"Silent Hill": "Apokalipsa 3D" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 05-11-2012 22:27 ()


Seria gier „Silent Hill” należy do najwybitniejszych przedstawicieli interaktywnych horrorów psychologicznych jakie gościły w napędach konsol i komputerów. Umiejętnie łączące elementy rozmaitych mitologii i okultyzmu z głęboką fabułą, zdobyły rzesze fanów oraz uznanie branżowych krytyków. Filmowa adaptacja „Silent Hill” być może nie należała do dzieł wybitnych, ale pomimo pewnych wad oraz niedociągnięć przypadła do gustu zarówno krytykom, jak i widzom - tak fanom serii, jak i ludziom po raz pierwszy stykającym się z tajemniczym i przepełnionym grozą światem Cichego Wzgórza. Według powszechnie przyjętej opinii, sequele i adaptacje bardzo rzadko dorównują oryginałom, a praktycznie nigdy wręcz nie prześcigają ich. Jednak mimo wszystko, fala negatywnych recenzji i mur niechęci w jaki uderza „Silent Hill: Apokalipsa” jest zadziwiający. Obraz ten jest regularnie obsmarowywany i opluwany w rozmaitych recenzjach osiągając tak „kosmiczne” noty jak 16/100 na popularnym serwisie Metacritic czy też 5% pozytywnych recenzji na równie znanym portalu Rotten Tomatoes. Szczerze? Nie mam pojęcia dlaczego.

Fabuła „Apokalipsy” stanowi bezpośrednią kontynuację wątków zapoczątkowanych w oryginalnym „Silent Hill”. Sharon da Silva, dziewczynka w młodości prześladowana koszmarami dotyczącymi tytułowego miasta, dzięki swojej przybranej matce odnalazła drogę ucieczki z osobistego koszmaru. Minęło kilkanaście lat i z dziecka Sharon wyrosła na atrakcyjną, młodą kobietę. Niestety, jej przeszłość wciąż daje o sobie znać. Prześladowana przez tajemniczy kult musi wciąż uciekać i nieustannie zmieniać tożsamość. Wracają również koszmary, które niczym upiorny syreni śpiew kuszą i namawiają do powrotu do Cichego Wzgórza. Miotana nieustannie pomiędzy rzeczywistością a jej alternatywną wersją, prześladującą ją w halucynacjach i omamach, Sharon zostaje ostatecznie zmuszona do powrotu, gdy porwany zostaje jej ojciec. By go odnaleźć i ostatecznie zamknąć za sobą wrota do koszmaru, Sharon wyrusza do Silent Hill wraz z nowo poznanym chłopakiem, Vincentem.

Fabułę oparto na trzeciej części cyklu gier i osobiście zaświadczyć mogę, że stosunkowo wiernie oddaje ona wydarzenia przedstawione w interaktywnej produkcji, co dla miłośników gry stanowić będzie dodatkowy plus. Warto również zaznaczyć, że znajomość pierwszej odsłony, choć wskazana, nie jest znowu taka niezbędna. Większość istotnych informacji wpleciono bowiem w strukturę filmu w formie halucynacji i onirycznych flashbacków, nawiedzających Sharon, a także w jej konwersację z prywatnym detektywem Douglasem. Taka konstrukcja sprawia, że filmem mogą się cieszyć także ci widzowie, którzy nie zaznajomili się z oryginałem. Co do samej historii, pomimo niewielkich zgrzytów całość trzyma się kupy i w zasadzie każdy widz po wyjściu z kina powinien być w stanie zrozumieć co, kiedy i dlaczego. Problemem bowiem nie jest brak informacji czy ekspozycji, ale sposób zaprezentowania historii widzom. Połączenie wspomnianych już flashbacków z monologami i prowadzoną z offu narracją może momentami wprowadzać do filmu pewien zamęt. Jednak gdy przemyśli się całość na spokojnie, to wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce, a dziury w fabule wypełniają się jakby same. Opowiedziana historia jest niczym groteskowy i makabryczny kalejdoskop, który, gdy zajrzymy w głąb niego, zatruje naszą percepcję z pozoru bezładnymi obrazami nieludzkich potworności. Podsumowując - jest atmosfera, jest napięcie, jest ok.

Niestety nie do końca można tak powiedzieć o aktorstwie. O ile większość aktorów ze swojej roli wywiązuję się przyzwoicie, to kreacje Sharon i Vincenta, którym poświęcono najwięcej czasu ekranowego, odgrywanych przez Adelaide Clemens i Kita Haringtona, wypadają na poziomach od średniego do słabego. Drażni to w szczególności w przypadku Sharon. Niekiedy monotonia lub też wręcz przeciwnie, emocje rozbuchane ponad miarę, z jakimi wypowiada swoje kwestie, skutecznie zabijają atmosferę filmu. Niestety, pannie Clemens nie udało się oddać bogatej psychologicznej i emocjonalnej głębi bohaterki pierwowzoru.

Świetnie natomiast odzwierciedlono w produkcji unikalną audiowizualną estetykę i stylistykę serii. Na szczególne uznanie zasługują zaś dwie rzeczy: scenografia i ścieżka dźwiękowa. Scenografowie dołożyli starań, aby stworzyć dla aktorów środowisko przytłaczające i przepełnione groteskowością. Upiorny lunapark, fabryka manekinów czy też zrujnowany przytułek dla obłąkanych wypełnione są przejawami groteski, okrucieństwa i skrywanych w nich mrocznych tajemnic. Całość nabiera zaś jeszcze większej wyrazistości, kiedy nadciąga ciemność. Ściany łuszczą się i obłażą z farby, odsłaniając przerdzewiałe kratownice. Z pęknięć zaczynają sączyć się dziwaczne gęste ciecze, a cały świat wydaje się próchnieć i ulegać przyspieszonej entropii. Ujawniają się wówczas również potwory. Dziwaczne, zniekształcone i cudownie wręcz odrażające monstra, których widok stawia pod znakiem zapytania zdrowe zmysły projektantów. Owe metamorfozy podkreśla magia kamerzystów i montażystów, niekiedy we wręcz brutalny i przytłaczający sposób prowadząca widzów za pomocą świetnie dobranych ujęć i cięć od świata rzeczywistego do jego wykrzywionej niczym w brudnym i potrzaskanym zwierciadle alternatywnej wersji. No i jest również efekt 3D. Niemalże zapomniałem o nim, ponieważ w filmie zauważamy go głównie, gdy obrazy na dalszym bądź bliższym planie tracą nieco na ostrości. Do produkcji wnosi on niewiele i z powodzeniem mogłaby ona obejść się bez niego. Cały ten spektakl rozgrywa się zaś przy akompaniamencie ścieżki dźwiękowej, której słuchanie drażni nasze nerwy niczym czeszące mózg przerdzewiałe, pełne powykrzywianych zębów grabie. Muzyka jak i „naturalne” odgłosy otoczenia niepokoją, irytują i podświadomie każą oczekiwać najgorszego. Dzięki nim w czasie seansu nie można siedzieć spokojnie choćby przez chwilę. Szumy zgrzyty i dziwaczne, atonalne kompozycje po prostu na to nie pozwolą. 

Choć „Silent Hill: Apokalipsa” do filmów wybitnych nie należy, w żadnym stopniu nie zasługuje na tak miażdżącą krytykę. Owszem, to tylko sezonowe kino grozy, ale kino zrealizowane solidnie, w myśl unikalnej i w pewien chory sposób urzekającej stylistyki. Nie  pozbawione wad, jak choćby wspomniane problemy z ekspozycją czy też czasami pozostawiające sporo do życzenia aktorstwo i podrzędnie wykonane efekty 3D, to jednak urzekająco makabryczna i groteskowa estetyka połączona z nienajgorszą historią sprawiają, że z czystym sercem film ten mogę polecić każdemu miłośnikowi horrorów, a także tym, którzy poszukują produkcji o nietypowych walorach audiowizualnych.   

4,5/10

Tytuł: "Silent Hill": "Apokalipsa 3D"

Reżyser: Michael J. Bassett

Scenariusz:  Michael J. Bassett

Obsada:

  • Adelaide Clemens
  • Kit Harington
  • Carrie-Anne Moss
  • Sean Bean
  • Radha Mitchell
  • Malcolm McDowell
  • Martin Donovan
  • Deborah Kara Unger

Muzyka: Akira Yamaoka, Jeff Danna

Zdjęcia: Maxime Alexandre

Montaż: Michele Conroy

Scenografia: Alicia Keywan

Kostiumy: Wendy Partridge

Czas trwania: 94 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus