"Mój prywatny demon" - recenzja
Dodane: 02-08-2011 13:02 ()
Chicago, schyłek lat trzydziestych. Ulice dużego miasta zdają się kryć swoje mroczne historie. Nikt o zdrowych zmysłach lub czystej kartotece nie zagląda do tych ciemnych zaułków. Sklepy, bary, domy publiczne, podejrzane twarze… wszystko wydaje się zwyczajne, jak to w miastach. Rozboje, kradzieże, wypadki i morderstwa są chorobą tego miasta i rozprzestrzeniają się zyskując rozgłos publiczny. W samym centrum kryminalnych spraw metropolii znajduje się Ezra. Może niezbyt zabawny, trochę ponury i z niewyparzoną gębą, świeżo przywrócony do służby detektyw, stara się rozwikłać sprawę seryjnych morderstw. Czas ucieka, ginie coraz więcej prostytutek, a tajemniczy morderca wydaje się być nieuchwytny. Do tego pojawiają się prywatne rozterki funkcjonariusza. Zarówno te ziemskie jak i te spoza zasięgu możliwości ludzkiego umysłu, czyniące książkę Macieja Żytowieckiego kryminałem w klimacie urban fantasy. Jest wewnętrzny demon nękający lekko podstarzałego detektywa i jest kobieta, właściwie niejedna kobieta… i w sumie już nie wiadomo co gorsze.
Rudy śnieg, który spada pewnej nocy sprawia, że nic nie pozostaje takie samo. Wywiera piętno także na głównym bohaterze; boleśnie i dobitnie szczerym, bezpośrednim i bezpretensjonalnym, który opisuje historię obrazowo, często przekraczając granice dobrego smaku. Jest w tym jednak coś poetyckiego, jakiś niesamowity dobór porównań, który przenosi czytelnika w inną czasoprzestrzeń i pozwala mu poczuć się uczestnikiem tej szalonej historii. Nie jest to powieść czytana do poduszki. Zdecydowanie nie! Książka pokazuje człowieka z krwi i kości; z jego płynami ustrojowymi, odartymi ze skóry mięśniami, mózgiem na kuchennym stole i w procesie wtórnego rozkładu. Wszystko to okraszone smakiem legalnego absyntu i dobrego tytoniu, gdzie w tle wciąż słychać silniki starych aut, które nie mają szans dożyć czasów Diesla.
W klimat Prywatnego demona wprowadza już sama okładka. Jawi się na niej ruda kobieta… wszystko co się o nich mówi, w powieści znajduje swoje racje. Do tego samochód w klimacie retro, produkcja najpewniej amerykańska i to szare, neutralne tło. Nic tu nie jest już tylko białe lub tylko czarne. Zło nie występuje w czystej postaci i nawet coś całkiem nieprzydatnego, a nawet ciążącego, może okazać się przydatne w tym decydującym momencie, gdy wszystkie karty należy wyłożyć na stół. W Moim prywatnym demonie widać inspirację autora „filmami klasy B (lub gorszymi)”, o czym sam pisze na odwrocie powieści i chociaż będzie to „trudna miłość”, to „podstawa to chłonąć, chłonąć, chłonąć” tę zagadkową opowieść, która w końcu układa się w zgrabną całość.
Na uwagę zasługują walory techniczne; dobra czcionka, odpowiednie marginesy, a do tego czarno-białe ilustracje, które powoli już stają się regułą w powieściach wydawanych przez Ifryt. Nutę oryginalności czytelnik odnajdzie więc nie tylko w fabule. I te odrażające opisy. Powinny odstręczać, odpychać, a jednak obściskują umysł czytelnika niczym larwy zwłoki.
Korekta: Kilm
Tytuł: Mój prywatny demon
Autor: Maciej Żytowiecki
Data premiery: 30.06.2011 r.
Miejsce wydania: Lublin
Liczba stron: 260
Okładka: miękka
Format: 130 x 200
Seria: Moc Fantastyki
ISBN: 978-83-62980-04-8
Cena: 32 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Ifryt za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...