Planszówkowe spotkania cz. 1
Dodane: 09-02-2007 15:04 ()
Poproszony o napisanie tekstu o grach planszowych postanowiłem pójść o krok dalej i pisywać regularnie relacje z lubelskich spotkań przy grach planszowych. Spotkanie te, cotygodniowe w miarę możliwości, odbywają się jak szanowni czytelnicy wiedzą w soboty w Domu Kultury na LSM w Lublinie. Wszelkie szczegóły można znaleźć na forum. Dlaczego ja, dlaczego relacje?
Pisanie tych relacji to moja własna inicjatywa. Ocenę moich tekstów pozostawiam Wam Drodzy Czytelnicy, bo przecież piszę dla Was, a nie dla samego pisania. Mam zamiar przybliżyć nieco klimat tych wielce interesujących spotkań, przedstawić nieco gry, w które będę miał przyjemność (albo i nie, ale tego bym nikomu nie życzył) zagrać. Być może uda mi się zachęcić do przybycia i spędzenia kilku przyjemnych chwil w dobrym i miłym (mówię przede wszystkim o innych) towarzystwie.
Na początek może więcej o samych spotkaniach. Odbywają się regularnie (no, z drobnymi przesunięciami) od połowy grudnia. Zazwyczaj bywa więcej gier niż graczy. No i zdecydowanie przeważa męskie grono, ale bywają także przedstawicielki płci zdecydowanie pięknej, będące jednak równie zdecydowanie nie tylko ozdobą planszy. Sala jest duża, posiada więcej niż potrzeba stołów o budowie modułowej (można je ze sobą łączyć) i odpowiednią ilość krzeseł. Jest ciepło, jasno - miejscówa bardzo dobra i ciężko sobie wyobrazić lepszą.
Ostanie, niecodzienne, bo niedzielne spotkanie zaczęliśmy we trzech, grając w „Puerto Rico". Najlepsza gra na liście BoardGameGeek.com, najważniejszej fanowskiej witryny zrzeszającej tysiące graczy z całego świata. Żaden z nas nie był jej wielkim fanem, więc wszyscy podchodziliśmy do gry w miarę ostrożnie. Mnie przy pierwszej okazji nie zachwyciła, więc zastanawiałem się, jak będzie przy drugim podejściu. Okazało się że było nieco lepiej, ale nie była to także miłość od drugiego wejrzenia. Zacząłem dosyć agresywnie, zdobywając szybko 11 punktów zwycięstwa (PZ), ale niestety kosztem rozwoju plantacji. Miałem nieco pieniędzy, kilka fajnych budynków, ale moja przewaga stopniała i trzeba było kombinować, w jaki sposób najsprawniej mogę przynajmniej nie dać się przegonić.
Niestety, nie wziąłem pod uwagę, że mogę nie mieć możliwości włożenia moich towarów na statek, więc zalegały na magazynie podczas gdy inni wysyłali całą swoją produkcję, gromadząc punkty zwycięstwa. Jeszcze tylko na koniec udało się wysłać nieco kukurydzy i zakupić dwa budynki, dzięki czemu zająłem drugie miejsce. Ogólnie należy przyznać, że gra ma nieco za bardzo ukrytą interakcję, gdyż najwięcej jej zobaczyłem dopiero jak zacząłem się zastanawiać czemu przegrałem. Na pewno jest to bardo dobra gra, ale wolę mocniejszą interakcję.
Po „Puerto Rico" przymierzaliśmy się do mini turnieju „Władcy Pierścieni: Konfrontacji". Zaczęliśmy pierwszą partię, grałem białymi przeciw, dowodzonym przez Kwiatosza, siłom ciemności. Rozstawiłem swe figury w sumie bez większego pomyślunku, ale szczęście mi sprzyjało. Wymieniłem Gandalfa za Szelobę, Pippina za Trolla i Boromira za Sarumana. Merry trafił na Czarnoksiężnika z Angmaru. Potem kilka walk, Gimli zatoporkował Orka i w sumie było po grze. Śródziemie uratowane.
Nie lubię tej gry (a przynajmniej tak mówię) ze względu na trudne decyzje, której karty użyć, ale zwycięstwo daje wielką satysfakcję. Gdy ja pokonywałem siły ciemności, pojawiła się trójka kolejnych graczy, więc parami zasiedliśmy do dwuosobówek, rezygnując z turnieju. Ja zagrałem we „Fjordy", bardzo sympatyczną, w miarę lekką grę podejrzewaną o kobiecość. W tym sensie, że jest to w opinii wielu ludzi gra lubiana przez kobiety bardziej niż inne. W pierwszej części rozgrywki ułożyliśmy z sześciokątnych płytek całkiem zgrabnego fiorda z kilkoma chatkami. W drugiej części na łąkach zakładaliśmy pola, starając się odciąć przeciwnika od większych hal. Całość zakończyła się remisem, miałem wcale pojętnego ucznia.
Nim zrobiło się nas mniej, szybciutko rozstawiliśmy i wytłumaczyliśmy „Diamanta", wesołą grę imprezową. Banda "archeologów" pokroju Indiany Jonesa wyruszyła wyczyścić kilka jaskiń z diamentów. Tchórze uciekają po kilku krokach w obawie przed pułapkami wynosząc marne kilka szmaragdów, natomiast prawdziwi mężczyźni ryzykują wiele dla sławy i bogactwa, których jednak najczęściej nie dane im było doczekać. Nawet nie pamiętam kto wygrał, wiem tylko, że emocje sięgały zenitu, a zabawa była przednia.
Na koniec został nam wielki „El Grande", szósty na liście BoardGameGeek i tym razem według wszystkich miejsce zasłużone. Jest w grze miejsce i na licytację, i na intrygi, i na złośliwe krzyżowanie planów, na zarządzanie zasobami i przewidywanie posunięć. Pierwsze punktowanie nie wyłoniło wyraźnego lidera, każdy z graczy miał dobrze rozlokowane wpływy wśród swoich caballeros (rycerzy) w całej Hiszpanii, chociaż nie obyło się bez nagłych zmian lidera w poszczególnych prowincjach. Szczególnie bolesne jest dla gracza utracić wpływ w prowincji domowej, więc walki były bardzo zacięte. Niestety, przed drugim punktowaniem gracz brązowy, niejaki Litwin (sprawcę takiej "niegodziwości" trzeba nazwać po imieniu) bardzo sprytnym, trzeba mu to przyznać, posunięciem podwoił prawie swoje punkty zdobywając +23 PZ. Wysunął się tym samym na prowadzenie, którego mimo naszych usilnych starań już nie oddał. Gra jest świetna. Mimo naprawdę prostych zasad, pozwala na szeroki wachlarz zagrań. Dodając do tego wzorową prawie interakcję otrzymujemy grę idealną. Jedyną rysą jest tutaj cena.
Ponieważ to pierwszy tekst tego typu, tak zwany odcinek pilotażowy, bardzo proszę o komentarze: co się podoba, czego za mało, czego za dużo, o czym jeszcze powinienem pisać (i czy w ogóle?), jaką formę powinny przyjmować takie relacje, a współgracze niech napiszą jak oceniają moją relację z punktu widzenia uczestnika. Dzięki i do następnego (mam nadzieję) razu!
PS. Przepraszam, jeżeli coś poprzestawiałem, można poprawić w komentarzy. Obiecuję w takim wypadku sypać głowę popiołem i pokutować w zgrzebnych worku za wszelkie kłamstwa, których się dopuściłem. Na swoje usprawiedliwienie zaznaczę, że opisy rozgrywek podaję z pamięci i mogę trochę upiększać rzeczywistość.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...