Deus Ex: Bunt Ludzkości - recenzja

Autor: Tomasz "Sting" Chmielik Redaktor: Ivan

Dodane: 21-10-2011 15:18 ()


 

Cyberpunk umarł. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść, śledząc uważnie literaturę fantastyczno-naukową, która zdominowana została przez autorów spod szyldu transhumanizmu (chociażby Strossa czy naszego rodzimego Dukaja). Wizja cyborgów i cyborgizacji, poetyka połączenia zimnego chromu z ciepłym ludzkim ciałem, stworzona i rozwijana chociażby przez Gibsona, Dicka czy Effingera ustąpiła miejsca marzeniom o neurotechnologii, biotechnologii i nanotechnologii, których rychłe wprowadzenie jawi się dzisiejszym futurystom jako bliskie spełnienia. Czy aby na pewno? To pytanie skierowane raczej do naukowców, chociaż socjolodzy pokroju Maxa Dublina raczej by się z możliwością praktycznego ziszczenia owych marzeń nie zgodzili. Odkładając jednak na bok naukową dyskusję, należy stwierdzić, że w przypadku gier komputerowych cyberpunk ma się naprawdę dobrze, a najlepszym na to dowodem jest Deus Ex: Bunt ludzkości.

 

Jest rok 2027. Firma Sarif Industries specjalizująca się w produkcji wszczepów, stoi na granicy odkrycia, które może zmienić losy całego świata. Mowa tutaj o udoskonaleniu technologii pozwalającej na wyeliminowanie konieczności używania leków zapobiegających odrzuceniu  przez ludzkie ciało wszczepianych weń technologii (zauważmy, że nie jest to pomysł wzięty z sufitu, ponieważ w dzisiejszej transplantologii używa się leków immunosupresyjnych, które hamują aktywność układu immunologicznego). Odkrycie to umożliwiłoby wzniesienie się ludzkości na nowy, wyższy poziom ewolucyjny poprzez wyeliminowanie kosztów związanych z pooperacyjnym utrzymywaniem zmodyfikowanego ludzkiego ciała w stanie homeostazy. Davidowi Sarifowi, właścicielowi korporacji, marzy się  zatem świat, w którym dostęp do cybertechnologii byłby tak prosty jak zakupy w supermarkecie.

 

W nowym Deus Exie przyjdzie nam wcielić się w rolę Adama Jensena, szefa ochrony korporacji, który bardzo szybko przekona się o przewadze, jaką zapewnia technologicznie zmodyfikowane ciało ludzkie. Podczas terrorystycznego ataku na siedzibę firmy nasz bohater zostaje zmasakrowany i trafia na salę operacyjną, gdzie zostaje po uszy nafaszerowany cyberwszczepami. Cybernogi, cyberręce, cyberoczy, a nawet pancerne wzmocnienie klatki piersiowej... jednym słowem Jensen staje się czymś więcej, a zarazem czymś mniej niż człowiekiem. Czy zaakceptuje on nowego siebie? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie to jeden z istotnych elementów nowego Deus Exa.

 

Oczywiście gra stawia przed graczem znacznie więcej pytań. Kto stoi za zabójstwem Megan Reed, głównego naukowca Sarif Industries i miłości życia naszego bohatera? Dlaczego w ogóle doszło do ataku na siedzibę firmy? Jakie siły za tym stoją?  Czy Illuminati to tylko plotka, czy może realna siła rządząca światem? Na te i na wiele innych pytań przyjdzie nam znaleźć odpowiedź.

 

Proponowany przez twórców model rozgrywki to połączenie klasycznej gry akcji ze skradanką. Oczywiście okraszono to modnymi obecnie elementami RPG, tutaj sprowadzonymi do uaktywniania kolejnych opcji cyberwszczepów Jensena. Niestety model ten funkcjonuje dobrze do momentu, w którym staramy się grać zgodnie z dominującym - skradankowym - sposobem prowadzenia rozgrywki. Pomimo faktu, że w trailerach poprzedzających premierę gry programiści z Eidosu chwalili się trzema możliwymi sposobami przechodzenia gry (skradankowym, nastawionym na akcję lub połączeniem obydwu), sam system nagradzania punktami doświadczenia wyklucza opłacalność grania w inny niż skradankowy sposób. Załatwianie rzeczy po cichu zapewnia bowiem największe profity punktowe za wykonywanie zadań, to zaś przekłada się na szybszy rozwój bohatera.

 

System rozwoju postaci również nie ustrzegł się kilku wpadek. Największą z nich jest fakt, że istnieją umiejętności zupełnie nieprzydatne podczas gry (np. sieciowy zwiadowca czy radar w cyberoczach), inne zaś są niemalże niezbędne do swobodnego grania (głównie umiejętności umożliwiające hakowanie coraz lepiej chronionych komputerów i zabezpieczeń - granie w inny sposób to prawdziwy masochizm). Innym błędem jest nastawienie na jedynie okazjonalne wykorzystanie niektórych ulepszeń. Najlepszym przykładem będzie tutaj chyba znane z trailerów przebijanie się cyberręką przez ściany w celu wyeliminowania wroga. Otóż nie każda ściana nam to umożliwia, przebić się bowiem możemy jedynie przez taką, która ma nadwyrężoną konstrukcję. Wymienione wyżej wady  nie zmieniają jednak faktu, że system rozwoju postaci został dobrze przemyślany, a złe wybory możemy anulować i rozdać punkty ponownie.

 

Największą wpadką związaną z rozgrywką jest powierzenie studiu zewnętrznemu opracowania walk z bossami. Różnią się one tak bardzo od reszty gry, że spotkanie z pierwszym z nich jest dla gracza nie lada szokiem. Bossów trzeba bowiem nafaszerować ołowiem aż padną martwi, co dla kogoś, kto preferuje „cichy" styl grania może stanowić niekiedy duży problem. Chodzi tutaj głównie o sposób rozdania punktów umiejętności, ponieważ brak inwestycji np. w pancerz bardzo utrudnia te konfrontacje. Strasznie denerwował mnie fakt, że podczas rozwoju postaci musiałem przeznaczać punkty na rozwinięcia, które wykorzystywałem jedynie podczas starć z „głównymi złymi". Inną sprawą są totalnie dziwne z punktu widzenia logiki rozwiązania, które podczas tych walk się sprawdzają. Jak w najlepszy sposób zatrzymać szarżującego Jarona Namira? Strzelając z ciężkiego karabinu, pomyślicie sobie i będzie to podstawowy błąd, ponieważ o wiele lepiej sprawdza się wpakowanie mu kilku strzałów z... karabinu snajperskiego! Nawet lepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie błędu gry i pokonanie go jednym uderzeniem pięści. Tego typu kwiatki psują dużą część zabawy.

 

Błędy silnika i optymalizacji to kolejna rzecz, która doprowadzić może do szewskiej pasji, szczególnie jeżeli ktoś jest posiadaczem GeForce'a. Jeżeli myśleliście, że GTX 580 to przepustka do bezstresowego grania na maksymalnych ustawieniach we wszystkie nowe gry, to nie doceniliście programistów z Eidos Interactive. Posiadacze układów Nvidii mogą zapomnieć o trybie DX11, ponieważ gra powiesi im się średnio po pięciu minutach zabawy. Reklama AMD widać zobowiązuje, chociaż posiadacze Radeonów też nie mają pod tym względem różowo, nie na wszystkich bowiem DX11 działa poprawnie. Mamy październik, patcha jak nie było tak nie ma, pozostaje więc granie w trybie DX9. Deus Ex wpisuje  się w ten sposób w niechlubną tradycję braku optymalizacji, znaną chociażby z takich tytułów jak: Saints Row 2, GTA IV czy Vampire: The Masquerade - Bloodlines.

 

Mimo wszystkich swoich wad, Deus Ex broni się pod względem fabularnym. To jedna z najlepszych gier RPG wydanych przez ostatnie kilka lat. Przede wszystkim jej autorom udało się przenieść na ekrany monitorów klimat cyberpunka znany z powieści i opowiadań klasyków tego gatunku. Nie doświadczymy tutaj cukierkowości - światem rządzą korporacje, ci zaś co do nich nie należą żyją w skrajnej nędzy. Ulice są brudne i pełne przestępców, a dobre osiedla wznoszą się za wysokimi murami, obstawionymi przez strażników. Dodatkowo Deus Ex czerpie całymi garściami ze współczesnych problemów społecznych i politycznych, ekstrapolując je w stronę daleką od happy endu. Grając w Bunt Ludzkości, przenosimy się na niebezpieczne ulice przyszłości, gdzie łatwiej zostać pobitym i okradzionym niż usłyszeć dobre słowo. Chociażby za tą wierność literackim pierwowzorom należą się tej grze ogromne brawa. Udowadnia ona, że produkcji, która opowiada nam fascynującą historię możemy  wiele wybaczyć, natomiast sama doskonałość techniczna nie gwarantuje sukcesu. W dobie pięknie wyglądających produkcji o niczym, Deus Ex wybija się na grę kultową, która zachwyci każdego, kto ceni sobie coś więcej niż tandetne historie o niebieskich kosmicznych kotach, nie wnoszące niczego poza zmysłową orgią obrazów i dźwięków. Gorąco polecam. 

 

Ocena: 7/10

Testowano na: PC

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...