"Eragon" - recenzja

Autor: Paweł „Ivan” Iwanowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 27-12-2006 08:30 ()


Poniższą recenzję zacznę dość nietypowo - od opisania swojego stanowiska, wobec tego filmu. Jak większość z Was wie, jest to produkcja bazująca na dorobku Christophera Paoliniego, piętnastoletniego pisarza-amatora. Żeby nie było wątpliwości, na niżej recenzowany film poszedłem bez jakiejkolwiek znajomości książki i tak też owo „dzieło" filmowe oceniać będę. Żeby było jeszcze śmieszniej, mowa o wersji dubbingowanej. Zadowoleni? To dobrze - a więc zaczynajmy.

„Eragon" opowiada o młodym chłopcu, konkretnie siedemnastoletnim wieśniaku, który pewnego razu znajduje smocze jajo. Pominę fakt, iż jajo przypomina tabletkę viagry (lub dla bardziej wrażliwych: tabletkę Tabcinu). Tak czy inaczej nasz młody zdolny dowiaduje się, że jest smoczym jeźdźcem z proroctwa i to on ma przywrócić pokój i harmonię w swoim świecie. Kolejne „heroic fantasy"? Jak najbardziej.

Z fabuły to by było na tyle, ponieważ ani ona nie porywa ani też jakoś specjalnie nie irytuje. Ot kolejna opowieść o kolejnym bohaterze, zbawiającym kolejny świat, ogarnięty przez (kolejne) zło. Typowe „od zera do bohatera". W dodatku wszystko zostało zamknięte w czasie mniej więcej półtorej godziny. I tu rzecz najciekawsza: podobno film w porównaniu do książki został strasznie okrojony. Jeżeli dzieło Paoliniego jest równie płytkie, jak ten film (a mam nadzieję, że tak nie jest) to pozostaje tylko zastanowić się, jakim cudem ta książka zyskała taką popularność.

Podczas całego seansu najbardziej rozbawiły mnie teksty, wypowiadane przez poszczególne postacie. Przypominam, że w polskich kinach film występuje w rodzimej wersji językowej, więc nie ma sposobu przekonać się, jak kwestie aktorów brzmią oryginalnie i czy znowu polscy tłumacze czegoś nie schrzanili (patrz: „Die Hard" = „Szklana pułapka"). Ale gdy widzę na ekranie młodego Eragona odwracającego się w stronę elfki i mówiącego z błyskiem w oku „Jesteś gotowa", to po prostu śmiechu nie mogę powstrzymać. Takich sytuacji jest tu więcej, ale po co mam Wam psuć zabawę? Sami się przekonacie (o ile ktoś zdecyduje się pójść na ten film).

Jedyną jasną stroną tej produkcji jest niewątpliwie smok, a raczej smoczyca. Animacja Saphiry jest naprawdę udana, w tym szczególnie mimika twarzy. Od razu w pamięci pojawia się obraz „Ostatniego smoka" (kolejny kwiatek polskiego tłumaczenia; w oryginale było to „Dragonheart"). Oprócz tego, jakże dostojnego stworzenia na uwagę zasługuje również ścieżka dźwiękowa. Nie to, żeby była jakoś wyjątkowa - raczej jest to już standard każdej produkcji fantasy, ale przynajmniej nie jest to heavy-metal tak jak w „Doomie".

Podsumowując to wszystko, dochodzę do wniosku, że film można było zrobić lepiej (szczególnie przy dostępnym budżecie). Półtorej godziny to zdecydowanie za mało. W dodatku widać, że poskracanie licznych wątków zawartych w książce, zaowocowało drobnym brakiem logiki (za szybko Eragon staje się „żywą legendą"). Obejrzeć można, ale tak naprawdę po co? Osobiście nie widzę w tym większego celu, a w swojej domowej „wideotece" na pewno znajdziecie coś ciekawszego.

 

 

OBSADA:

Edward Speleers: Eragon  

Jeremy Irons: Brom  

Sienna Guillory: Arya  

Robert Carlyle: Durza  

John Malkovich: Król Galbatorix  

Garrett Hedlund: Murtagh  

Alun Armstrong: Garrow  

Gary Lewis: Król Hrothgar  

Christopher Egan: Roran  

Djimon Hounsou: Ajihad  

Rachel Weisz: Saphira (głos)  

Richard Rifkin: Horst  

Stephen Speirs: Sloan  

Tamsin Egerton: Katrina

Joss Stone: Angela

 

produkcja: USA, Węgry

gatunek: familijny, fantasy, przygodowy  

data premiery: 2006-12-26 (Polska), 2006-12-13 (Świat)

reżyseria: Stefen Fangmeier

scenariusz: Peter Buchman, Lawrence Konner

zdjęcia: Hugh Johnson

muzyka: Patrick Doyle

na podstawie powieści: Christophera Paoliniego

czas trwania: 104 min


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...