) kreatorów komiksu. Bo podobnie jak Papcio Chmiel nie omieszkał wykorzystać zastosowanych wcześniej w „Świecie Młodych” konceptów również w „książeczkowych” przygodach Tytusa, Romka i A’Tomka, tworząc albumy o Kajko i Kokoszu Janusz Christa sięgał do ogromu swego dorobku z czasów jego aktywności w „Wieczorze Wybrzeża”, a Tadeusz Baranowski adaptował niektóre wątki z udziałem Szlurpa i Burpa na potrzeby przygód profesora Nerwosolka, tak również Jerzy Wróblewski korzystał z co bardziej udanych, wcześniejszych pomysłów swego autorstwa. Tym samym „Nie z tej Ziemi” wypada potraktować jako odległego „przodka” trzeciej opowieści z udziałem Binio Billa.

Bazująca na fantastyce naukowej opowiastka zasługuje na szczególną uwagę także ze względu na zastosowaną w niej stylistykę graficzną, różną od z reguły obecnej w najbardziej reprezentatywnych pracach Wróblewskiego. Bo chociaż na przykładzie komiksów z udziałem wzmiankowanego szeryfa Rio Klawo oraz gromadki mieszkańców wyspy Umpli Tumpli widać, że dysponował on w pełni rozwiniętym tzw. stylem animacyjnym, o tyle rzadko zdarzało się by skłaniał się on ku geometryzacji zbliżonej m.in. do maniery z wczesnych kreskówek powstających w wytwórni Hanna-Barbera. A z taką właśnie stylizacją mamy do czynienia w „Nie z tej Ziemi”.

Album wzbogacono humorystycznymi historyjkami oraz konkursami w formule graficznej. Szczególnym rarytasem jest tekst autorstwa Macieja Jasińskiego pt. „20 lat z Dziennikiem Wieczornym”, w którym wspomniany autor wnikliwie przybliża okres współpracy Wróblewskiego z bydgoską „popołudniówką”. Okoliczność, że nie szczędzi on przy tym ciekawostek (np. o roli ojca autora w selekcji materiału oferowanego redakcji) dodatkowo zwiększa atrakcyjność tegoż tekstu. Jego uzupełnienie stanowią reprodukcje fotografii ukazujących współtwórcę „Ceny wolności” jako osobnika sympatycznego i szczerze oddanego swoim pasjom. Natomiast jako edytorskie niedopatrzenie wypada potraktować brak paginacji. Zwłaszcza, że mamy do czynienia z antologią utworów, dla których – pomimo względnie niewielkiej objętości publikacji – przydałby się spis treści.

Rzecz bez cienia wątpliwości godna polecenia wielbicielom klasyki. Przy pewnej dozie optymizmu można założyć, że również czytelnicy poszukujący sprawnie narysowanych i opowiedzianych fabuł (choć niewątpliwie z posmakiem retro) także nie powinni doznać zawodu.

 

Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 1  

  • Tekst i ilustracje: Jerzy Wróblewski 
  • Grafika na okładce: Jerzy Wróblewski 
  • Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki  
  • Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych: Maciej Jasiński 
  • Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski 
  • Data publikacji: październik 2013 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 30 x 21 cm
  • Papier: kredowy 
  • Druk: czarnobiały
  • Liczba stron: 40
  • Cena: 24,90 zł 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego publikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 1 września do 9 października 1971 r. („James Hart”) i od 14 lipca do 23 sierpnia 1965 r („Nie z tej ziemi”).

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus