"Doom" - recenzja
Dodane: 01-05-2007 11:00 ()
Zacznę od tego, że poszedłem na „Dooma” do kina trzy dni po premierze. Spodziewałem się co najmniej 2/3 zajętych foteli na sali, a tu figa z makiem. Na seansie było w sumie wraz ze mną siedem osób. Samo to daje dużo do myślenia odnośnie jakiegokolwiek zainteresowania tym filmem. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Jeżeli chodzi o nawiązanie do gry komputerowej, nie mam prawie żadnych zarzutów. Wszelkie lokacje (kilka nawet rodem wyjętych z gry), potwory (odwzorowane naprawdę dokładnie) czy broń (łącznie ze słynnym BFG) są w jak największym stopniu zgodne z tym, co mieliśmy okazję zobaczyć w trzeciej części gry „Doom”. Pod tym względem nie ma najmniejszych problemów. Baza na Marsie nadal wydaje się klaustrofobiczna, wszelkiej maści stwory zachowują się podobnie, jak te w grze, a broń wygląda tak samo (no, może z wyjątkiem osławionej latarki, której w grze nie dało się przymocować na stałe do broni). Wszystko jest identyczne oprócz fabuły. W grze wszystko dzieje się za sprawą otwartego portalu do piekła, natomiast w filmie cały „wypadek” spowodowany jest... (no i kto się domyśli, co?) - badaniami genetycznymi. Tak więc pod tym względem wszystko jest inne. Lokalizacja ta sama, rzeź ta sama, ale jej powód trochę się różni (przynajmniej ci, którzy zechcą zagrać w grę, nie będą znali fabuły).
Tyle analizy pod kątem gry. Teraz spójrzmy na „Dooma” jak na zwykły film. Jeżeli chodzi o gatunek, to na początku pokusiłbym się o zakwalifikowanie go jako horror/film akcji. Ale, jak wiemy, pierwsze wrażenie najczęściej jest fałszywe i tym razem zasada ta także działa. Jest to nic innego jak film akcji i tylko akcji. Odnoszę wrażenie, że wszystkie „straszne momenty” zostały wepchnięte w niego na siłę. Nie było ani jednej chwili, w której bym się bał, a tego się poniekąd spodziewałem. Ale jak tu się bać, skoro na samym początku filmu pokazana jest grupka uciekających naukowców, na których z ciemności wyskakuje „coś” i ich zabija, a w tle zamiast jakichś „strasznych” kawałków leci muzyka metalowa. To tak do siebie w tym momencie pasuje jak przysłowiowy piernik do wiatraka. Ale przejdźmy dalej. Kolejna rzecz, która po prostu mnie rozbroiła, to scena, kiedy grupka marines zaczyna przeszukiwać kanały. Co jak co, ale na marsjańskiej bazie takie ścieki to chyba lekka przesada. Jakby tego było mało, w jednym z ujęć pokazana jest łazienka. Jak myślicie, jak ona wygląda? Zwykły porcelanowy sedes i kafelki na ścianie. Rok 2145, a oni mają jeszcze stare muszle i kafelki. Pewnie zabrakło im funduszy na wykończenie tej bazy, albo jakaś lewa firma wygrała przetarg na wykończenie łazienki.
Fabuła natomiast jest zbyt przewidywalna. W dzisiejszych czasach jest coraz mniej filmów, które zaskakują, a „Doom” na pewno do nich nie należy (wiem, że trudno jest przenieść grę FPS na ekran kina, ale mimo wszystko do tego przyczepić się muszę). Poza faktem, że film nie jest straszny, mam też inne zastrzeżenia. Kolejna rzecz, jaka przyprawiła mnie o ból brzucha z powodu śmiechu, to badania genetyczne, a dokładniej pierwszy obiekt tych badań. Żeby dokładnie wyjaśnić, streszczę fragment fabuły: naukowcy odkrywają 24 chromosom i postanawiają go komuś wszczepić w celu stworzenia „nadczłowieka”. W tym celu na swój obiekt wybierają akurat psychopatycznego mordercę skazanego na śmierć. Naprawdę, nie ma po prostu lepszego kandydata na nadczłowieka, niż jakiś psychopata. Należy pogratulować myślenia (jeżeli w przyszłości ludzie maja popełniać takie błędy, to ja wolę tej przyszłości nie dożyć).
Co do lepszych stron filmu, na pewno można do nich zaliczyć efekty specjalne. Potwory wyglądają realistycznie, a „nano-drzwi” robią duże wrażenie (szczególnie, kiedy zatrzymują jednego z potworków). Muzyka też jest w porządku (tylko jeszcze gdyby była odpowiednia w odpowiednim miejscu). Fajnym eksperymentem jest także ukłon w stronę gry, gdy pod koniec akcja jest pokazana „z oczu bohatera”. Całkiem miłe urozmaicenie, chociaż jak dla mnie wyglądało to momentami nienaturalnie i obraz był zbyt rozmazany.
Podsumowując, „Doom” jako film akcji nie jest zły, ale mógłby być lepszy. Osobiście wyszedłem z kina rozczarowany (znowu trailer był lepszy od filmu), bo spodziewałem się czegoś ciekawszego. Jeżeli tak mają zrobić „Quake’a”, to ja dziękuję. Na koniec dodam, że reżyserem był Polak, Andrzej Bartkowiak, znany między innymi z takich filmów, jak „Romeo musi umrzeć" i "Od kołyski aż po grób" (to chyba mówi samo za siebie). Tak czy siak, ciężko jest mi polecić ten film czy to fanom gry, czy znawcom filmów akcji. Prawda jest taka, że kto będzie chciał, i tak na film pójdzie (tym razem moje podejście wygląda tak a nie inaczej, gdyż w opinii publicznej zdania są wyjątkowo ostro podzielone). W mojej prywatnej skali od 0 do 10, „Doom” plasuje się gdzieś w okolicach piątki.
Tytuł: "Doom"
Reżyseria: Andrzej Bartkowiak
Scenariusz: Dave Callaham
Muzyka: Clint Mansell
Zdjęcia: Tony Pierce-Roberts
Obsada: Dwayne 'The Rock' Johnson, Rosamund
Pike, Karl Urban, Al Weaver, Richard Brake, Daniel
York
Dystrybucja: United International Pictures Sp z o.o
Czas trwania: 105 min.
Korekta: Dominika "Elanor" Kurek
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...