"Sugar Man" - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 21-02-2013 21:56 ()


Męczą Was sequele odcinające kupony od sławy pierwszych części cyklów? Uważacie, że mainstream prezentuje w filmach wyświechtane rozwiązania? Chcielibyście chociaż raz obejrzeć pozytywną historię, nieco lukrowaną, ale podnoszącą na duchu? Okazuje się, że jest taka produkcja, a co śmieszniejsze, jest to dokument oparty na faktach. Historia tak nieprawdopodobna i trącająca infantylizmem, że aż niewiarygodna. A jednak wydarzyła się naprawdę.

„Sugar Man” to dokument uznawany w tegorocznym wyścigu po Oscary za czarnego konia nominacji. To nakręcony z niezwykłym rozmachem (choć nie za astronomiczne pieniądze) film o poszukiwaniu wybitnego piosenkarza, poety i muzyka zarazem, który swego czasu miał okazję przebić swoim talentem samego Boba Dylana. Sixto Rodriguez, bo o nim mowa, miał wszystko, co było potrzebne artyście – wrażliwość, wyczucie chwili, zmysł obserwacji, tułaczy styl życia. Jego dwie płyty, „Cold Fact” i „Coming from Reality”, zapełnione są szczerymi piosenkami, w których trafnie i celnie śpiewa on o znojach życia, ale też o codzienności – raz zabawnie, raz nostalgicznie, innym razem z goryczą. Sęk w tym, że Sixto, pomimo umiejętności i talentu do pisania przebojów, nigdy nie zrobił wielkiej kariery w swojej ojczyźnie – USA. Żaden z jego producentów nie może zrozumieć, dlaczego tak się stało. Mało tego, w pewnym momencie zapadł się kompletnie pod ziemię i od tamtego czasu nikt o nim więcej nie usłyszał… stał się legendą, człowiekiem widmo.

Sixto nie wiedział, że w tym samym czasie jego muzyka żyła własnym życiem w RPA w dobie apartheidu. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tam uznawany za barda ludu i głosem oburzonych, niepotrafiących znieść cenzury władzy. Lata mijały, a jego muzyka wychowywała tamtejsze nowe pokolenia słuchaczy z Afryki. Jeden z nich zafascynowany enigmatycznością Rodrigueza, postanawia szukać go na własną rękę. Tym samym, zainicjuje podróż, która odmieni życie jego i bliskich na zawsze.

Film Bendjelloula to wzruszająca i ciepła opowieść o podróży, która zmienia i przekonuje o istnieniu karmy. To także historia potwierdzająca dość oczywisty dziś fakt odnośnie tego, jak nowe media i najświeższe metody porozumiewania zamieniły nasz świat w globalną wioskę, dzięki czemu możemy kontaktować się z najdalszymi miejscami na Ziemi. Gdyby nie te kanały porozumiewania się, wiele marzeń nie zostałoby zrealizowanych, a niemało ludzi nie dowiedziałoby się, że ich pasja jest podzielana i odbierana nie tylko wśród ich najbliższego kręgu. W dodatku elektryzująca, przepiękna muzyka rockowa połączona z aktywistycznym buntem nie pozwala ani na chwilę oderwać się od ekranu.

„Sugar Mana” szczerze polecam wszystkim tym, którzy chcą się zaskoczyć absolutnie nierealną historią, która zdarzyła się naprawdę. Obraz skierowany jest również do wielbicieli dobrej, niesztampowej muzyki, opierającej się czasowi. Ten film ma w sobie moc napełniania ludzi nadzieję na znalezienie na nowo szczęścia i swego miejsca na ziemi, gdy sądzi się, że wszystko, co najlepsze przeminęło. Okazuje się, że najlepsze scenariusze pisze samo życie. I w tym sensie nie przestanie najwidoczniej nigdy nas zaskakiwać.

 

Tytuł: "Sugar Man" 

  • Reżyseria:  Malik Bendjelloul
  • Scenariusz: Malik Bendjelloul
  • Muzyka: Rodriguez
  • Zdjęcia: Camilla Skagerström
  • Montaż: Malik Bendjelloul
  • Dźwięk: Per Nyström, Malik Bendjelloul
  • Czas trwania: 85 minut  

comments powered by Disqus