"Zen Steve'a Jobsa" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 08-10-2012 18:46 ()


Steve Jobs stał się, co by tu nie mówić, postacią ikoniczną. Wizjoner, projektant i buntownik. A przede wszystkim człowiek sprzedający nam za chore pieniądze, parafrazując jego własne słowa, „najbardziej innowacyjne i zmieniające świat gadżety”. Gadżety, dodajmy to, szpiegujące właścicieli, wymagające wysoce wyspecjalizowanych serwisów do konserwacji i narzędzi do obsługi oraz pozbawione wielu, zdaniem Jobsa, zbytecznych funkcji. MMSy w iPhonie? A na co im to, zamiast tego damy im jeszcze węższą obudowę, żeby łatwiej mogli zgubić telefon... Czy jednak, pomimo całego swojego niewątpliwego dorobku, Jobs zasłużył sobie na miejsce w annałach komiksowej historii? Czy jego zasługi uzasadniają unieśmiertelnieni go na kadrach i planszach?

Zen Steve'a Jobsa to komiks, który prawdopodobnie w założeniu miał przybliżyć nam to, w jaki sposób i skąd tytułowy bohater czerpał inspiracje do tworzenia swych „unikalnych” projektów. Sądząc z tonu w jakim utrzymane jest niniejsze dzieło, miało ono również prawdopodobnie zobrazować wewnętrzny, niemalże tragiczny konflikt toczący się w głębi duszy niedawnego włodarza Apple’a i prawdopodobnie dotyczący jego obsesji na punkcie tworzenia coraz doskonalszych produktów. Dlaczego wręcz nadużywam słowa prawdopodobnie? Cóż, prawdopodobnie dlatego, że ZSJ jest dziełkiem, w którym najzwyczajniej w świecie brakuje ekspozycji. To komiks, który sprawia wrażenie na szybko połatanego z pseudo głębokich scenek w nadziei, że odbiorca nie połapie się o co kaman i zagubi gdzieś w gąszczu mistycznych dywagacji. I choć w szerszej perspektywie nad wydawnictwem unosi się coś w rodzaju fabuły i ciągłości, to na pierwszy rzut oka twór ten wydaje się tych jakże ważnych dla opowieści elementów zupełnie pozbawiony.

Komiksu nie ratuje nawet ciekawa szata graficzna. Rysownicy zastosowali szkice proste, ale bardzo dobrze ilustrujące akcję. W publikacji dominują czerń i biel oraz pojedynczy kolor stanowiący dopełnienie teł i gdzieniegdzie element cieniowania postaci. Kolor ten nieodmiennie powiązany jest z okresem w jakim dzieje się dana rozrysowana scena. Zastosowanie takiego temporalnego kodu kolorystycznego z pewnością ułatwia odnajdywanie się w tym, co stara się w komiksie uchodzić za historię.

Niestety, nawet najlepsza szata graficzna nie uratuje sytuacji, gdy najzwyczajniej w świecie nie ma czego obrazować. Zen Steva Jobsa to eksperyment, który w zasadzie nie wiadomo co miał udowodnić i jaką treść przekazać. Mało w nim informacji i ekspozycji, za to aż w nadmiarze i obficie uraczono odbiorcę pogaduszkami o niczym, pstrym i bystrym. Niestety, komiksu tego nie mogę polecić nawet najbardziej oddanym miłośnikom Steve’a i jego gadżetów.

 

Tytuł: "Zen Steve'a Jobsa"

  • Scenariusz: Caleb Melby
  • Rysunki: JESS3
  • Wydawca: Helion
  • Data publikacji 19.06.2012 r.
  • Stron: 80
  • Papier: kreda
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 29,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Helion za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus