"Przelotni kochankowie" - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 08-05-2013 05:05 ()


Almodóvar to nazwisko gwarantujące niezapomniane doznania w salach kinowych. Uznany przez krytyków i widzów za pewniaka, jeżeli chodzi o kino wybitne, niełatwo wpisujące się w ciasne ramy gatunków. Pochwały dziennikarzy i szeroko pojęty szacunek dla jego twórczości musiały wytworzyć u reżysera poczucie dużej beztroski oraz samozadowolenia. Wrażenie, że może pozwolić sobie na dużo, by nie powiedzieć „na wszystko”. Tylko tak można wytłumaczyć żałosność i głupotę jego najnowszej produkcji, „Przelotnych kochanków”.

Film zaczyna się klasycznie jak na najbardziej rozpoznawalnego, hiszpańskiego reżysera przystało – dużo jaskrawych kolorów, kicz, tandeta obiecująca niejednoznaczność tego, co za chwilę zobaczymy. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z dramatem, ale z komedią, wyjątkowo niskich lotów. Akcja skupia się na feralnym locie z Barcelony do Meksyku, w trakcie którego nawala oprzyrządowanie samolotu. Tragedia, która wisi na włosku, staje się powodem (w założeniu) komicznych zwierzeń pasażerów z klasy biznesowej oraz stewardów. Ci pierwsi odkrywają się przed widzami z niespełnionych miłości, malwersacji finansowych i perwersji sado-maso. A obsługa lotu ani myśli kryć się ze swoim homoseksualizmem…

Przyznam, że do pewnego momentu pastelowi stewardzi byli głównym źródłem humoru tego dzieła. Ich delikatność, przerysowanie, autoparodia były dość przekonująco pokazane. Szkoda tylko, że Almodóvar nie miał kompletnie pomysłu na ten film. Nie ma w nim ani motywu przewodniego ani spójnej fabuły. Nie dość, że reżyser odpowiedzialny za „Porozmawiaj z nią” odgrzewa znane dla siebie zagrywki (dziwne relacje miłosne, niezrównoważone kobiety, nieprawdopodobne zbiegi okoliczności), to w drugiej połowie filmu pozwala sobie na kompletny odpływ. Obraz przemienia się bowiem w niesmaczne soft-porno, grzeszące błyskotliwością fabularną równą produkcji z Brazzers. Nie ma w tym ani cienia przesady, albowiem w pewnym momencie scenariusz został zastąpiony kompletnym bełkotem, przerostem formy nad treścią krzyżującym się z parodią teledysku oraz absolutnie nieśmiesznymi żarcikami sytuacyjnymi z gejami.

Czy tą humoreską Almodóvar chciał dołożyć swoją cegiełkę do krzewienia wszechobecnej poprawności politycznej? Tym sposobem mielibyśmy zbliżyć się do homoseksualistów? Jeżeli taki był zamiar to wyszło co najmniej niezręcznie. Bez inwencji. Tak… tragikomicznie. Z poczuciem obrzydzenia po wyjściu z kina i świadomością ograniczonego budżetu filmu, które nie pozwoliło reżyserowi uczynić kilku efektownych scen. Zakrytymi bardziej wyciszonymi  zdjęciami, nie mającymi większego sensu.

„Przelotni kochankowie” to przykład miernego kina. Filmu, w którym wielki reżyser odcina kupony od swojej sławy w bardzo złym stylu. Mówiąc językiem młodzieżowym, przegiął pałę po całości. Z tym że dosłownie i w przenośni w tym przypadku. Co jeszcze bardziej wywołuje litościwy uśmieszek…

 

Tytuł: "Przelotni kochankowie"

Scenariusz i reżyseria: Pedro Almodóvar

Obsada:

  • Javier Cámara
  • José María Yazpik
  • Lola Dueñas
  • Blanca Suárez
  • Cecilia Roth

Zdjęcia: José Luis Alcaine

Muzyka: Alberto Iglesias

Montaż: José Salcedo

Scenografia: Tatiana Hernández, David Delfín

Czas trwania: 90 minut 


comments powered by Disqus