Marta Dąbrowska "Lek na miłość" - opowiadanie

Autor: Marta "Ciriya" Dąbrowska Redaktor: Kilm

Dodane: 20-10-2012 22:45 ()


Lek na miłość

 

- Więc mają państwo kłopoty małżeńskie? – Zapytał psychiatra. Miał wielkie sińce pod oczami i co chwila pociągał łyk gorącej kawy z wielkiego, niebieskiego kubka.

- Tak. – Zabrała głos Melanie. – Niby nic poważnego; ja wiem, że ludzie mają gorsze problemy… ale mam wrażenie, że coś… no, rozumie pan… no, że coś między nami zniknęło. I że Chase nie czuje już tego, co czuł do mnie kiedyś. No, bo wszystko mu przeszkadza. – Pożaliła się. – Jak gotuję, jak się ubieram, wszystko. – Westchnęła - Wie pan, rozwód byśmy wzięli, ale… skoro jest możliwość jakoś związek ratować… no i psycholog dał nam skierowanie do pana. Żeby przepisał nam pan tabletki.

- Rozumiem. – Rzekł psychiatra i siorbnął kawę. Blask jarzeniówek odbijał się od jego łysiny.  – Myślę, że nie będziemy potrzebować niczego mocnego. Lek, który państwu przepiszę, nie zadziała gwałtownie. Gdyby nie przyniósł efektów, proszę się do mnie zgłosić.

Grzebał przez chwilę w szufladzie. W końcu wyciągnął dwa pudełka. Oba były różowe, choć różniły się odcieniami. Każde z nich miało taki kształt, by złożone razem tworzyły serce. Łączył je cienki łańcuszek.

– Te pudełeczka zawierają dwa różne rodzaje tabletek, to jaśniejsze odpowiednie dla pani, to drugie - dla pana. – Zaczął i wręczył opakowania Melanie.- Każda zawiera odpowiednią dla państwa mieszankę hormonów i innych substancji, które wywołają uczucie zakochania i pociąg fizyczny do partnera. Każda para takich leków jest unikatowa, więc nie ma mowy, by któreś z państwa przelało swoje uczucia na niewłaściwą osobę.- Psychiatra zakasłał. - To bardzo popularne w dzisiejszych czasach rozwiązanie. - Wychrypiał. - I co najważniejsze, niezawodne i bezpieczne.

- Dziękuję. – Powiedziała Melanie.

- Proszę brać jedną tabletkę wieczorem. – Lekarz wstał i para poszła w jego ślady.– Nie zapominać o tym i unikać przedawkowania. Jedno opakowanie wystarczy na około dwa miesiące. Potem proszę zgłosić się do mnie.

Chase skinął głową.

- Dziękujemy doktorze. Do widzenia – Powiedział.

 Opuścili gabinet i weszli do windy. Chase patrzył, jak Melanie ogląda pudełko. Skrzywił się mimowolnie. Przez ostatnie dwa lata jego żona bardzo przytyła i teraz najmniejszy wysiłek sprawiał, że pokrywała się potem. Ponadto zupełnie przestała o siebie dbać. Kiedyś idealnie uregulowane, ubarwione henną brwi zmieniły się w jedno długie, bezbarwne pasmo. Farbowane na ciemny brąz, zniszczone włosy dawno straciły objętość i połysk. Jeśli teraz jakikolwiek mężczyzna spojrzał na Melanie, to z pewnością bez zachwytu – raczej z politowaniem.

Kobieta podniosła oczy znad różowych pudełek i napotkała wzrok Chase’a.

- Co się patrzysz? – Zapytała. Chase tylko wzruszył ramionami. Nie odpowiedział.

Wsiedli do samochodu, nastawili autopilota. BMW zawarczało i ruszyło. Chase znalazł w kieszeni paczkę papierosów, zapalił. Rozsiadł się wygodnie i zapatrzył się na ogromne wieżowce, kolorowe wystawy sklepów i powoli zapalające się hologramy.

- Po tych tabletkach pomyślimy o dziecku. –Oznajmiła Melanie. Chase prychnął.

- Najpierw może w ogóle zobaczmy, czy działają, co? – Mruknął, usiłując wyobrazić sobie Melanie jako matkę i siebie jako ojca. Rezultaty były zdecydowanie mizerne.

Melanie nie odpowiedziała. W milczeniu kontemplowała widok za oknem, obserwowała budzące się do nocnego życia miasto. Ludzie wyprowadzali na spacery psy, robot sprzątający uwijał się przy zamiataniu ulicy, pierwsze bary kusiły wieczornych gości. Pod jedną z latarń kręciła się roznegliżowana panienka. Chase zawiesił wzrok na jej chudych udach, opiętych przez czarne kabaretki.

- Na co się znowu gapisz? – Zbeształa go natychmiast Melanie. Chase nie odpowiedział. Samochód skręcił i dziewczyna zniknęła za ścianą budynku.

- Ja też mam tak się ubierać, żebyś mnie zauważył? – Zapytała Mel.

- Ciebie nie da się nie zauważyć. – Warknął Chase.

Jego żona nie odpowiedziała. Ale po chwili Chase usłyszał jak pociąga nosem.

 

***

 

Pierwszą dawkę lekarstwa wzięli razem, wieczorem, po zjedzeniu resztek pizzy, które zostały z obiadu. Tabletki były duże. Ciężko się je połykało.

Chase był zmęczony i nie miał najmniejszej ochoty na towarzystwo rozemocjonowanej Melanie. Schronił się więc w swoim gabinecie i zaczął oglądać stare filmy. Te pełne przewidywalnej akcji, pseudodramatycznych miłości i wielkich, nieuniknionych zwycięstw. Nawet nie zauważył kiedy zasnął, znużony kolejnym, podobnym do poprzedniego, epizodem.

 

***

 

Obudził się nagle. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. W pokoju panowała ciemność, telewizor zgasł… a może ktoś go wyłączył? Chase zdał sobie sprawę, że boli go kark. I że leży przykryty kocem. Zmarszczył brwi. Wstał powoli i możliwie cicho, nie każąc komputerowi zapalać świateł ruszył do sypialni.

Melanie spała skulona pod kołdrą, z włosami rozrzuconymi na poduszce, w białej koszuli nocnej. Chase przez chwilę patrzył na jej twarz. Była na swój sposób piękna, taka przyjazna, taka spokojna, taka znajoma. Chase pogładził ją po policzku i uśmiechnął się. Wsunął się do łóżka obok żony.

Nim usnął, pomyślał, że następny dzień będzie naprawdę udany. Pierwszy raz od miesięcy.

 

***

 

 Obudził się wcześnie, dużo za wcześnie. Przez chwilę leżał na wznak, wpatrując się w sufit. A potem zdał sobie sprawę, że nozdrza drażni mu przyjemny zapach kawy.

Gdy wstał z łóżka, rolety automatycznie powędrowały do góry. Pokój zalał słoneczny blask. Chase ruszył do kuchni. Niewielki robot – odkurzacz, szumiąc cicho, zakręcił mu się pod nogami.

Przy kuchennym stole siedziała Melanie. Miała umyte włosy i delikatnie umalowane oczy. Mieszała kawę, dzwoniąc łyżeczką o ściany kubka. Jasne światło poranka zalewało jej twarz i igrało w fałdach szlafroka. Chase zauważył, że poza nim jego żona nie ma na sobie zupełnie nic.

Uniosła głowę i uśmiechnęła się na jego widok.

- Cześć skarbie. – Zaćwierkała – Zrobić ci kawę?

- Nie, nie wstawaj. – Chase cmoknął ją w policzek i włączył ekspres. Melanie pociągnęła łyk z kubka. Spróbowała poprawić szlafrok, ale bezskutecznie – i tak zsuwał jej się z ramion. Chasowi wcale to nie przeszkadzało.

- Co, kochanie? – Zapytała Melanie, napotkawszy jego wzrok. Uśmiechnęła się. Nie odpowiedział. Melanie wstała i wstawiła pusty już kubek do zmywarki. Szlafrok zsunął się jeszcze bardziej.

Był uszyty ze śliskiego materiału. Dlatego ciągle spadał Mel z ramion. I na pewno w końcu sam zsunąłby się zupełnie. Nawet gdyby Chase mu w tym nie pomógł.

 

***

 

Tabletki działały. Naprawdę.

W domu nagle pojawiły się kwiaty. Obiad przestał być tylko daniem z plastikowego pojemnika. Robot - odkurzacz nie wpadał już na sterty ubrań. Kawa o poranku przestała być koniecznością. I nawet praca nie była już nudna.

Chase przestał palić. Wiedział, że Melanie tego nie lubi, więc nie widział powodu, by ją drażnić. Zaczął chodzić na siłownię, jeździć na rowerze i czasem pływał. Wkrótce też przestał uskarżać się na bóle kości.

Melanie schudła. Chase wiedział, że zrobiła to dla niego. I był jej za to wdzięczny.

 Zaczęli chodzić do barów, pełnych uśmiechniętych ludzi restauracji, na koncerty i do galerii. Nawet jeśli świat nadal był zły i pusty jak kiedyś, Chase tego nie dostrzegał. Brudne uliczki jakby zniknęły z planu miasta, dziewczyny z kusymi dekoltami, szczerzące doń bielutkie ząbki przestały istnieć.

Chase nie zastanawiał się, czy kupić kolejne pudełko tabletek, gdy pierwsze się skończyło. Nawet nie rozmawiał o tym z Melanie. To było oczywiste.

A potem nadeszła jesień. Niebo straciło lazurowy kolor, wieczory były coraz dłuższe, a noce stały się chłodniejsze. Chase musiał wyjechać. Służbowo. Na księżyc, do strefy Mare Imbrium. To miał być ważny, dwutygodniowy wyjazd.

Spakował rzeczy. Mel pomogła mu wybrać garnitury, zawiązała krawat. Pożegnali się, Chase wsiadł do promu i poleciał.

Po wyczerpującej, niemal szcześciogodzinnej podróży w końcu dotarł na miejsce. Chase od razu rzucił się, a raczej, z powodu słabej grawitacji, powoli opadł na łóżko. Nim zasnął, zdążył jeszcze tylko pomyśleć, że bardzo, ale to bardzo tęskni za żoną.

Obudził go jazgot budzika. Chase wstał – nieco zbyt gwałtownie – i poleciał kilkanaście centymetrów w górę. Zaklął cicho. Czuł się dziwnie przygnębiony. Przez chwilę nie mógł stwierdzić dlaczego – a potem przypomniał sobie, że poprzedniego dnia wieczorem nie wziął tabletki. Skarcił się w duchu i zaczął przeszukiwać walizkę w poszukiwaniu pudełeczka z lekami.

Nie znalazł.

Znowu zaklął. Tym razem głośniej i bardziej dobitnie.

 

***

 

Niemal spóźnił się na obrady. Negocjacje okazały się trudne i wyszedł z nich piekielnie zmęczony.  Dopiero piwo, wypite z kolegami w jakiejś spelunie poprawiło mu humor. Przez okno baru rozciągał się widok na ciemną powierzchnię księżyca. Nad niskimi, metalowymi budowlami szybowały promy kosmiczne. Wyżej jaśniała otoczona błękitną aurą Ziemia.

Piwo nie zastąpiło uczucia, jakie niosły ze sobą tabletki. Nie sprawiło, że bar mniej śmierdział tłuszczem, a kufle były czystsze. Nie spowodowało, że Chase zatęsknił za Melanie. Bardzo spodobała mu się za to dziewczyna siedząca przy barze. Nie odwrócił od niej wzroku. I zastanawiał się, czy to zdrada.

 

***

 

Obudził się wcześnie. Trochę potrwało, nim zwlókł się z łóżka, jeszcze więcej czasu zajęło mu przełknięcie paru kęsów śniadania. Dopiero gorący prysznic nieco postawił go na nogi. Chase niechętnie wcisnął się w garnitur i wyruszył na kolejne spotkanie.

Negocjacje nie przebiegły pomyślnie. Po ich zakończeniu Chase był nie tylko zmęczony, ale też wściekły. I znów wylądował w barze. Tym razem w większym gronie znajomych.  

Lokal był jeszcze bardziej zadymiony i cuchnący niż poprzedni. Chociaż wszystkie księżycowe bary nie cieszyły się najlepszą opinią, ten był wyjątkowo obskurny. W automatycznej kasie Chase kupił piwo o barwie oranżady i, sądząc po smaku, porównywalnej do niej zawartości alkoholu. Dopiero dwie czy trzy porcje whisky sprawiły, że przyjemnie zaszumiało mu w głowie.

Przy automatach do gier garbiło się kilku osiłków. Paru innych siedziało przy barze i niskich stolikach. Jeden obmacywał w kącie młodziutką dziewczynę. Ze starych głośników biły fale równie ambitnej, co oryginalnej muzyki.

Ów klimat działał na Chase’a wyjątkowo otępiająco. Mężczyzna popijał whisky i gapił się w stary, wiszący na ścianie telewizor. Nawet nie zauważył, gdy przysiadł się do nich niski, długowłosy mężczyzna. A gdy nieznajomy zaproponował im niewielki „odjazd”, Chase bez namysłu kupił działkę.

Nie był jedyny. Od legalizacji większości narkotyków nie minął nawet rok, a już mało było ludzi, którzy w ogóle ich nie brali. Ale to, co zaoferował im niski człowieczek, okazało się nie tylko wyjątkowo drogie, ale także mocne.

Ostatnim, widokiem który zapamiętał Chase był nieprzyzwoicie duży dekolt Nikki, jego koleżanki z pracy. A potem wspomnienia zalała masa uczuć, świat zawirował i pokrył się przyjemną powłoką narkotyku.

 

***

 

Kac przeniknął do jego świadomości jeszcze zanim Chase do końca się obudził. Mężczyzna jęknął i odruchowo dotknął obolałej głowy. Miał suchą skórę i wargi, bolało go gardło, a mdłości przyprawiały o dreszcze. Chase kaszlnął i przełknął podchodzącą mu do gardła żółć.

Ostrożnie otworzył oczy. Zobaczył biały sufit, rozjarzony ostrym, niehamowanym atmosferą blaskiem słońca. Zaklął i zerknął na wiszący na ścianie zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć.

Obrady zaczynały się za niecałą godzinę. Chase musiał się naprawdę śpieszyć, jeśli chciał na nie zdążyć. Skrzywił się. Ani długie dyskusje, ani pośpiech nie były zachęcającą perspektywą. Co gorsza, dotarcie na negocjacje było tym trudniejsze, że Chase nie miał pojęcia gdzie jest.

 Jedno było pewne – znajdował się w pokoju kobiety. Świadczyła o tym cała masa porozstawianych na półkach kosmetyków i porozrzucane po krzesłach sukienki. Pewną wskazówką mogły być też dwie dziewczyny leżące obok Chase’a w łóżku.

Obie nie miały na sobie nic – zupełnie jak Chase. Spały, obejmując się nawzajem. Były blade i szczupłe, jedna wręcz chuda. Potargane, fantazyjnie obcięte włosy, rozmazany makijaż i rozchylone usta nadawały im nieco groteskowy wygląd. 

Jedna z dziewczyn, ta o błękitnych włosach poruszyła się lekko i zachrapała. Chase popatrzył na nią tępo. Nie miał pojęcia, kim jest.

Wzruszył ramionami, wstał i zaczął szukać swoich ubrań. Znalazł je porozrzucane wokół łóżka. Na stole stała cola. Chase zabrał ją i wyszedł na zewnątrz.

Znalazł najbliższą stację metra i wsiadł w pociąg jadący w pobliże jego kwatery. Otworzył puszkę coli i nie zważając na protestujący żołądek, siorbnął łyk.

Ku własnemu zdziwieniu nie czuł wyrzutów sumienia. A co gorsza zupełny brak skrupułów również był mu obojętny.

 

***

 

Oczywiście Chase spóźnił się na obrady całe dziesięć minut. Szef urządził mu kilkunastominutowe kazanie, zakończone groźbą zwolnienia. Chase przyjął je ze stoickim spokojem. Pokiwał głową, przeprosił, a po obradach ruszył na spacer.

Kupił w kiosku paczkę papierosów i zaczął palić jednego po drugim. Wędrował po pełnych ludzi, cuchnących stęchlizną korytarzach księżycowego miasta i napawał się ich widokiem. Widokiem, który wydawał mu się wspaniały, mimo, że ulice pełne były barów, naćpanych małolatów i kuszących, nagich nóg kobiet.

Odrzucił trzy połączenia od Melanie. Nie chciał z nią rozmawiać.

 

***

 

Na kolejne zebranie poszedł w doskonałym humorze. Niewiele jednak interesowały go negocjacje. O wiele bardziej zajmujące okazało się studiowanie smukłej, podkreślonej przez obcisłą sukienkę figury Nikki. Nikki oczywiście zauważyła jego spojrzenie. I zaczerwieniła się. Uroczo, dziewczęco, niewinnie. Ale nie odwróciła wzroku.

Wieczorem znowu całym zespołem wylądowali w barze. Następny dzień miał być wolny od obrad, więc wszyscy pili bez skrupułów. Nikki piła. I Chase też pił.

Nie wiedział, jak to się stało, że nagle znalazła się tuż obok niego. Za to doskonale zdawał sobie sprawę, że jest za blisko.

A jednak za daleko.

Położył jej rękę na udzie. Powoli przesuwał dłoń wyżej. Nikki nie zaczerwieniła się. Ale położyła swoją dłoń na jego.

Chase nie wiedział, kiedy wyszli z baru. Nie wiedział, co stało się z resztą grupy. Nie obchodziło go to zupełnie.

 Nikki nie zarumieniła się, gdy jechali metrem do mieszkania Chasa. Nim dotarli na miejsce alkohol nieco przestał szumieć im w uszach, zaczęli coraz lepiej zdawać sobie sprawę z tego co robią. Ale nawet wtedy Nikki pozostała blada.

Dopiero, gdy Chase wyswobodził ją z obcisłej sukienki, na jej twarzy pojawił się rumieniec. Nie spełzł z jej policzków przez całą noc. Dopiero, gdy słońce wdarło się do pokoju, a Nikki usnęła przy boku Chasa, jakby zbladł.

Nim Chase usnął, obiecał sobie jeszcze, że nigdy już nie pójdzie do psychiatry. I nigdy nie weźmie żadnych „miłosnych” tabletek.

 

***

 

Melanie płakała, gdy powiedział jej, że od niej odchodzi. Ale on nie czuł smutku. Wyrzucił tabletki. I swoje, i Melanie. Był pewien, że bez nich będzie szczęśliwsza.

A potem zabrał walizkę i pojechał do Nikki.

Bo przecież było im dobrze razem. Nie kłócili się. Nie musieli brać tabletek, by się kochać. Po prostu cieszyła ich własna obecność. Chase był przekonany, że nigdy nie będzie żałował, że odszedł od Melanie.

 

***

 

Dziewczyna była piękna. Miała długie, smukłe nogi, szerokie biodra i gęste, ciemne włosy. I nieprzyzwoicie duży dekolt.

Chase oderwał wzrok od bilboardu jaśniejącego za oknem ich małej kuchni. Spojrzał na Nikki. Na jej chude, zbyt chude nogi i zapadnięte policzki. Na przerzedzony warkocz i podkrążone oczy. Skrzywił się. Wcale nie przypominała piękności z bilboardu.

Poczuł wyrzuty sumienia. Powinien myśleć o niej ciepło, prawda?

Ale z jakiegoś powodu nie umiał. Nie rozumiał, co stracili, on i Nikki. Przecież nie byli razem długo, zaledwie trzy lata… a już coś zgasło.

Znów spojrzał na dziewczynę. Spróbował się uśmiechnąć.

- Więc myślisz, że pigułki nam pomogą? – Zapytał cicho. Nikki pokiwała głową.

- Pomogą – powiedziała cicho – Pomogą.

Mnie i Melanie nie pomogły, pomyślał Chase. Chociaż, może… dawały w końcu efekt. Dopiero kiedy, idiota, nie wziąłem ich na ten zjazd przestały działać.

- O czym myślisz? – Zapytała Nikki. Chase odwrócił wzrok.

- O niczym.

- Znowu o niej – Zarzuciła mu. Chase skrzywił się.

- Mogłabyś przestać być taka zazdrosna.

Może tabletki pomogą ratować, to, co między nimi było? Coś, co przecież kiedyś było takie piękne. Tak piękne, że Chase zostawił dla tego wszystko.

Nikki zgasiła papierosa i utkwiła wzrok gdzieś w dali. Westchnęła. Chase też westchnął.

Kiedyś kochał Nikki. Pamiętał to dobrze. Kochał jej rumieńce, jej przypalone naleśniki, jej uśmiech. A teraz? Nie mógł przełknąć niczego co ugotowała. Rumieniła się tylko ze złości. A uśmiech? Nikki od dawna się nie uśmiechała.

I miłość też gdzieś zniknęła. Chase nie wiedział kiedy i gdzie. Wiedział jednak, że już nie wróci. Chociażby Chase bardzo się starał.

Zmusił się, by odwrócić wzrok od wyciągniętej na plakacie modelki. Zgasił ledwie nadpalonego papierosa.

- Dobrze. – Zdecydował w końcu. – Weźmy te tabletki.


comments powered by Disqus