"Kamień Przeznaczenia" tom I - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-09-2011 23:11 ()


Wielbiciele rodzimej twórczości komiksowej raczej nie mają powodów do narzekań. Całkiem liczne, jak na polskie warunki, grono twórców wciąż zasilają nowe nazwiska i kolejne tytuły. Pierwszy tom cyklu „Kamień Przeznaczenia” całkiem zgrabnie wpisuję się w tę koniunkturę.

Sekwencja „startowa” tegoż tytułu przenosi nas wprost na ulice Bostonu w sierpniu 1988 r. Trwa pościg za parą bandytów salwujących się ucieczką przed policyjnymi radiowozami. Brawura oprychów ratuje ich z opresji, ale już chwilę później jeden z nich, najwyraźniej wyzbyty sentymentu wobec kamrata, usiłuje się go pozbyć. Miast do kostnicy postrzelony łotrzyk trafia pod opiekę leciwego, acz nad wyraz dobrze poinformowanego Sama. Mija dwadzieścia lat. Dux – bo o nim właśnie była mowa – wykaraskał się z ran i jako „cyngiel” wspomnianego starca z powodzeniem eliminuje wysoko postawione szumowiny. Niebawem jednak zmuszony jest on stawić czoła znacznie potężniejszemu zagrożeniu. Po tysiącach lat absencji ku Ziemi ponownie przybywa Marduk - czczona niegdyś w starożytnym Babilonie nadistota.

Z postacią tą wiąże się zresztą zasadnicza koncepcja obecnego na kartach „Kamienia…” świata przedstawionego. W myśl tej koncepcji ludzkość stanowi pochodną eksperymentów genetycznych dokonanych przez rasę kosmitów określanych w tekstach starożytnych Sumerów mianem „Anunaki” („Synowie Władców”). Uznani za bogów przez setki lat władali Ziemią nie stroniąc od bliskich kontaktów ze swymi stworzeniami. W efekcie tych relacji Ziemia zapełniła się mieszańcami istot człowieczych i „Anunaki”. Stąd też geneza m.in. wilkołaków i wszelkiej maści odmieńców obecnych w mitach licznych kultur świata. Krwawe konfrontacje pomiędzy zrzeszonymi w klany potomkami „bogów” drastycznie przetrzebiły ich populacje. Część z nich przetrwała jednak w ukryciu i to prawdopodobnie w oparciu o ich „społeczność” Marduk zamierza restytuować swą władze nad Ziemią. Sęk w tym, że do tego celu niezbędny jest tytułowy Kamień Przeznaczenia. Czym jest ów „artefakt”? Warto przekonać się osobiście. 

Co też jednak miałoby skłonić potencjalnego czytelnika do zainteresowania niniejszą  publikacją? Z pewnością jej wartkość i dynamika, bowiem już pierwsza scena stanowi „wizytówkę” ogólnego klimatu tej opowieści. I chociaż zamysł fabuły nie powala szczególną oryginalnością stanowiąc raczej zbiór aż nazbyt dobrze znanych klisz fabularnych (inspirowanych zwłaszcza „Terminatorem” i „Piątym elementem”) dynamika poszczególnych scen oraz spójnie poprowadzona narracja sprawia, że trudno oderwać się od lektury tegoż tytułu. Zwolennicy refleksyjnej głębi, problematyki społecznej tudzież egzystencjalnych wynurzeń raczej nie mają tu czego szukać. Natomiast wielbiciele nieskrępowanej, choć całkiem sprawnie przemyślanej rozrywki nie powinni zgłaszać nadmiernych zastrzeżeń. Mimo że w pierwszej odsłonie serii świat przedstawiony zaledwie zarysowano, to jednak sam pomysł sięgnięcia do mitologii mieszkańców dawnej Mezopotamii (a po części również kultury Tiahuanaco) oraz paleoastronautycznych koncepcji rodem z książek m.in. Arnolda Mostowicza (zresztą całkiem nieźle znanego przynajmniej części nieco bardziej wiekowych komiksiarzy) stanowi intrygującą, a zarazem zaskakująco spójną mieszankę. Bezdyskusyjnie rzecz warta jest dalszego rozwinięcia, tym bardziej, że stanowi jeden z głównych walorów tegoż cyklu.

„Odtwórców” głównych „ról” raczej trudno byłoby uznać za osobowości o szczególnie pogłębionych charakterystykach, bo w natłoku scen konfrontacyjnych na razie zabrakło na to miejsca. Być może będzie ku temu czas w kolejnych odsłonach serii. Na etapie premierowego tomu Sam jawi się jako typowy „mózg grupy” doglądający logistycznej strony „przedsięwzięcia”. W jego przypadku intryguje źródło posiadanej przezeń wiedzy, co równocześnie może sugerować niezwykłość pochodzenia tego osobnika. Z kolei Dux przedstawia się jako klasyczny przykład speca od rozwałki nie wyzbytego stosownej dawki szlachetności. Odrobina szorstkiego poczucia humoru zapewne miałaby nie małe szansę nieco uatrakcyjnić tę, póki co, lekko sztywną postać. Natomiast główna postać kobieca (Natasza), poza tym, że wzbudza sympatie i cieszy męskie oko, wciąż pozostaje tematem do rozegrania. Nie inaczej jest w przypadku Marduka, na tym etapie rozwoju serii osobowości jakby zbyt powierzchownej, a zarazem niewzbudzającej stosownej dla jego statusu grozy i mistycyzmu.

W warstwie graficznej z miejsca rzuca się w oczy fascynacja autora stylistyką stosowaną przez japońskich twórców komiksu. Co prawda do pułapu Katsuhiro Otomo naszemu rodakowi jeszcze dość daleko, niemniej przyznać trzeba, że skala precyzji rozrysowania architektury i pojazdów wręcz imponuje. Cieszy też śmiałość kompozycyjna Tomasza Kleszcza, który wyraźnie nie obawia się niełatwych pod tym względem ujęć. Choć gwoli ścisłości przyznać trzeba, że nie zawsze udaje mu się wyjść obronną ręką z narzuconych sobie wyzwań. Przejawia się to przede wszystkim w niekiedy błędnie oddanych skrótach perspektywicznych jak również zachwianych proporcjach postaci. Trudno odmówić im jednak rozpoznawalności i wprawnie wkomponowanych w ich wizerunek charakterystycznych cech (np. „niezbędnik” każdego niemal twardziela, jakim jest szramka Duxa). Reasumując można pokusić się o stwierdzenie, że wraz z dalszym rozwojem twórczym autora wspomniane niedociągnięcia zapewne rychło ulegną zniwelowaniu.

Komiks wzbogacono o galerię postaci oraz szkice koncepcyjne autora, jak również „gościnne” ilustracje w wykonaniu Piotra Nowackiego, Macieja Pałki, Grzegorza Pawlaka, Sebastiana Skrobola i Rafała Szłapy. 

Drugi tom tej ekscytująco zapowiadającej się serii już niebawem. Zabójcze tempo, narzucone przez Tomasza Kleszcza sprawiło, że premiera kontynuacji będzie miała miejsce w zaledwie pięć miesięcy po opublikowaniu premierowej części - na przełomie września i października 2011 r. Twórcza determinacja, jaką autor tegoż tytułu zdaje się przejawiać pozwala sądzić, że na tym rzeczony nie poprzestanie i jeszcze nie raz zaistnieje okazja do zapoznania się z efektami jego pracy.

 

Tytuł: „Kamień Przeznaczenia” tom I

  • Scenariusz i rysunki: Tomasz Kleszcz
  • Okładka przednia: Tomasz Kleszcz
  • Okładka tylna: Tomasz Kleszcz (szkic) i Magda Saramak (kolor)
  • Data premiery: kwiecień 2011 r.
  • Wydawca: Wydawnictwo Roberta Zaręby 
  • Okładka: miękka
  • Format: 170x260mm
  • Papier: satynowy
  • Liczba stron: 120
  • Cena: 34 zł

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...