"Nędznicy" - recenzja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 28-01-2013 22:23 ()


„Nędznicy” to jeden z najsłynniejszych europejskich musicali wszech czasów, pretendujący, podobnie jak „Koty” czy „Upiór w operze”, do miana „kultowych”. Piosenki z „Les Mis”, jak zwykło się pieszczotliwie nazywać spektakl, znają widzowie na całym świecie w ponad 40 wersjach językowych, a na scenie Barbican Theater na West Endzie jest grany nieprzerwanie od 1985 r. O popularności scenicznej adaptacji powieści Hugo świadczą nie tylko setki coverów pochodzących z niego piosenek (by wspomnieć tylko wykonanie Susan Boyle, które swego czasu niezwykle emocjonowało Brytyjczyków), ale również „gościnny występ” w jednym z odcinków popularnego amerykańskiego serialu „Glee” (odc. pt. „Dream On”).

Tom Hooper miał zatem dwa wyjścia – mógł podążać śladem wytyczonym przez kilkudziesięciu innych poprzedników albo spróbować znaleźć własny sposób na opowiedzenie historii Jeana Valjeana. Wybrał drugą, trudniejszą drogę. Jaki jest efekt? Ano, nierówny. Dzięki rezygnacji z playbacku i nagrywaniu „na żywo” widz ma wrażenie całkowitej naturalności obrazu. Owocuje to niestety tym, że przez pierwsze 20 minut ma ochotę uciec z kina, albowiem o Hugh Jackmanie można powiedzieć wiele wspaniałych rzeczy, ale nie to, że jest dobrym śpiewakiem. Obsadzenie go w głównej roli było zatem dość ryzykowne. Jednakże jedną z mocnych stron australijskiego aktora jest niesamowita ekspresja uczuć. Uczynił z postaci Jeana Valjeana osobę może nieco fałszującą, ale za to rzeczywiście dramatyczną, targaną sprzecznymi emocjami.

Russell Crowe, będący „gwiazdą wieczoru”, nazwiskiem mającym przyciągnąć widzów do kin, po wstępnym rozśpiewaniu rozkręca się, by czarować głębokim, niskim głosem, jaki przystaje nieustępliwemu stróżowi prawa. Jednak Javert znacznie ustępuje charyzmą ściganemu przez niego zbiegowi. Przechadzając się w tę i z powrotem, wygląda niekiedy jak uosobienie pompatyczności, a operetkowy mundur potęguje jeszcze wrażenie, że mamy do czynienia z gadającą (Pardon! Melorecytującą!) lalką.

Największą niespodziankę sprawiła mi Anne Hathaway. Można śmiało powiedzieć, że jej rola najbardziej zapada w pamięć. Płynnie przywołuje na swej twarzy wszystkie stany emocjonalne, a przebój „I dreamed a dream” w jej wykonaniu rzeczywiście chwyta za serce. Trzeba jednak przyznać, że wrażenie to jest raczej zasługą talentu aktorskiego i umiejętności reżysera, które maskują niedociągnięcia wokalne szlochem lub dramatycznymi zbliżeniami. Muzycznie ratują film aktorzy na co dzień zajmujący się musicalami. Szczególnie dobrze wypadają sceny zbiorowe, które dzięki niecodziennej technice reżyserskiej stają się czymś pośrednim między doświadczeniem teatralnym a kinowym. Warto zwrócić również uwagę na Eddiego Redmayne’a, który choć nieco zaciąga falsetem, jest zaprawionym w bojach wojownikiem londyńskich scen. Znany polskim widzom z „Mój tydzień z Marylin” po raz kolejny odgrywa rolę dorastającego chłopca i trzeba przyznać, że idzie mu to całkiem nieźle. Jak zwykle świetnie wypada Daniel Huttlestone, już „otrzaskany” z rolą Gavroche’a po występach w Queen’s Theatre. Wątek humorystyczny zapewniają niezawodny Sasha Baron Cohen i ekscentrycznie ujmująca Helena Bohnam Carter.

Wszystkiemu towarzyszy bombastycznie dopracowana scenografia oraz kostiumy, szczególnie przykuwające wzrok w scenach z udziałem małżeństwa Thénardier oraz sekwencji staczania się na dno Fantine. Zdecydowanie to właśnie oprawa poszczególnych scen jest jednym z największych atutów filmu. Spece od grafiki komputerowej ukazują nam XIX-wieczną Francję z podziwu godnym rozmachem, a niesamowite wyczucie kolorystyczne reżysera nadaje każdemu ujęciu uroku. Hooper używa koloru oszczędnie, ale zdecydowanie – jeden akcent, np. różowa suknia, wystarczy mu, by wyodrębnić postać, czy nadać scenie patosu, zwłaszcza w ujęciu przedstawiającym martwego Enjorlasa z czerwoną flagą.

Trudno o bardziej kontrowersyjny gatunek filmowy niż musical. Nie należę do osób, które wzdragają się przed pójściem do kina czy teatru na produkcję, w której dialogi zamieniają się w piosenki, a wyznania miłosne przybierają częstokroć postać skowytów. Niektóre z nich bardzo lubię, inne mniej, jeszcze inne całkowicie mnie odstraszają (by wspomnieć tylko koszmarny „The Dreaming” stworzony przez The National Youth Music Theatre, który spłaszczył „Sen nocy letniej” do poziomu naleśnika). Traktuję je jednak zazwyczaj jako czystą rozrywkę w wydaniu „MAX”, nadymaną wstawkami baletowymi i rozbuchaną scenografią.

Wystawienie spójnej oceny „Nędznikom” jest dla mnie zatem o tyle trudniejsze, że pretenduje do mówienia o rzeczach trudnych i uniwersalnych, choć ubranych w typowy kostium westendskiego widowiska. Dodatkowo mamy tu do czynienia z hybrydą spektaklu teatralnego i kinematografii. Kamera podąża za wykonawcami „na żywo”, sceny, które są niemal naturalistyczne mieszają się z szalenie barwną i efektowną teatralnością. Czy więcej jest tu jednak efekciarstwa czy prawdziwej sztuki? Choć libretto „Les Miserables” jest jedną z najwierniejszych adaptacji utworu literackiego w historii musicali, moim zdaniem trywializuje powieść Hugo. A musical w wersji kinowej zostaje już tylko kolorowym obrazkiem – w tym wypadku nie jest nawet popisem doskonałego warsztatu aktorskiego, który obejmuje coś więcej niż poruszanie się w sposób sugestywny przed kamerą.

Podsumowując – próba Hoopera, choć niezwykle ciekawa, pozostawia uczucie niedosytu i świadomość wielu niedociągnięć, jednak jest warta uwagi jako pewnego rodzaju eksperyment filmowy, próba pogodzenia dwóch sprzeczności – teatralności i naturalności – w jednym dziele.  

 6/10

Tytuł: "Nędznicy"

Reżyser: Tom Hooper 

Scenarzysta: William Nicholson           

Na podstawie powieści Victora Hugo "Nędznicy"       

Obsada:

  • Hugh Jackman
  • Russell Crowe
  • Anne Hathaway          
  • Amanda Seyfried        
  • Sacha Baron Cohen    
  • Helena Bonham Carter           
  • Eddie Redmayne        
  • Aaron Tveit    
  • Samantha Barks         
  • Daniel Huttlestone       

Muzyka: Claude-Michel Schönberg    

Zdjęcia: Danny Cohen 

Montaż: Chris Dickens, Melanie Oliver           

Scenografia: Eve Stewart        

Kostiumy: Paco Delgado

Czas trwania: 157 minut 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus