"Intruz" - recenzja
Dodane: 03-04-2013 21:38 ()
W filmach opartych na powieściach Stephenie Meyer w oczy rzuca się istotna zależność. Autorka kreśli fabułę poprzez zarysowanie konfliktu dwóch ras, w głównych rolach obsadza nastoletnich bohaterów, po czym gmatwa ich losy nie za pomocą porywających scen, tylko... miłosnych trójkątów.
„Intruz” przenosi nas w bliżej nieokreśloną przyszłość, kiedy Ziemia została podbita i skolonizowana przez obcą rasę. Parafrazując Goscinnego, czy aby na pewno cała podbita? Nie, opór stawia jedna, galijska, tfu, ludzka osada ukryta gdzieś w bezmiarze skalnych jaskiń i wypalonych słońcem pustyń. Ludzkość nie wyginęła, zatraciła jednak swoją tożsamość stając się naczyniem dla przybyłych z innego świata Dusz. Nieliczni, którzy nie poddali się pasożytniczym istotom, walczą mając nadzieję, że uda im się odzyskać swój dom.
Jedną z renegatów jest Melanie Stryder, uparta, waleczna dziewczyna, którą poznajemy w momencie ucieczki przed Tropicielami. Rejterada kończy się dla niej bolesnym upadkiem. Złapana, staje się niewolnikiem własnego ciała, opanowanego przez istotę zwaną Wagabungą (w oryginale Wanderer). Świadomość Melanie jest jednak na tyle silna, aby przeciwstawić się nieproszonemu gościowi, pokazując mu, że na ludzką egzystencję składają się nie tylko konflikty i wojny, ale też piękne chwile, pełne emocji i uniesień, dla których warto żyć. Namawia nowego „towarzysza” do ucieczki i odnalezienia kryjówki ocalałych.
Andrew Niccol ma w swoim dorobku tytuły pokroju „Truman Show” czy „Gattaca”, a także ścigał się z czasem wraz z Justinem Timberlakiem. Potrafi stworzyć kino dalekie od widowiskowych fajerwerków („Gattaca”) bądź utrzymać widza w napięciu („Wyścig z czasem”). „Intruz” w kategoriach kina akcji ponosi klęskę na całej linii, bowiem nie uświadczymy w nim nawet odrobiny adrenaliny. Z kolei jako wymagające kino s-f również nie spełnia oczekiwań. Zarys fabuły jest powierzchowny, postaci snują się po ekranie niczym w telenoweli. Dodatkowo cały zamysł - poszukiwania przez obcych ostatniego azylu dla ludzi - wydaje się być mocno naciągany. Trudno wyobrazić sobie, że zaawansowana technologicznie rasa nie jest w stanie odnaleźć garstki rebeliantów, których zbrojny arsenał nie prezentuje się imponująco.
To może chociaż „Intruz” sprawdza się jako romans? Niestety nie, w relacjach trójki czołowych bohaterów daje się zauważyć niewyczerpane pokłady uczucia, które można przyrównać do miłości między Kłapouchym a jego ogonem. Prawdę mówiąc, męskie role w obrazie są papierowe, brakuje im animuszu i witalności. W tym iście drewnianym towarzystwie promykiem nadziei jest Saoirse Ronan, która mimo młodego wieku, stworzyła zapadające w pamięć kreacje w „Pokucie” i „Hannie”. Potencjał aktorki wydatnie zabija scenariusz, który ogranicza jej rolę do wymuszonych uśmiechów, nienaturalnego głosu z offu i romantycznych scen pozbawionych nawet śladowych ilości emocji.
Jako wizja przyszłości obraz Niccola również nie porywa. W pigułce zaserwowano informacje o inwazji i kolonizacji Ziemi, a wiele pytań pozostało w sferze domysłów, aby nie zmęczyć nadmiernie masowego odbiorcy. Słabość tego typu produkcji przejawia się przede wszystkim w złym rozłożeniu akcentów pomiędzy poszczególnymi wątkami. Największy nacisk kładzie się na stronę romantyczną obrazu, w założeniu stanowiącego zaczątek serii, natomiast zapomina się całkowicie o postaciach, kole zamachowym fabuły. Żadna z nich nie może poszczycić się szczegółowym rysem psychologicznym, sprawiającym, że będziemy z nią sympatyzować. Rozdwojona jaźń Melanie Stryder traci wiele w tym rozmemłanym, pełnym wątpliwego aktorstwa love story. Paradoksalnie, najciekawszą z postaci wydaje się łowczyni, grana przez Dianę Kruger, z uwagi na mgliste motywy jej działań, które nadają nieustępliwej kobiecie wyraźnego kolorytu. Niestety, autorzy nie starają się podchwycić tematu i pociągnąć go dalej, wykorzystując tę osobę w roli impulsu inicjującego bieg zdarzeń.
Mimo nieśmiałej próby, trudno również wypatrywać możliwości symbiozy ludzi z obcymi, która na pewno rozruszałaby te schematyczne i niemrawe kino. Należy pogodzić się z faktem, że „Intruz” to dzieło niespełnionych szans i zaprzepaszczonych możliwości. Może dotkliwa porażka finansowa sprawi, że Hollywood zastanowi się dwa razy, zanim ponownie zdecyduje się na mariaż tandetnego romansu z science fiction.
3/10
Tytuł: "Intruz"
Reżyeria: Andrew Niccol
Scenariusz: Andrew Niccol
Obsada:
- Saoirse Ronan
- Diane Kruger
- William Hurt
- Jake Abel
- Max Irons
- Chandler Canterbury
- Boyd Holbrook
- Emily Browning
Muzyka: Antonio Pinto
Zdjęcia: Roberto Schaefer
Montaż: Thomas J. Nordberg
Scenografia: Andy Nicholson
Kostiumy: Erin Benach
Czas trwania: 125 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus