"Kot w butach" - recenzja druga
Dodane: 16-01-2012 15:47 ()
Kota w butach poznaliśmy w drugiej części „Shreka”. Od razu pokochały go miliony widzów. Tym razem Kot przeżywa przygody bez swoich starych znajomych, ale za to wprowadza nas w świat, który wcześniej był dla nas zagadką.
„Kot w butach” to obraz nie tylko o młodzieńczych latach Puszka Okruszka, ale i późniejszej dorosłości. Mimo że w „Shreku” wydawał się być zadziornym futrzakiem, tutaj dowiadujemy się, że „zła sława”, którą zdobył przylgnęła do niego całkiem przypadkowo. Tak naprawdę to bardzo uczciwy kot, który zaprzyjaźnił się z zazdrosnym o jego popularność Humptym Dumptym. „Kolega jajko” powraca po latach i wspólnie z kotkiem postanawiają ukraść mityczną gęś znoszącą złote jaja. Oprócz dziwacznego przyjaciela Puszysty Kochanek poznaje Kitty Kociłapkę, która ucharakteryzowana jest na Kobietę Kota. Między tą trójką nie będzie jednak tak kolorowo jak mógłby sugerować powyższy opis.
Cała historia ma latynoski charakter. Oczywiście Kot w butach, który kreowany był na Zorro nie mógłby się obracać w innych klimatach. Oprócz meksykańskich rytmów mamy też pogonie żywo wyjęte z amerykańskich westernów. Akcje są szybkie i fascynujące, nie nudzą widza. Mimo że film skierowany jest głównie do najmłodszych, ze względu na całą masę pościgów, to znajdą się też smaczki dla starszej widowni. Chociaż kocią gwiazdą zdecydowanie jest Puszek Okruszek, to jednak nie jego żarty zostają w głowie po seansie, a zwykłe „uuuu…” innego futrzaka, który za każdym razem, gdy wydawał z siebie ten dźwięk, rozwalał mnie i wszystkich obecnych w sali kinowej na łopatki.
Od strony technicznej nie mam żadnych zarzutów do produkcji, animacja DreamWorks jak zwykle na najwyższym poziomie. Miałam przyjemność obejrzenia wersji 2D, jednak wydaję mi się, że akurat ten film, w związku z bardzo dużym tempem akcji, w formacie 3D może wyglądać bardziej spektakularnie. Również muzyka idealnie oddaje latynoski klimat dzieła, nie jest ona może jakąś wirtuozerią, ale na pewno nie przeszkadza w oglądaniu.
Tak jak w „Shreku” gościły postacie z innych bajek, jak na przykład trzy świnki i wilk czy Śpiąca Królewna, tak w „Kocie w butach” występują złota gęś czy Jack i Jill. Nie są to jednak tak znane u nas opowieści jak choćby Czerwony Kapturek. Nie wszyscy znają historię o gęsi, która znosiła złote jaja i stąd wiele żartów może pozostać niezrozumiałych lub po prostu pominiętych.
Podsumowując, „Kot w butach” to przyjemna, rodzinna opowieść, ale nie powala na kolana. Nieco rozczarowuje główny bohater, który w filmie o zielonym ogrze zachwycał swoją wyrazistością, nie był ani dobry, ani zły, za to bardzo tajemniczy. Powiedźmy sobie szczerze, że „swoje” za pazurkami miał. Natomiast w animacji, gdzie jest centralną postacią, otrzymaliśmy sprawdzony schemat - szlachetnego bohatera, który stracił gdzieś swój zadziorny charakterek. Uważam, że można było inaczej pokierować tą postacią, ale rozumiem, że film dla dzieci rządzi się starymi prawami dobra i zła. Myślę jednak, że dla sympatyków kotów (w tym dla mnie), jak i dla osób, które lubią kolorowe, ekscytujące przygodówki, ten film śmiało mogę polecić.
6/10
- Zapraszamy do przeczytania pierwszej recenzji filmu.
Tytuł: "Kot w butach"
Reżyseria: Chris Miller
Scenariusz: David H. Steinberg, Tom Wheeler, Jon Zack, Brian Lynch
Obsada:
- Antonio Banderas
- Salma Hayek
- Zach Galifianakis
- Billy Bob Thornton
- Amy Sedaris
- Constance Marie
- Guillermo del Toro
Muzyka: Henry Jackman
Montaż: Eric Dapkewicz
Scenografia: Christian Schellewald, Guillaume Aretos
Czas trwania: 90 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...