"1920 Bitwa Warszawska" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 15-10-2011 17:00 ()


Wydawałoby się, że „1920 Bitwa Warszawska” jest spalona już na starcie. Być może nie przez dojrzałych odbiorców, ale przez rozmaitego autoramentu młodzież, która za nic ma patriotyzm, oddanie oraz miłość do ojczyzny. Fakt, że „1920 Bitwa...” jest produkcją hurrapatriotyczną, zdecydowanie należącą do nurtu kina „ku pokrzepieniu serc” wcale nie pomaga jej zjednywać sobie fanów. Na długo przed seansem zetknąłem się z całą kampanią szyderstw związanych z najnowszym dziełem Jerzego Hoffmana. Prym wiodły w niej niekończące się dyskusje na temat, że jest to pierwsza polska produkcja 3D, co z miejsca czyni ją filmem przełomowym dla rodzimej kinematografii. Czy jednak obraz wart jest tej nawałnicy plotek i zjadliwych komentarzy, jakimi obdarzają go zarówno ci, którzy filmu nie widzieli, jak i widzowie, którzy się z nim zapoznali? Czy „1920 Bitwa Warszawska” warta jest tej szalonej kampanii reklamowej, jaką nakręcają producenci?

W obrazie śledzimy losy młodego ułana Jana i jego narzeczonej. To właśnie z ich perspektywy obserwujemy radziecką inwazję, jej przebieg i skutki. Podczas gdy wątki dotyczące Jana skupiają się głównie wokół maszerującej na Warszawę Armii Czerwonej oraz panujących w niej zwyczajach, losy jego narzeczonej stają się pretekstem do przedstawienia wpływu konfliktu na ludność cywilną. Jan zostaje niejako na skutek nadinterpretacji faktów wcielony do Armii Czerwonej i podróżując wraz z nią ma okazję z bliska obserwować wroga zagrażającego Polsce. Gdy udaje mu się uwolnić od swoich opiekunów przebija się przez spustoszone tereny z powrotem do swoich rodaków. Tymczasem z perspektywy Anny obserwujemy przygotowania do obrony i nastroje panujące wśród ludności cywilnej. Ponadto scenariusz wprowadza kilka wątków pobocznych, które urozmaicają historię i pozwalają na chwilę oderwać się od ultrapatriotycznego nastroju produkcji, objawiającego się w wielu scenach tak epatujących patosem, że jest on niemal fizycznie odczuwalny. Opadające flagi, szarżujący ułani i bohaterscy księża uderzają w widza swoją polskością i narodową dumą niczym husarska lanca w serce czerwonoarmisty. Natasza Urbańska kosząca zastępy wrażych żołdaków salwami z ckmu ewidentnie zasługuje, aby zachować ją dla potomnych na wieki w postaci internetowego mema.

Po głowie chodzi mi jeszcze jedna myśl, a w zasadzie mała złośliwość pod adresem filmu. Wszyscy pamiętamy scenę z „Szeregowca Ryana”, w której żołnierz wychyla się ostrożnie zza rogu tylko po to, aby paść od trafiającej go w głowę kuli snajpera. Ilość „headszotów”, jakie w swoim filmie serwuje nam Hoffman (osobiście naliczyłem 19 ujęć, w których akcja skupia się, bądź przynajmniej ukazuje żołnierza padającego od strzału w głowę) jest wręcz absurdalna i sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy Armia Czerwona nie składała się w większości ze strzelców wyborowych. Pomimo tego uważam, że scenariusz skonstruowano nad wyraz kompetentnie, umiejętnie przeplatając wątki bez skazywania odbiorcy na zbyt długie przebywanie w towarzystwie jednego bohatera. W zasadzie jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to dość monotonne sceny batalistyczne i fakt, że tytułowej bitwy pokazano w samym filmie stosunkowo niewiele.

  Aktorstwo w nowym obrazie twórcy „Potopu” stoi w zdecydowanej większości przypadków na co najmniej zadowalającym poziomie. O ile nie lubię Borysa Szyca, to do Jana poczułem autentyczną sympatię. Aktor, którego na co dzień nie trawię ze względu na rozliczne role ludzi o odrzucającym mnie charakterze, zdołał mnie tym razem do siebie przekonać. Niestety, jego partnerka grana przez Nataszę Urbańską wypada blado niczym sprane prześcieradło, które za długo wisiało w intensywnie naświetlonym miejscu. Jej gra jest nijaka i nieprzekonująca, a odtwarzana przez nią postać jest sztampową, dzielną heroiną z podniesionym czołem stającą naprzeciw losowi. Osobiście moim faworytem jest kreacja oficera politycznego o nazwisku Bykowski (Adam Ferency) starającego się utrzymać w ryzach całą tę hałastrę - dumnie nazywającą się Armią Czerwoną. Postać ta oprócz wielu celnych uwag na temat natury komunizmu wnosi do produkcji odrobinę makabrycznego humoru.

O realizacji można powiedzieć, podobnie jak w przypadku innych produkcji Jerzego Hoffmana, że stoi na bardzo wysokim poziomie jak na polskie standardy. Wiernie odwzorowano zarówno stroje jak i rekwizyty z epoki. Lokacje, w których osadzono akcję również wypadają atrakcyjnie. Uważam, że jednym z najbardziej udanych elementów realizacji jest stworzenie wręcz ociekającego klimatem obrazu Armii Czerwonej. Tak malowniczej zbieraniny grasantów i łupieżców o krzywych ryjach nie widziałem od czasów przedstawienia we Władcy Pierścieni armii orków Saurona. Czerwonoarmiści wyglądają i zachowują się w sposób tak naturalny, że ma się wrażenie, że statyści autentycznie mieli zamiar mordować, grabić i gwałcić bogu ducha winnych cywili. Pomimo pewnej monotonii sceny bitewne wciąż wywierają pozytywne wrażenie, a 3D, budzące tyle kontrowersji, wypada w filmie naturalnie - nie licząc kilku scen nakręconych w bardzo dużym zbliżeniu (kiedy to wszystko najzwyczajniej w świecie rozmazuje się) - dobrze wpisuje się w akcję i filmową estetykę. Całość dopełnia oparta na dynamicznych marszach i wodewilowych szlagierach lat 20 ścieżka dźwiękowa.

Pomimo tego, że film do końca swoich dni będzie żył z szyderczym piętnem polskiego dzieła hurrapatriotycznego nie mogę powiedzieć, że na seansie bawiłem się źle. Wręcz przeciwnie. Wszelki patos, którym usiłowali zalać mnie reżyser wespół ze scenarzystą, przyjąłem z pewną dozą dystansu i z przymrużeniem oka. Na film na pewno wybiorą się wycieczki szkolne, ale nie tyko one powinny stać się odbiorcami „1920 Bitwy Warszawskiej”, którą można i warto zobaczyć. Choć czasami kąsa słabym aktorstwem oraz nadmiarem patosu, momentami może wydawać się za mało epicka i nieco monotonna, to jednak te ataki należy potraktować pobłażliwie i dać filmowi szansę. Ja postanowiłem udzielić produkcji kredytu zaufania i nie zawiodłem się.

 

Tytuł: "1920 Bitwa Warszawska"

Reżyseria: Jerzy Hoffman

Scenariusz: Jarosław Sokół, Jerzy Hoffman

Obsada:

  • Borys Szyc
  • Natasza Urbańska
  • Daniel Olbrychski
  • Ewa Wiśniewska
  • Stanisława Celińska
  • Wojciech Solarz
  • Jerzy Bończak
  • Adam Ferency
  • Aleksandr Domogarow
  • Bogusław Linda
  • Marian Dziędziel
  • Michał Żebrowski
  • Grażyna Szapołowska

Muzyka: Krzesimir Dębski

Zdjęcia: Sławomir Idziak

Montaż: Marcin Bastkowski

Scenografia: Andrzej Haliński

Kostiumy: Andrzej Szenajch, Magdalena Tesławska, Wanda Kowalska

Czas trwania: 110 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...