"Odwróceni zakochani" - recenzja
Dodane: 25-10-2012 17:10 ()
Trudno o gatunek filmowy, który budzi we mnie mniej ciepłe uczucia niż komedie romantyczne. Filmów tych unikam z zasady, ponieważ nie zawierają w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć moje zainteresowanie. Miałkie fabuły i papierowi bohaterowie, egzaltowane aktorstwo i ogólne znudzenie, jakie odczuwam w trakcie ewentualnego seansu sprawiają, że tego typu produkcje oglądam w zasadzie jedynie z konieczności. Gdy jednak dorzucić do filmu elementy science-fiction i opatrzyć całość hasłem „Miłość w świecie Incepcji” otrzymamy coś, co ma już o wiele większą szansę, aby zwrócić na siebie moją uwagę. Czy to jednak wystarczy by stworzyć obraz, który przełamie schematy i przekona mnie do siebie?
„Odwróceni zakochani” stwarzają mi problemy i zniechęcają już na wstępie. Film otwiera przydługa narracja w wykonaniu głównego bohatera, która ma na celu nie tylko wprowadzenie nas w fabułę, ale również wyjaśnienie zasad rządzących skomplikowanym światem, a w zasadzie światami, odwróconych. Wyobraźcie sobie bowiem dwie planety, położone tak blisko siebie, że w wyjątkowo wysoko położonych miejscach można wręcz wyciągnąć rękę i dotknąć drugiej z nich, fajnie nie? Pomijając fakt fizycznej niemożliwości istnienia takich światów, jest spoko. Teraz prawdziwe rodzynki, obiekty z jednego świata podlegają tylko grawitacji swojego świata macierzystego, a w przedłużonym kontakcie z materią ze świata drugiego zaczynają płonąć. No cóż, to już mniej fajne. Po co poświęcam tyle miejsca, aby pisać o tym wszystkim? Czy czujecie się zniechęceni do dalszej lektury? Czy macie ochotę zamknąć stronę? To wyobraźcie sobie teraz, jak poczujecie się w kinie, gdy narrator wszystko to opisze wam słowami w rozwlekłym, przetykanym dygresjami monologu. Nie najlepszy start.
Po przydługim i nudnawym wstępie przechodzimy jednak wprost do historii właściwej. I wcale nie jest dużo lepiej. Fabuła „Odwróconych zakochanych” to bowiem wariacja na temat Romea i Julii z tym, że zamiast zwaśnionych rodów, kochanków dzielą nieubłagane prawa (naciąganej do granic absurdu) fizyki światów w jakich przyszło im żyć. On pochodzi z dołu, ze świata zdewastowanego szabrowniczą gospodarką, ona z góry, z planety bogatej i pełnej przepychu. Czy dane będzie im być razem? Czy dziecięcy romans kwitnący na granicy grawitacyjnego pola przetrwa i rozkwitnie mimo przeciwności? Dowiecie się w czasie projekcji. Szczerze mówiąc, od samego śledzenia losów rozkwitającego uczucia wydaje się ciekawsze obserwowanie prób wykiwania naturalnego porządku rzeczy przez Adama? Poszukiwanie przez niego sposobu by móc funkcjonować normalnie w świecie, który stawia wszystko, dosłownie, do góry nogami, jest o wiele bardziej zajmujące od stereotypowego wątku romantycznego i stanowi jeden z atrakcyjniejszych elementów produkcji. Przeciętne aktorstwo, typowa historia i galeria schematycznych postaci sprawiają, że film ten ogląda się raczej dla samego pomysłu podwójnej grawitacji, wokół którego kręci się tak naprawdę cały film.
O wiele więcej jasnych stron znaleźć można w warstwie audiowizualnej produkcji. Na szczególne uznanie zasługują zapierające dech w piersi landszafty obrazujące podwójny świat. Sceny pośród niemal stykających się wierzchołkami gór, otoczonych gęstymi i spienionymi w fantazyjne kształty chmurami, na długo zapadają w pamięć. Podobnie jak obraz dwóch, skrajnie odmiennych miast rozciągających się jedno ponad drugim. Obrazy nasycono kolorami, które świetnie podkreślają atmosferę i doskonale współgrają z akcją. Ta z kolei, a jest jej jak na komedię romantyczną całkiem sporo, również zasługuje na brawa. Sceny akcji starają się bowiem wykorzystać potencjał jaki tkwi w pomyśle z podwójną/odwróconą grawitacją, przez co wypadają świeżo i oryginalnie. Wszystko to zostało okraszone nastrojową muzyką dobrze wpisującą się w konwencję całości.
„Odwróceni zakochani” to obraz nietypowy jak na swój gatunek. Dużo w nim elementów, które sprawiają, że wątek miłosny schodzi na dalszy plan i staje się jedynie dodatkiem do wizji scenarzysty i reżysera, wizji ciekawej i intrygującej, acz zupełnie nieprawdopodobnej. Choć początkowo film może nużyć, a akcja rozkręca się wyjątkowo powoli, to mimo wszystko warto dać mu szansę, choćby ze względu na wizualną ucztę i nietypową estetykę jaką serwują nam twórcy.
6/10
Tytuł: "Odwróceni zakochani"
Reżyseria: Juan Diego Solanas
Scenariusz: Juan Diego Solanas, Santiago Amigorena, Harris Demel
- Obsada:
- Jim Sturgess
- Kirsten Dunst
- Heidi Hawkins
- Larry Day
- Jayne Heitmeyer
Muzyka: Benoît Charest
Zdjęcia: Pierre Gill
Montaż: Dominique Fortin Paul Jutras
Scenografia: Alex McDowell
Czas trwania: 113 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus