"Hotel Marigold" - recenzja
Dodane: 16-08-2012 16:51 ()
Wskazówki zegara wcześniej czy później wskażą jesień naszego życia. Co wtedy? Czy wzorem przeciętnego emeryta będziemy użalać się nad własnym losem, wyliczając kolejne porażki czy raczej postaramy się w ten szczególny okres wejść przebojowo i z pomysłem?
Jedno jest pewne, nie robiąc nic nie jesteśmy w stanie odmienić wszechogarniającego marazmu i szarości, które wypełniają kolejne dni. Bohaterowie „Hotelu Marigold” to ludzie z bagażem doświadczeń, w pełni ukształtowani, których drogi łączą się z przeróżnych przyczyn. Czy będzie to śmierć współmałżonka, próba odnalezienia miłości swojego życia czy w końcu ostatnia szansa, aby jeszcze raz poczuć się młodym i kochanym, to wszyscy znajdą tu swoje miejsce. Z pozoru rzeczy banalne, ale jak przyjrzymy się im bliżej stanowią one sól naszej egzystencji.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności bohaterowie odnajdują atrakcyjną ofertę najlepszego egzotycznego hotelu Marigold w Indiach. Po brawurowej i pełnej zawirowań podróży docierają do celu, gdzie zamiast przybytku swoich marzeń zastają rozwalającą się ruderę, w której o zdobycze XXI wieku raczej trudno. Jednak to nie doczesne wygody mają odgrywać najważniejszą rolę. Każde z nich przyjechało tu z konkretnego powodu, odmienić swoje życie, zachłysnąć się niezwykle barwną i bogatą kulturą nieznanego dla nich świata. Ci, którzy odbyli tą podróż w celu duchowego odrodzenia odnajdą w Indiach dokładnie to, po co przyjechali. Natomiast pozostali będą się snuć między filarami rozpadającego się hotelu z nadzieją, że ten koszmar skończy się jak najszybciej.
Każda niewykorzystana szansa, zastanawianie się czy dokonaliśmy dobrego wyboru, bądź pochopnie z czegoś zrezygnowaliśmy, nie pozostanie obojętne na nasze życie i wróci do nas jak bumerang. Oczywiste jest, że ponosimy straty, aby się po nich móc podnieść. Nosimy przeróżne maski, by tylko nie zostać sami, bo to nie śmierć jest najgorsza, a samotność, która może prowadzić do obłędu. W końcu szukamy miłości i pragniemy ją odwzajemniać, obojętnie czy mamy lat dwadzieścia czy siedemdziesiąt. Wszystko to można nazwać prozą życia, albo jak kto woli, nieustającą przygodą aż po kres naszych dni.
W obrazie Johna Maddena nie odnajdziemy ukrytych prawd ani też wysublimowanej fabuły. W zamian przeżyjemy prawdziwą huśtawkę nastrojów postaci, okraszoną solidną dawką brytyjskiego humoru, a przede wszystkim znakomite kreacje. Twórcy nie bez przyczyny zatrudnili śmietankę angielskiej szkoły aktorskiej, gdzie wystarczy wymienić takie nazwiska jak Dench, Wilkinson, Smith czy Nighy. Każde z nich ukazuje inny rodzaj gry - od ciepłej, dobrodusznej, szarmanckiej poprzez komiczną, zrzędliwą aż po oschłą. Prawdziwa mozaika charakterów została odpowiednio dobrana do miejsca, w którym rozgrywa się akcja dzieła. To główny atut filmu Maddena, który sprawia, że dwie godziny mijają w oka mgnieniu.
A jaki jest morał tej historii? Taki jak wielu podobnych, należy cieszyć się z każdego dnia, bo szczęście może przyjść niespodziewanie, nawet na starość. Zatem spytacie czy czekanie tak długo ma sens? Oczywiście, jeżeli tylko szczęściu dopomożecie patrząc łaskawszym okiem zarówno na te lepsze jak i gorsze chwile codzienności. Gorąco polecam!
6/10
Tytuł: "Hotel Marigold"
Reżyseria: John Madden
Scenariusz: Ol Parker
Obsada:
- Judi Dench
- Bill Nighy
- Tom Wilkinson
- Maggie Smith
- Celia Imrie
- Dev Patel
- Penelope Wilton
- Ronald Pickup
- Tena Desae
Muzyka: Thomas Newman
Zdjęcia: Ben Davis
Montaż: Chris Gill
Scenografia: Alan MacDonald
Czas trwania: 124 minuty
comments powered by Disqus