"Drogówka" - recenzja
Dodane: 10-02-2013 21:20 ()
Z przykrością zawiadamiam, że Wojciech Smarzowski znów to zrobił. Nakręcił dobry, niejednoznaczny film o ludzkiej naturze. Teraz już nie macie wyjścia – musicie pójść do kina!
W świecie zdominowanym przez dylematy rodem z bloga Kasi Tusk, cukierkowo-lukrowanymi występami celebrytów, komediami romantycznymi szerzącymi wiarę w to, że prawdziwe uczucia są płaskie i dają się wyliczyć łatwiej niż współczynnik PKB, „Drogówka” jest jak kieliszek wódki w sobotni wieczór – gorzki, mocno uderzający do głowy i pozwalający spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy. Wyznacznikiem wszystkich produkcji reżysera jest odwaga do poruszania tematów trudnych, brutalnych, bez owijania w sreberko „poprawności politycznej”. Jego kino dalekie jest od wygodnego eskapizmu serwowanego przez większość polskich produkcji kina głównego nurtu. Jednak daleko mu również do purystycznego realizmu – wszystko w jego produkcjach jest „bardziej”, co wraz z dużą domieszką groteski i scen kipiących od eskalacji demonicznej strony człowieka daje dzieła jedyne w swoim rodzaju, o uniwersalnym przekazie.
Nie inaczej jest w przypadku „Drogówki”. Historia, którą widzimy na ekranie mogłaby się zdarzyć wszędzie – w szpitalu, w korporacji czy w szkole. Siedmiu bohaterów, symbolizujących według reżysera siedem grzechów głównych, rozgrywa na oczach widza trwający siedem dni dramat. Po początkowym szoku wizualnym, wywołanym chaosem ujęć kręconych „z ręki”, stopniowo krystalizuje nam się obraz mikrospołeczności komendy. Nie ma tu postaci jednowymiarowych ani szarych, a znakomita gra aktorska nadaje poszczególnym charakterom niezwykłej wyrazistości.
Reżyser podjął współpracę z artystami znanymi z poprzednich jego produkcji, gwarantującymi wysoki poziom rzemiosła. Szczególnie zapada w pamięć występ Arkadiusza Jakubika, który tym razem wcielił się w postać groteskowego „latino lovera”, spalonego sztucznym słońcem solarium erotomana, a zarazem kumpla, na którego można liczyć oraz kochającego ojca i męża. Stężenie paradoksów w każdej z ludzkich natur ukazanych na ekranie przyprawia o zawrót głowy, dając film o niezwykle interesującej psychologii postaci. Protagonistę, wplątanego w sieć skomplikowanych relacji międzyludzkich, odgrywa Bartłomiej Topa. Ostatni sprawiedliwy, Clint Eastwood szos, nie biorący w łapę i nie obawiający się niebezpieczeństwa. Tommy Lee Jones w „Ściganym” i chłopak z sąsiedztwa, któremu zdarzyło się dorosnąć. Na uwagę zasługuje scenariusz, który obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji i niezapomniane, acz wulgarne, one-linery. „Drogówka” to ostre kino z mocną, zaskakującą fabułą.
Przeciętny widz zapamięta pewnie z seansu jedynie morze spermy, wódy i krwi, jednak wbrew pozorom to nie one stanowią sedno obrazu Smarzowskiego. To nie żałosna parodia Disneylandu, która ma dostarczyć li jedynie rozrywki, pozostawiając nas w błogostanie świadomości, że oglądaliśmy fikcję. Czy przypadkiem spod warstwy grubej przesady nie przeziera czasem głęboko skrywana prawda o ludzkiej naturze? O naszej nieobliczalności i absolutnej bezbronności wobec własnych pragnień, którym nie potrafimy nie ulec? Moim zdaniem tak. „Drogówka”, stanowiąca odskocznię od mainstremowego chłamu, nie jest wbrew pozorom filmem o Policji. Nie jest nawet pseudodokumentem, choć specyficzny sposób narracji czyni przedstawione wydarzenia prawdopodobnymi. To kawał pełnokrwistego, sycącego kina, które – tak jak wódka – przyniesie wam w rezultacie jedynie kaca lub zachęci do snucia quasi filozoficznych refleksji.
8/10
Tytuł: "Drogówka"
Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Wojciech Smarzowski
Obsada:
- Bartłomiej Topa
- Arkadiusz Jakubik
- Julia Kijowska
- Eryk Lubos
- Robert Wabich
- Jacek Braciak
- Marcin Dorociński
- Marian Dziędziel
- Agata Kulesza
- Izabela Kuna
- Maciej Stuhr
- Adam Woronowicz
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Zdjęcia: Piotr Sobociński jr.
Montaż: Paweł Laskowski
Scenografia: Joanna Macha
Kostiumy: Katarzyna Lewińska
Czas trwania: 118 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus