"Polowanie na czarownice" - recenzja
Dodane: 31-01-2011 23:13 ()
Dominic Sena nigdy nie należał do wirtuozów kina, a jego umiejętności plasowały go wśród przeciętnych rzemieślników, którzy dysponując odpowiednim materiałem są w stanie stworzyć dzieło zjadliwe, dostarczające przy okazji odpowiedniej dawki rozrywki.
Może przy innym doborze aktorów i gruntownej przebudowie scenariusza „Polowanie na czarownice” miałoby szanse przyciągnąć uwagę widzów. W przypadku tego obrazu i tak można mówić o „cudzie”, bo znalazł się odważny, który podjął ryzyko dystrybucji kinowej dzieła klasy B.
Obiecujący początek, w którym widzimy proces nad rzekomymi czarownicami, zwiastował obraz utrzymany w klimacie horroru fantasy. Zadatki ku temu były znaczne, jednak kolejne wydarzenia wydatnie je ukróciły. Duet niezwyciężonych herosów, Behmen i Felson - granych przez Nicolasa Cage’a i Rona Perlmana - walczy w imię Boga podczas krucjat. Autorzy nie robią sobie nic z faktów historycznych, nie grzeszą też znajomością geografii, ale kto w Fabryce Snów zaprzątałby sobie głowę takimi drobiazgami. Wpływ magii silnie oddziałuje też na dziarskich wojaków, którzy mimo upływu lat wyglądają tak samo.
Gdy z ekranu zaczyna niemiłosiernie wiać nudą – bohaterowie postanawiają rozbudzić nieco emocje i dać drapaka. Pech chce, że wolnością nie cieszą się zbyt długo. Oskarżeni o dezercję mają do wyboru – gnić w lochu, oczekując na wyrok (dowolny rodzaj śmierci) albo wziąć udział w straceńczej misji. A, zapomniałbym, mogliby jeszcze salwować się ucieczką – wszak przez lata nie mieli sobie równych na polu walki – ale to wyjście raczej od początku nie było brane pod uwagę. Podejmują się zadania przewiezienia czarownicy do ściśle wyznaczonego miejsca, gdzie zostanie ona sprawiedliwie, przynajmniej w teorii, osądzona – co może położyć kres wszystkim nieszczęściom, które dotknęły miejscową ludność. Banalne.
Gdyby w obsadzie zabrakło Rona Perlmana, w moim odczuciu film nie miałby nic do zaoferowania. Jedynie za sprawą charakterystycznego aktora można znieść trywialne, momentami siermiężne dialogi, mielizny scenariusza czy też dostojnie paradującego Cage’a. Potomek rodu Coppoli przyzwyczaił nas do swojej bezcennej umiejętności - grania wyłącznie z jedną miną na twarzy – zero emocji czy zaangażowania. Pozostała część obsady nie wypada dużo lepiej. Istnieje i to jej jedyna zaleta. Marginalny epizod Christophera Lee należy potraktować wyłącznie w kategoriach statystycznych, z uznaniem dla bogatej filmografii znakomitego niegdyś, długowiecznego aktora.
Senie udało się przez kilka chwil uchwycić klimat awanturniczej wyprawy, szczególnie w scenach toczących się upiornym lesie, gdzie zło wygląda zza krzaków. Niestety, fabuła skonstruowana z klisz prowadzi do idiotycznego finału, którego nie są w stanie zatuszować spektakularne walki. Na usta cisną się pytania – gdzie te czarownice i gdzie te polowania? W filmie na pewno ich nie uświadczycie.
Podsumowując, uciekać z dala od kina na widok „Polowania na czarownice”. Nicolas Cage postraszy nas w tym roku jeszcze w niejednym obrazie, najbliższa okazja nadarzy się już w lutym, więc produkcję Dominica Seny można sobie podarować. Druga klapa z rzędu po „Zamieci” nie wróży reżyserowi niczego dobrego.
2/10
Tytuł: "Polowanie na czarownice"
Reżyseria: Dominic Sena
Scenariusz: Bragi F. Schut
Obsada:
- Nicolas Cage
- Ron Perlman
- Stephen Campbell Moore
- Stephen Graham
- Ulrich Thomsen
- Claire Foy
- Robert Sheehan
- Christopher Lee
Muzyka: Atli Örvarsson
Zdjęcia: Amir M. Mokri
Montaż: Bob Ducsay, Mark Helfrich, Dan Zimmerman
Kostiumy: Carlo Poggioli
Czas trwania: 98 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...