"Geneza Planety Małp" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 09-08-2011 20:44 ()


Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o „Genezie Planety Małp”, w mojej głowie natychmiast sklarowała się pewna poważna obawa. Długo zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób twórcy zamierzają wywiązać się z zadania logicznego oraz spójnego przedstawienia wydarzeń, które doprowadziły do upadku ludzkości i supremacji naczelnych, a zarazem dały początek jednemu z najbardziej znanych cyklów science-fiction.

Dodatkowym powodem do bezowocnych dywagacji na temat nadchodzącego obrazu był fakt, że stara seria zawierała już nie jeden, a dwa filmy, które w dość pokrętny i odwołujący się do zjawiska paradoksów czasowych sposób tłumaczyły taki a nie inny stan rzeczy. Nie zapoznawszy się przed projekcją z żadnymi informacjami na temat „Genezy...”, zachodziłem w głowę czy będzie to uwspółcześniony remake, tak jak miało to miejsce w roku 2001, kiedy światło dzienne ujrzała „Planeta Małp” z zupełnie nową historią, czy też może dziwny amalgamat rozmaitych pomysłów posklejanych ze sobą znaną kinomanom marką. Do filmu podchodziłem więc z ciekawością, ale również z duża szczyptą sceptycyzmu.

Początkowo moje obawy wydawały mi się słuszne, ponieważ zawiązanie akcji trąciło mi na kilometr filmami Disneya, co nijak nie przystawało mi do produkcji apokaliptycznej. Otóż, grupa uroczych małpek zostaje zapędzona w okrutne pułapki przez bezwzględnych kłusowników, a następnie sprzedana do ośrodka badawczego pracującego nad lekiem na Alzheimera. Jedna z małp, ochrzczona przez personel placówki mianem „Jasnookiej”, wyrywa się spod kontroli i zostaje zabita. Jak się okazuje, agresję wywołał nie lek, a fakt, że Jasnooka starała się chronić swoje nowo narodzone dziecko. Gnębiony wyrzutami sumienia szef projektu przygarnia malca, który ewidentnie odziedziczył po matce swoją ponadprzeciętną inteligencję. Jak już wspomniałem, historia wypisz wymaluj jak z jednego z dowolnych filmów familijnych o zwierzętach – okrutni ludzie, śmierć rodzica, dorastanie w przybranym domu. Ten utarty schemat sprawdza się jednak w filmie nad wyraz dobrze, pozwalając budować więź emocjonalną z bohaterami, a także w skrócie zarysowując nam ich charaktery. Natomiast pomysł, aby za inteligencję człekokształtnych uczynić odpowiedzialnym eksperymentalny lek, wspomagający funkcje mózgu, jest bardziej logiczny i spójny niż wydumana pętla czasowa, którą scenarzyści zaserwowali nam w latach 70. Jest to rozwiązanie o wiele bardziej przemawiające do współczesnego widza i prostsze do zrozumienia.

Akcja pierwszej połowy filmu rozgrywa się na przestrzeni kilku lat, a widz ma możliwość śledzenia rozwoju Cezara i nabywania przez niego doświadczenia we wrogim świecie ludzi. Część scen wykonano w formie wideo pamiętnika prowadzonego przez głównego bohatera, co dodaje produkcji pseudo-biograficznego smaczku. Druga połowa poświęcona jest przygotowaniom Cezara do buntu, masowej ucieczce małp oraz konsekwencjom, jakie ponoszą ludzie, którzy owe urocze zwierzątka krzywdzili. Szczególnie ostatni aspekt, trącący nieco nachalną dydaktyką, ukazano w filmie wyjątkowo dobitnie, choć do bólu standardowo. Zły dozorca, gnębiący Bogu ducha winne małpiszony, ponosi surową karę za swoje występki z rąk dotychczasowych ofiar. Ogólnie rzecz biorąc, choć scenariusz jest przewidywalny i nieco nostalgiczny, to stanowi przemyślaną całość, która serwowana jest widzowi w sposób łatwo przyswajalny  oraz gwarantujący zrozumienie. Dodatkowy plus należy się za rozmaite nawiązania do oryginalnej „Planety Małp” rozsiane po całym filmie, stanowiące pomost pomiędzy starym a nowym filmem, a także za wprowadzenie dodatkowego wątku, tłumaczącego dlaczego ludzie nie wygrali starcia z małpami, ale o tym sza.

  Jeśli zaś idzie o aktorstwo to brawa należą się przede wszystkim animatorom wprawiającym w ruch wirtualne małpy, które wypadają bardzo przekonująco. Jeżeli chodzi o żywych aktorów to ich gra w niniejszej produkcji jest więcej niż zadowalająca. Kilka kluczowych dla fabuły postaci zostało przedstawionych w sposób pozwalający bez trudu określić nam ich rolę w historii. Charaktery bohaterów są nakreślone wyraźnie, ale nie przechodzą transformacji, co nie jest wadą ze względu na ich raczej symboliczną niż fabularną rolę. Karierowicz i dorobkiewicz pozostaje nim do samego końca, a protagonista walczący o dobro swego pupila błyszczy szlachetnością aż po listę płac. Ponieważ głównymi bohaterami produkcji tak naprawdę są małpy, ludzie schodzą na dalszy plan. Jednak nawet na tym drugim planie radzą sobie przyzwoicie.

  Strona wizualna i dźwiękowa filmu wypadły równie dobrze co merytoryczna. W życiu nie powiedziałbym, że film ten kosztował „jedynie” nieco ponad 90 milionów dolarów. Efekty w „Genezie Planety Małp” są przekonujące. Największe brawa należą się ekipom animatorów odpowiedzialnych za kreacje cyfrowych człekokształtnych. Modele te nie tylko prezentują się dobrze, ale też w realistyczny sposób wchodzą w interakcje z otoczeniem. Bardzo ciekawie wypadają też szerokie plany, na których widać setki biegnących, wspinających się i skaczących małp. Ich ewolucje zrealizowano niezwykle dynamicznie, z kamerą podążającą tuż za filmowanym obiektem. Ujęcia takie jak ucieczka Cezara po ogromnym sztucznym drzewie w schronisku naprawdę robią wrażenie. Pozytywne odczucia budzi również scenografia, laboratoria naukowe biją wręcz po oczach tym, co można określić mianem medycznego high-tech (świetna scena konferencji ze sponsorami), a schronisko dla człekokształtnych od pierwszego wejrzenia budzi zaufanie, ale szybko przekształca się w miejsce zwierzęcej kaźni, niczym wyciągnięte niemal ze „snuff movie”. Akcja jest podkreślana przez dynamiczną muzykę współgrającą ze wspomnianą już dynamiczną choreografią scen z udziałem małp. Film nie ocieka efektami na miarę superprodukcji, ale jest przykładem, że za ograniczone środki można stworzyć obraz na wysokim poziomie.

Wraz z wyjściem z kina wszelkie moje obawy zostały rozwiane. „Geneza Planety Małp” okazała się solidną, inteligentną i sensowną produkcją, opowiadającą ciekawą historię z pewnym nieco naiwnym oraz melancholijnym morałem. Całość prezentuje wysoki poziom toteż z czystym sercem mogę polecić go wszystkim miłośnikom kina, w szczególności zaś nietypowego kina katastroficznego (bo małpi armagedon można chyba określić mianem katastrofy) oraz fanom oryginalnego cyklu, którzy będą w stanie zauważyć wiele subtelnych mrugnięć posyłanych im przez twórców.

 7/10

Tytuł: "Geneza Planety Małp"

Reżyseria: Rupert Wyatt

Scenariusz: Amanda Silver, Rick Jaffa

Obsada:

  • James Franco
  • Freida Pinto
  • John Lithgow
  • Brian Cox
  • Tom Felton
  • David Oyelowo
  • Andy Serkis
  • Karin Konoval

Muzyka: Patrick Doyle

Zdjęcia: Andrew Lesnie

Montaż: Mark Goldblatt, Conrad Buff IV

Kostiumy: Renée April

Czas trwania: 110 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...