"Mroczne cienie" - recenzja trzecia

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 26-05-2012 08:31 ()


 

Przyznajcie się, słyszycie Tim Burton i od razu myślicie Johnny Depp. Mariaż reżysera z tym aktorem został przypieczętowany przez wiele doskonałych filmów nieodmiennie kojarzonych ze współczesnym wcieleniem groteski. Nawet twórcy popularnego serialu animowanego "South Park" pozwolili sobie w jednym z odcinków na zjadliwe i uszczypliwe komentarze na ten temat. Czy mamy jednak powód do narzekań wiedząc doskonale, że połączenie to gwarantuje nam nieodmiennie satysfakcjonującą ucztę kinomana? Mroczne Cienie udowadniają, że duet Burton/Depp po raz kolejny stanął na wysokości zadania.

Najnowszy obraz reżysera Edwarda Nożycorękiego to historia o wampirze. W dobie niemal absolutnego zmonopolizowania wampirzej popkultury przez twórczość Stephenie Meyer, charakteryzującą się uczłowieczeniem, spłyceniem i oswojeniem krwiożerczych władców nocy, Mroczne Cienie oferują nam powrót do klasyki, opowiadając historię wampira szacownego, dystyngowanego i co najważniejsze nie będącego na siłę humanizowanym wymoczkiem, lecz prawdziwym i świadomym swej natury potworem.

Barnabas Collins, młody szlachcic z bogatego rodu, pada ofiarą klątwy wiedźmy, której awanse odrzucił. W wyniku działania przekleństwa demonicznej Angelique traci wszystko i zostaje pogrzebany na niemal dwieście lat. Po przypadkowym przebudzeniu odkrywa, że potomkowie jego rodu wciąż żyją, borykają się jednak z nieustannymi problemami. Barnabas rusza więc w sukurs swym krewnym jednocześnie usiłując odnaleźć się w rzeczywistości lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Jak się jednak okazuje, jego prześladowczyni nie próżnowała...

Scenarzysta umiejętnie połączył w filmie konwencje klasycznego kina grozy, romansu oraz co wydawałoby się niemożliwe komedii i kina familijnego. Połączenie wypada płynnie i naturalnie, całość trzyma się kupy i pozbawione jest luk narratologicznych i logicznych. Co więcej historia autentycznie angażuje widza. Wiele w niej scen zarówno nawiązujących do klasyków kina, jak i zupełnie nowatorskich. Humor, którego źródło w głównej mierze stanowią konfrontacje Barnabasa z otaczającym go światem i ludźmi (wampir + hippisi), wprowadza do groteskowej atmosfery filmu potrzebne niekiedy chwile wytchnienia, nie pozbawione jednak wisielczej ironii, która doskonale współgra z klimatem całości.

Uzupełnieniem fabuły jest galeria postaci prezentowanych nam przez reżysera. Wszystkie one są bez wyjątku barwne i zasługują na to by poświęcić im uwagę. Oprócz wampira ujrzymy wspomnianą już wiedźmę Angelique - dotkniętą obsesją na punkcie „cielesnego obcowania” z Barnabasem, nieustannie skacowaną i permanentnie rozdrażnioną psychiatrę badającą przypadek młodego panicza Davida Collinsa, trapionego śmiercią matki i dziwnymi wizjami. A to tylko część z protagonistów jakich obraz rzuci ku naszej uciesze. Aktorstwo stoi na bardzo wysokim poziomie co nie dziwi, biorąc pod uwagę obsadę zaangażowaną przez Burtona. Gra Johnny’ego Deppa nie wymaga komentarza. Jak zwykle aktor wciela się w odgrywaną postać całym ciałem i duszą, a rzucane przez niego wieloczłonowe i rozbudowane archaiczne obelgi to istny majstersztyk. Michelle Pfeiffer w roli statecznej matrony rodu Collinsów wciąż czaruje wdziękiem i seksapilem pomimo swojego wieku. Helena Bonham Carter dopełnia całości swoją obłąkańczą interpretacją roli znerwicowanej i nieustannie skacowanej pani doktor.

W parze ze świetnym scenariuszem i doskonałą grą aktorską idzie warstwa audiowizualna. Scenografia rozległej posiadłości i otaczających ją terenów, w której osadzono większość ze scen, zapiera dech w piersiach swoim rozmachem i dopracowaniem detali. Na uznanie zasługują również efekty specjalne odzwierciedlające nadludzkie moce Barnabasa i Angelique. Choć wykonane oszczędnie i z wyczuciem pozwalają widzom wyraźnie odczuć z kim mają do czynienia. Brawa należą się również za charakteryzację Deppa, która odzwierciedla to, co najlepsze w klasycznym wizerunku wampira. Nigdy więcej błyszczących w słońcu wymoczków. Ogółu dopełnia nastrojowa muzyka podkreślająca akcję i atmosferę produkcji.

Mroczne Cienie to „wampirzy” film na jaki czekałem od dawna. Ciekawy scenariusz, wyraziści bohaterowie i płynnie wplecione w narrację elementy komedii i kina familijnego, tworzą mieszankę wybuchową, która chwyta widza i obezwładnia go klimatem już od pierwszych minut projekcji, po czym nie wypuszcza go ze szponów aż po finał.  Najnowsze dzieło Burtona mogę z czystym sercem polecić nie tylko psychopatycznym fankom Johnny’ego Deppa, ale każdemu, kto szuka filmu nietuzinkowego – niepokojącego, zabawnego i groteskowego w jednym. Za cenę biletu obraz obsłuży nas nad wyraz przyzwoicie w każdej z tych kategorii. Marsz do kin!    

 7/10

 

Tytuł: "Mroczne cienie"

Reżyseria: Tim Burton

Scenariusz: Seth Grahame-Smith

Obsada:

  • Johnny Depp
  • Michelle Pfeiffer
  • Helena Bonham Carter
  • Eva Green
  • Jackie Earle Haley
  • Jonny Lee Miller
  • Bella Heathcote
  • Chloë Grace Moretz
  • Gulliver McGrath
  • Ray Shirley
  • Christopher Lee

Muzyka: Danny Elfman

Zdjęcia: Bruno Delbonnel

Montaż: Chris Lebenzon

Scenografia: Rick Heinrichs

Kostiumy: Colleen Atwood

Czas trwania: 113 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji


comments powered by Disqus