„Kamień Przeznaczenia” tom III - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-04-2012 20:17 ()


Mimo że od premiery pierwszego tomu autorskiej serii Tomasza Kleszcza upłynął zaledwie rok, cykl ten doczekał się już trzeciej odsłony. Błyskawiczne tempo realizacji ma swoje dobre strony, ale częstokroć stwarza ryzyko zaistnienia produktu niepełnowartościowego. Czy tak jest w przypadku najnowszego tomu „Kamienia Przeznaczenia”?

Wszystko wskazuje, że wspomniany autor wyszedł z tej próby obronną ręką nie zaniżając wcześniej osiągniętego poziomu. Mało tego, dostrzegalna jest również tendencja zwyżkowa. Ale po kolei…

Marduk, inicjator problemów, z którymi zmuszeni są borykać się bohaterowie tej serii, najwyraźniej wzmógł wysiłki na rzecz realizacji swych zamierzeń i tym samym osobiście podjął się pochwycenia swego głównego adwersarza, Sama. Nie wszystko jednak toczy się w myśl jego planów; zwłaszcza że ci, którym zależy na powstrzymaniu totalistycznych zapędów tej nadistoty również nie próżnują. Odpowiednio przygotowany Dux po raz kolejny udowadnia, że program treningowy, któremu został on poddany nie poszedł na marne, co boleśnie odczuwają odhodowani przez Marduka mięśniacy. Nieco mniejsze pole do popisu zyskała Natasha, która wyraźnie przedryfowała na boczny tor. Za to nieco istotniejszą rolę przyszło odegrać piastującemu obecnie urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Barackowi Obamie. Autor serii najwyraźniej zmusił go do porzucenia kija golfowego (tudzież szemranych konszachtów z rosyjskimi politykami) obarczając rzeczonego znacznie poważniejszym problemem. W kierunku Ziemi zbliża się obiekt sztucznego pochodzenia skutecznie spędzający sen z powiek osobom zatroskanym o los tej planety. Siłą rzeczy przeznaczenie pochodzącego z Marsa giganta pozostaje zagadką, co tym bardziej wywołuje konsternacje nielicznych wtajemniczonych. Pewne jest jedno: antropomorficzny, kamienny stwór z każdą sekundą jest coraz bliżej.

W odróżnieniu od tomu poprzedniego mamy tu nieco więcej scen konfrontacjach, pościgów i wyzbytego czułości oklepywania się po fizjonomiach. A wszystko to w strugach deszczu (który swoją drogą Marduka się nie ima) udatnie klimatyzujących tok fabuły. Autor bez wątpienia sprawnie radzi sobie z odpowiednim dozowaniem dynamiki, czemu zresztą niejednokrotnie dawał już dowód. Niestety nieco gorzej z właściwym ujmowaniem ludzkich proporcji, a zwłaszcza skrótów perspektywicznych (m.in. przy okazji portretowania występujących tu postaci). Wygląda na to, że z tym aspektem komiksowego warsztatu przyjdzie autorowi jeszcze nieco powalczyć. Tak jak jednak wyżej wspomniano, także pod tym względem dostrzegalne są znamiona zwyżkującej formy rzeczonego.

Akcja tegoż komiksu pędzi niczym rozpędzone bryki, które z miejsca dostrzegalną pasją zwykł ilustrować Tomasz Kleszcz. Bez wątpienia ma to swoje dobre strony, zwłaszcza w kontekście wartkości fabuły. Gdzieś jednak po drodze umknął unikalny klimat tej serii charakterystyczny dla poprzednich tomów. Bo o ile w ich przypadku motywy paleoastronautyczne zdawały się być fabularnym trzonem, o tyle tym razem uległy one jakby marginalizacji. Co prawda w jednej z sekwencji pojawia się wzmianka o zagrożeniu nadciągającym z Czerwonej Planety; zniknęły jednak drobne akcenty (tak jak miało to miejsce np. w przypadku repliki tzw. Bramy Słońca z Tiahuanaco w tomie pierwszym), umiejętnie rozwijające quasi-mitologię zaistniałą specjalnie na potrzeby tej serii. Z drugiej strony znacznie rozbudowano kwestie z udziałem Marduka wydobywając nieco tę postać z przysłowiowego cienia. Było to tym bardziej konieczne, że ów szczególnie problematyczny osobnik jak do tej pory nie miał zbyt wielu okazji do osobistej aktywności. Ogólnie rzecz ujmując kolejny „Kamień…” nie traci nic na swej czysto rozrywkowej bezpretensjonalności. Równocześnie rozwój fabuły zdaje się zmierzać do nieuniknionej, finalnej konfrontacji. Zapewne w tomie czwartym przekonamy się czy autor zafunduje nam komiksową wersję „Enuma elisz”.

Najwyraźniej tradycją stał się udział w niniejszym przedsięwzięciu zaprzyjaźnionych autorów, którzy na potrzeby także tego tomu przygotowali nawiązujące do treści komiksu ilustracje. Tym razem swoimi pracami wsparli Tomasza Kleszcza: Jakub Kijuc („Konstrukt”), Adam Kmiołek („Biały Orzeł”) i Jakub Martewicz („Henryk Kaydan”, „Zmora”). Nie zabrakło również wyjątkowej Magdy Saramak, choć niestety nie w takim natężeniu jak w poprzednich epizodach. Finałową galerię dopełnił nie kto inny jak właśnie Tomasz Kleszcz. Według deklaracji autora kolejnego tomu serii możemy spodziewać się już wczesną jesienią bieżącego roku.

 

Tytuł: „Kamień Przeznaczenia” tom III

  • Scenariusz i rysunki: Tomasz Kleszcz
  • Okładka: Tomasz Kleszcz
  • Data premiery: kwiecień 2012 r.
  • Wydawca: Wydawnictwo Roberta Zaręby 
  • Okładka: miękka
  • Format: 170x260mm
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 56
  • Cena: 20 zł

      


comments powered by Disqus