"Szklana pułapka 5" - recenzja
Dodane: 15-02-2013 18:28 ()
Znacie ten dowcip jak Bruce Willis przychodzi do producenta i mówi: „Chcę zagrać w dobrym filmie akcji, póki jeszcze zdrowie pozwala, a reumatyzm nie zniewolił ze szczętem moich kończyn. Dajcie mi solidny scenariusz!". Na co producent ripostuje: „Bruce, kochany, ale przecież ty w ostatnich siedemnastu filmach grałeś to samo, to cud, że ludzie chcą jeszcze oglądać obrazy z twoim udziałem. Widziałeś jak skończył Cage? Zastanów się". Willis idąc w zaparte nie daje za wygraną – „Dobry film akcji to mój żywioł, tylko tyle mi trzeba, dajcie mi coś do pioruna!".
Aby nie rozzłościć gwiazdora producent odrzekł: „Mamy jeden projekt w planach, jeszcze bez tytułu. Akcja rozgrywa się w Rosji, gdzie do politycznych rozgrywek na szczeblach władzy, ale i ciemnych interesów między wpływowymi politykami włącza się CIA, która pragnie odstrzelić jednego gościa, bowiem może on zachwiać światowym pokojem. Główny bohater to podtatusiały, stetryczały glina, który przyjeżdża do Moskwy na wakacje. Tam spotyka swojego partnera, który okazuje się pracować jako szpieg, wiesz taki Bond dla ubogich. Potem masz już tylko wybuchy, pościgi, strzelaniny, akcje z helikopterem i tyle spektakularnych efektów pirotechnicznych, ile tylko zapragniesz. I jak, podoba ci się?”. "Wchodzę w to" – odpowiedział zadowolony Willis.
Po nakręceniu materiału, na pierwszym pokazie, Bruce zdenerwowany odzywa się do producenta: „Przecież ten scenariusz nadawał się tylko do śmieci, a reżyser, któremu należy się dziesięć lat ciężkich robót na Syberii, nakręcił sieczkę. Gramy drewno, dialogi są bezbarwne, twisty przewidywalne, a całość nie trzyma się kupy, o co chodzi w tym filmie? Po co my się z ruskimi strzelamy?!” Producent ze stoickim spokojem odpowiada – „Sam chciałeś wejść w to bagno, teraz już za wiele nie da się zrobić”. Willis kręcąc przecząco głową nagle krzyczy: „Mam pomysł, zrobimy kilka zmian, dokleimy kilka scen, aby wyjść z twarzą”. Po chwili kontynuuje swój monolog: „Już wiem, zmienimy tytuł na ‘Szklaną pułapkę 5’. Ten narwany agent to będzie mój syn, którego pojadę ratować”. Producent z niedowierzaniem odparł: „Ależ Bruce, on ani razu nie mówi do Ciebie tato, między wami nie ma żadnej więzi”. Willis: „I o to chodzi, to będzie taki konflikt między nami, nasza droga do pojednania. Musimy tylko dorzucić jedną scenę, w której mówi do mnie tato, gdzieś na odczepnego powiem jupikajej, no i ściągnij tę laskę, co grała moją córkę, nie pamiętam jej imienia, jej występ uwiarygodni, że to kolejny odcinek cyklu”.
Po chwilowej konsternacji producent z uśmiechem odparł: „Wiesz co Bruce, to może się udać, tylko co z promocją? Bruce nie zastanawiając się długo odrzekł: „Nie martw się, tuż przed premierą powiem, że rewelacyjnie czułem się ponownie w skórze McClane’a i już planujemy szóstą część”. Producent: „A jak film okaże się totalną porażką, to co zrobisz?” Bruce z rozbrajającą miną dodał: „Świat się nie zawali, gram przecież w „G.I. Joe 2”, „Red 2”, pojawię się w „Sin City 2”, a pewnie Sylwek zaprosi mnie też do "Niezniszczalnych 3". A co z McClanem? A co ma być, Yippee Ki-Yey Mateczko Rosjo i jedziemy z tym gniotem, koszty produkcji pewnie się zwrócą”.
Oglądając „A Good Day to Die Hard” odnosi się wrażenie, że zarówno autorzy, jak i aktorzy tego filmu nie za bardzo wiedzieli jak ugryź temat. Bruce Willis nie ukrywa swojego znudzenia na ekranie, a John McClane grany przez niego po raz piąty nie przypomina nawet na jotę bohatera znanego z poprzednich odsłon. Jest zmęczony, bez energii, a dowcipy padające z jego ust są bezbarwne. O pozostałej części obsady można zapomnieć, bowiem prezentują poziom sensacyjnego kina kręconego za marne grosze w jakiejś bułgarskiej dziurze trzy dekady temu. Cóż z tego, że nieśmiertelni, amerykańscy herosi przeżywają wybuchy, upadki z ogromnych wysokości czy dysponują niewidzialnym polem siłowym odpychającym kule przeciwnika, skoro fabuła prowadzi ich w pustkę. Umowność w podobnych produkcjach to waluta dość często stosowana, jednak należy uważać, aby się szybko nie zdewaluowała. W „Szklanej pułapce 5” to się nie udało. Odarte z humoru dialogi, nieciekawe postaci, nawet pościg w środku Moskwy niemiłosiernie przynudza przewidywalnością i brakiem choćby odrobiny innowacyjności. Starość nie radość, na siłę nie da się odmłodzić bohatera, który od ćwierćwiecza stara się dokopać wszelkiej maści bad guyom. McClane’owi potrzebne są nie tyle wakacje, co emerytura.
Podsumowując, „Szklana pułapka 5” to po prostu zły film, nie widzę w nim żadnego pozytywu, nawet udział Willisa nie poprawia wizerunku tego żałosnego widowiska. Odpowiedzialny za scenariusz Skip Woods może się szykować na swój sądny dzień i oby zgotowano mu „die hard”. Nie polecam wizyty w kinie, ponieważ może ona skutkować awersją do poprzednich części cyklu.
2/10
Tytuł: "Szklana pułapka 5"
Reżyseria: John Moore
Scenariusz: Skip Woods
Obsada:
- Bruce Willis
- Sebastian Koch
- Jai Courtney
- Mary Elizabeth Winstead
- Yuliya Snigir
- Radivoje Bukvic
Zdjęcia: Jonathan Sela
Muzyka: Marco Beltrami
Montaż: Dan Zimmerman
Kostiumy: Bojana Nikitovic
Czas trwania: 97 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus