"Bóg zemsty" - recenzja
Dodane: 04-03-2012 16:28 ()
Klapa za klapą – można pokrótce opisać kierunek w jakim rozwija się ostatnio kariera Nicolasa Cage’a. Trudno oczekiwać, że kolejne filmy z jego udziałem będą w stanie pozytywnie nas zaskoczyć. Wyjątkiem na pewno nie będzie „Bóg zemsty”.
Sielankowe życie Willa i Laury zostaje przerwane, kiedy kobieta zostaje brutalnie pobita i zgwałcona przez nieznanego napastnika. Zrozpaczony wypadkiem żony Will ulega namowom niejakiego Simona, który proponuje mu szybki odwet na napastniku w zamian za drobną przysługę w niedalekiej przyszłości. Jak łatwo się domyśleć, rozbity tragicznym zdarzeniem mąż nie waha się długo i wkracza na niepewną drogę vendetty. Strach połączony z traumą zaczyna dominować w spokojnej dotychczas egzystencji państwa Gerard, a nieformalna organizacja szybko nie zapomni o zaciągniętym przez Willa długu.
Dzieło Rogera Donaldsona w założeniu miało budować napięcie, które w decydującym momencie powinno eksplodować ze zdwojoną siłą. Niestety, stawka dla scenarzysty najwyraźniej okazała się niewystarczająca, bowiem nie pokusił się on o stworzenie chociażby odrobinę emocjonującego thrillera. W zamian mamy rewię nieporadnych zmagań bandziorów, ukrywających swoją działalność pod szyldem moralnego obowiązku oczyszczenia Nowego Orleanu z szumowin i przestępców, którym opór stawia nieporadny nauczyciel. To typowe w amerykańskich produkcjach marnej jakości, że anonimowi bohaterowie, listonosze, lekarze czy inżynierzy nagle stają się niepokonanymi komandosami, wojownikami o niebywałej wręcz sprawności fizycznej. Cage’owi można pozazdrościć olimpijskiej formy maratończyka. Nikt go nie dogoni, nawet jego cień, a co dopiero kule oponentów.
W tym do bólu wtórnym schemacie rozwój wydarzeń nie przyprawia o nadmiar wrażeń. Wskazówka przewidywalności sięga niemalże zenitu. Kiepskiej fabuły nie ratują również odtwórcy ról. Cage - aktor jednego wyrazu twarzy – pozwala sobie tutaj na większą ekspresję uczuć, bo raz nawet wymusza łzy na swej kamiennej facjacie. January Jones ładnie wygląda - i chyba na tym kończą się jej zalety. Natomiast Guy Pearce jako antagonista głównego bohatera wypada bezbarwnie. Nie ma się czemu dziwić, z pustego i Salomon nie naleje. Dialogi w obrazie Donaldsona można określić mianem tragicznych, a będzie to komplement dla filmu. Mimo że akcja osadzona została w mieście dotkniętym przez huragan Katrina, o czym jest nawet wzmianka w produkcji, autorom nawet przez moment nie błysnęła myśl jak ten fakt sprawnie wkomponować w fabułę. Po twórcy „Angielskiej roboty” można było spodziewać się chociaż przyzwoitego filmu.
„Seeking justice”, bo tak brzmi oryginalny tytuł „Boga zemsty” nie wnosi nic nowego do kina gatunkowego, nuży oraz ewidentnie marnuje pieniądze producentów wydane na obraz klasy B. Zadziwiające, iż film który powinien trafić bezpośrednio na DVD jakimś cudownym zbiegiem okoliczności dostał szansę na debiut na wielkim ekranie. Patrząc na znacznie lepsze dzieła, które w Polsce zasiliły od razu sklepowe półki, bądź jak „Safe House” z Denzelem Washingtonem są dostępne w małej ilości kopii, można przypuszczać, iż nad Cagem jednak ktoś czuwa. Niewątpliwie jest nim bóg tandety.
3/10
Tytuł: "Bóg zemsty"
Reżyseria: Roger Donaldson
Scenariusz: Robert Tannen
Obsada:
- Nicolas Cage
- January Jones
- Guy Pearce
- Harold Perrineau
- Jennifer Carpenter
- IronE Singleton
- Xander Berkeley
Muzyka: J. Peter Robinson
Zdjęcia: David Tattersall
Montaż: Jay Cassidy
Scenografia: J. Dennis Washington
Kostiumy: Caroline Eselin
Czas trwania: 107 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus