"Millennium": "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Księga I - recenzja
Dodane: 29-01-2013 15:50 ()
Mikael Blomkvist, skazany za zniesławienie dziennikarz, przyjmuje nietypowe zlecenie. Zadanie dotyczy napisania kroniki rodzinnej niejakiego Henrika Vangera. Jednak wkrótce wychodzi na jaw, w czym tak naprawdę ma pomóc dziennikarskie śledztwo. Saga okazuje się pretekstem do rozwiązania zagadki zaginięcia Harriet, blisko czterdzieści lat wcześniej. Niebawem do Blomkvista dołączy Lisbeth Salander, utalentowana hakerka, pracująca dla prywatnej firmy detektywistycznej. Odtąd wspólnie będą pracować nad sprawą i wpadną na trop niezwykle zawiłej i krwawej intrygi.
„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to komiksowa adaptacja pierwszej części powieści Stiega Larssona pt. „Millennium”. Scenariusz stworzyła pisarka Denise Mina, autorka wielu powieści kryminalnych, w tym powieści graficznej „A Sickness in the Family”. Stroną graficzną komiksu zajęli się rysownicy Leonardo Manco, współtwórca m.in. „Blaze of Glory”, „Apache Skies”, „Hellblazer” czy „Hellstorm” oraz Andrea Mutti znany m.in. z „DMZ”, „Iron Man Zombie”, „X-Men: Prelude To Schism”.
Ogólne wrażenie, jakie sprawia komiks, jest jak najbardziej pozytywne. Klimat opowieści jest dziwny, jednak w dobrym tego słowa znaczeniu. Zacznijmy od tego, że akcja rozgrywa się współcześnie, bohaterami są ludzie, wiele zdarzeń to codzienne, „ludzkie” sytuacje. W każdym razie nie ma tu mowy o żadnych nadprzyrodzonych zjawiskach. Mimo to odczucie jest inne. Jakby wchodziło się w inny wymiar, wszystko działo się w jakiejś równoległej rzeczywistości. Aura komiksu jest właśnie taka dziwna, odrealniona, wręcz psychodeliczna. To bardzo ciekawe.
Kolejną mocną stroną jest ciekawie opracowany scenariusz. Przy czym, mam tu na myśli nie treść, ale sposób w jaki jest poprowadzona akcja. Widać, że Mina wie, o czym pisze i co zawrzeć w komiksie. Pisze konkretnie, bez zbędnych szczegółów. Dzięki temu nie ma się wrażenia „przeładowania”, co przy dość zagmatwanej fabule jest po prostu dobre. Scenariusz ma jeszcze jedną interesującą cechę. Czytając ma się wrażenie pewnego rodzaju celowości. Wyraźnie daje się wyczuć, że historia zmierza ku jakiemuś rozwiązaniu. Żaden wątek czy scena nie są przypadkowe, ich obecność w opowieści jest dokładnie zaplanowana. Można to porównać do rozrzuconych elementów układanki, która nabiera sensu dopiero, gdy wszystkie zostaną połączone.
Jeśli chodzi o grafikę, trzeba przyznać, że Manco i Mutti wykonali kawał solidnej pracy. Ilustracje rysowane są wyrazistą kreską, uzupełnione nieco stłumionymi barwami, co jest dobrym pomysłem. Taki styl daje interesujący, nieco mroczny efekt, który pasuje do niewesołej przecież historii. Dużym atutem rysunków jest to, że są bardzo precyzyjne. Można powiedzieć, że dokładność to w tym przypadku standard. Nie ma mowy o byle jakich konturach, postaciach wyglądających za każdym razem inaczej czy rysunkach bardziej przypominających robocze szkice. To chyba nie wymaga komentarza, bo jest zrozumiałym samo przez się, że komiks nie tylko się przyjemnie czyta, ale też ogląda.
Ciekawą rzeczą jest też to, do jakiego stopnia rysunki mogą być szczegółowe. Co prawda, trudno powiedzieć tak o całym komiksie. Ilustracje nie są minimalistyczne, aczkolwiek autorzy często je upraszczają rezygnując z mniej ważnych drobiazgów. Wyjątkiem od tego jest postać Lisbeth. Kobieta jest przedstawiona niezwykle starannie i bardziej szczegółowo niż inni bohaterowie. Z łatwością można zauważyć najdrobniejsze elementy jej wyglądu takie jak kolczyki czy detale ubrania, nie wspominając o ekspresyjnym spojrzeniu i mimice.
Pozostając w temacie, koniecznie muszę wspomnieć o okładce. W porównaniu z surową kreską, jaką komiks jest rysowany, może ona sprawiać wrażenie zretuszowanej, „sfotoszopowanej”. Jednak to w niczym nie przeszkadza, nie jest żadną wadą, bo efekt jest świetny. Okładka jest po prostu ładna, jednak nie przesłodzona, co nie pasowałoby do widniejącej na niej Lisbeth palącej papierosa. Jednak tym, na co chciałam zwrócić uwagę, są misternie nakreślone blizny na jej plecach. To chyba najlepiej dowodzi kunsztu i solidnego warsztatu ilustratorów.
Na koniec kilka słów o samej Lisbeth. W pierwszej części kobieta jest postacią raczej drugoplanową, to Blomkvist napędza akcję. Mimo to nie pozostaje w cieniu, z przynajmniej dwóch powodów. Po pierwsze, jej wątek nie jest ograniczony tylko do zajmowania się śledztwem. Z komiksu dowiadujemy się o niej sporo i to wszystko składa się na kolejny wątek, dotyczący tylko jej. Można zatem powiedzieć, że Salander tworzy oddzielną historię, rozumianą dosłownie i w przenośni. Chodzi o to, że Lisbeth jest niebywale charyzmatyczna. Sceny, w których się pojawia są przesycone dziwnym mrokiem, dziewczyna sprawia wrażenie, jakby była nie z tego świata. Przykuwa uwagę samą obecnością, jak to się mówi, nie musi nic robić, wystarczy, że jest. Powiedzieć, że zdominowała opowieść to za dużo. Jednak jej wyrazistość może sprawiać, że dla niektórych będzie głównym powodem sięgnięcia po komiks.
Pierwsza księga „Millenium” to utwór oryginalny, intrygujący i zapadający w pamięć. Z pewnością zyska wielu fanów, chociaż nie sądzę, że spodoba się każdemu, komu wpadnie w ręce. Czy to źle? Niekoniecznie, to raczej cecha rzeczy niekonwencjonalnych i „charakternych”, a taki właśnie jest ten komiks. Jeśli autorom zależało na osiągnięciu takiego efektu, to spisali się na medal.
Tytuł: "Millennium": "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Księga I
- Scenariusz: Denise Mina
- Rysunek: Leonardo Manco, Andrea Mutti
- Wydawnictwo: Czarna Owca
- Data publikacji11.2012
- Stron: 144
- Format: 170x275 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 49,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus