Iron Maiden - The Final Frontier (recenzja)

Autor: Krzysztof Sękowski Redaktor: Levir

Dodane: 19-11-2010 20:19 ()


Iron Maiden wydali w połowie sierpnia swoją 15 płytę zatytułowaną The Final Frontier. Muzycy z tego zespołu kilka razy wspominali, że nagrają nie więcej jak właśnie 15 płyt. Jak im się udała ta, która prawdopodobnie będzie ostatnią?

 

Korekta: Levir

 

Płytę rozpoczyna intro z silnie wyłaniającą się na pierwszy plan perkusją, która nagle się urywa i możemy wówczas usłyszeć pierwszy mocno osadzony riff z The Final Frontier. Gdy bez oporów przepłyniemy przez ten melodyjny numer naszym uszom zostaje przedstawione przebojowe El Dorado - utwór prezentujący w nieco bardziej progresywny i rozbudowany sposób to, co jest wizytówką Iron Maiden. Możemy więc usłyszeć melodyjny, wysoko zaśpiewany refren, jest też typowy „ironowy” galop, czyli jest wszystko i to do tego w formie ciekawej i zaskakującej przejściami. Co dalej? Dalej słyszymy wielorakie, niezbyt różniące się od siebie w klimacie, progresywne, lecz nadal w „ironowskim” klimacie utrzymane, upstrzone ciekawymi przejściami, zmianami melodii, melodyjnymi riffami i wpadającymi w ucho refrenami utwory. I tak nam mija ponad godzina.

 

A co wychodzi przed szereg? Zdecydowanie najbardziej przebojowe są dwa ostatnie kawałki tj. The Man Who Would Be King oraz When The Wild Wind Blows. Pierwszy to utwór z pozoru typowy dla Iron Maiden, jednak mniej więcej w połowie pojawia się (osobiście, mój ulubiony moment na płycie) bardzo zaskakujący i ciekawy motyw instrumentalny z typowo funkowym (sic!) beatem na perkusji. Ostatnia kompozycja także obfituje w ciekawe przejścia, melodie i riffy, co naprawdę porywa i razem tworzy bardzo przyjemny i interesujący, niemalże epicki 11 minutowy kawałek. Uwagę zwraca także The Talizman z ciekawym zabiegiem wprowadzenia delikatnym śpiewem Dickinsona z akompaniamentem subtelnej, nieprzesterowanej gitarki do konkretnego czadu, który na nas czeka w okolicach 2 minuty. Mnie osobiście urzeka także Coming Home - ballada o bardzo wpadającej w ucho melodii zawartej w refrenie i naprawdę przyjemnej solówce.

 

Mankamenty. Niestety te również zawiera ta płyta. Przy pierwszych przesłuchaniach może słuchacza najzwyczajniej znużyć. Ilość zabiegów artystycznych w ciągu tych niespełna 76 minut muzyki jest naprawdę duża i istnieje możliwość, że nie będzie do końca przyswajalna z powodu jednak niezbyt dużej różnorodności w stylu. Poza tym… Numery na The Final Frontier w większości są po prostu poprawne. Wielkie zespoły przy wydawaniu nowych krążków zawsze mają niestety ten problem, że muszą się zmierzyć z poprzednimi dokonaniami. Gdyby Iron Maiden nie było tak kultową i legendarną grupą jaką jest, być może ich najnowsza płyta by mnie bardziej ukontentowała, lecz od wielkich oczekuje się zwyczajnie więcej.

 

Płyta The Final Frontier od pierwszych sekund intro (z odniesieniami do klimatu science-fiction, co z resztą jest zaznaczone także na teledysku do tytułowego numeru, w którym to Eddie wciela się w postać Obcego) nie daje nam złudzeń, że będzie to kolejna „taka sama” płyta Iron Maiden. Wydawnictwo zdecydowanie zaskakuje, a zespół zrywa z niektórymi starymi patentami, zostawiając jednocześnie charakterystyczny dla siebie styl,  który nie pozostawia wątpliwości z jakim zespołem mamy do czynienia. Do mnie to, mimo pewnych mankamentów, przemawia, do niektórych oddanych i starych fanów nie, lecz z pewnością muzykom Iron Maiden nie można zarzucić braku inwencji twórczej.

 

Iron Maiden - "The Final Frontier"

Czas trwania: 76:34

Wytwórnia: EMI

 

1. Satellite 15... The Final Frontier

2. El Dorado

3. Mother of Mercy

4. Coming Home

5. The Alchemist

6. Isle of Avalon

7. Starblind

8. The Talisman

9. The Man Who Would Be King

10. When the Wild Wind Blows

 

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...