"Następcy" - fragment

Autor: Edward M. Lerner Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 03-10-2010 09:18 ()


 

Brent pozwolił powiekom opaść. Odchylił oparcie. Drzemka w fotelu nie jest jeszcze tak żałosna jak powrót do łóżka po pokonaniu połowy parkowej ścieżki zdrowia dla mieszczuchów. Ale Kim już wyszła – zamknęła za sobą sama, mówiąc: „Nie, nie, nie musisz wstawać” – więc kogo właściwie chciał oszukać?

Sam nie wiedział, kiedy przekroczył granicę dzielącą półświadome swobodne skojarzenia od snów.

Ponieważ myślał o nanobotach, pojawiły się także teraz: długie wąskie klateczki zbudowane z węglowych nanorurek. Każda nanorurka stanowiła plątaninę sześciokątów, przypominającą zwój drucianej siatki – tyle że wierzchołki owych sześciokątów tworzyły pojedyncze atomy węgla. Większość rurek miała zaledwie nanometr średnicy – jedną miliardową metra. Wiele tysięcy podobnych rurek zmieściłoby się spokojnie na płaszczyźnie przekroju ludzkiego włosa.

We śnie patrzył na świat z perspektywy pojedynczego bota, mniejszego od sąsiadujących z nim żywych komórek, za pomocą których jego podświadomość oceniała skalę. Z maleńkich nanorurek upleciono znacznie większą konstrukcję o cylindrycznym zarysie. Jej kształt i ruchy kojarzyły się z animowaną chińską pułapką na palce. We wnętrzu nanobota widział bardziej złożone struktury: cząsteczki organiczne, obwody nanologiczne, nanosilniki. Przez szczeliny warkocza obserwował sploty kolejnych nanorurek, jednym końcem uczepionych głownej klatki. Poruszały się rytmicznymi falami, popychając nanobota naprzód.

Pole jego widzenia powiększyło się nagle. Wszędzie wokół roiły się nanoboty, pośród chaosu większych zderzających się ze sobą czerwonych dysków lub białawych kul o powierzchniach pokrytych wścibskimi wypustkami. A także mniejszych, amorficznych mackowatych kształtów wymykających się wszelkim geometrycznym porównaniom.

Czerwone krwinki, białe krwinki i płytki krwi. Coś go potrąciło. Coś innego popchnęło w drugą stronę. Białe krwinki zbierały się wokół, otaczały go, pokrywały. „Jego” rzęski przestały się poruszać, przyszpilone do nanorurkowej sieci. Łowcy zaczęli napierać mocniej. Wyczuł ruch - to rój poniósł go dalej…

Brent obudził się z krzykiem. Zaschło mu w ustach, serce waliło mocno. Przez chwilę rozglądał się wokół, oszołomiony, potem złudzenie przebywania poza ciałem minęło. Rozdygotany poszedł do kuchni po mrożoną herbatę, upominając się w duchu.

Ten koszmar miał oczywiste źródło.

Poprzedniego dnia Charles Walczak z lekką wyższością urządził mu demonstrację.

- Do diabła, tylko po to, żeby cię uspokoić.

Przesuwając palcami po pokrętłach kontrolnych mikroskopu, przejrzał próbkę krwi, szukając jednego z nanobotów.

Mikroskop cyfrowy bardziej przypominał klasycznego peceta niż kruchy instrument optyczny, który Brent pamiętał z licealnych lekcji biologii. Wizjer był urządzeniem nie tylko optycznym, ale też komputerowym, elektronicznie przesyłał obrazy do lokalnej sieci laboratoryjnej. Czerwono-zielono-niebieska trójca diod zalewała szkiełko zimnym białym światłem.

Mikroskop nie miał okularu ze szkła i chromu, do którego można by zajrzeć. Powiększone cząsteczki pojawiały się na wielkim płaskim ekranie. Nałożona na niego cyfrowo delikatna siatka ukazywała skalę. Największe komórki krwi miały zaledwie piętnaście mikronów średnicy.

Brent wzdrygnął się, gdy na monitorze pojawiła się jasna kula o powierzchni pokrytej zwijającymi się wypustkami. Przy tym powiększeniu była większa od jego pięści.

- Co za paskuda. Biała krwinka?

Charles zacmokał.

- Biała krwinka? Kiedy ostatnio uczyłeś się biologii, w trzeciej klasie? Prawidłowa nazwa to leukocyt.

I wybór synonimu cokolwiek zmieniał? Brent nie odpowiedział.

Tam! Pośród dysków i kul komórek krwi pojawił się ciemny pręcik. Długością nanobot nie odbiegał od średnicy typowych czerwonych krwinek. Pręcik był zbyt cienki, by dało się dostrzec drobniejsze elementy konstrukcyjne. Wytężając wzrok, Brent zdołał zauważyć punkciki rozrzucone na warkoczu.

Ograniczona rozdzielczość mikroskopu nie miała znaczenia. Już wcześniej oglądał szczegółowe plany i rysunki nanobotów. A także, co najbardziej zdumiewające, zdjęcie z bliska, przedstawiające nanobot medyczny uchwycony co do atomu pod mikroskopem sił atomowych. Ów wizerunek zachwycał wszystkich; Dan Garner wręczał potencjalnym inwestorom oprawione odbitki wielkości plakatu.

Niemal niewidoczne kropeczki na nanobocie zmieniały kolor.

- Jak długo? – spytał Brent.

- Jak długo by przetrwały, gdybyśmy nie wbudowali im mechanizmu samozniszczenia? Ogólnie biorąc, wiecznie. Ale ponieważ nie jestem głupi… każdy bot ma w sobie drobinki antygenu ospy wietrznej.

Charles po raz ostatni dostroił mikroskop tak, by nanobota ustawić na środku ekranu, a potem obrócił się na stołku, jak zawsze gotów wygłosić wykład.

- Praktycznie każdy dorosły w tym kraju chorował na ospę wietrzną albo został na nią zaszczepiony, więc jego system odpornościowy jest wrażliwy na antygen. Pamiętasz może, że przed wszczepieniem czipu biosensorycznego przeprowadziliśmy badania odpornościowe krwi?

Po mniej więcej dniu zawarte we krwi białko rozpuszcza błonkę, którą pokryliśmy antygen. Jego odsłonięcie pobudza produkcję antyciał. Widzisz, jak kropki zmieniają kolor? To znika osłona. Do celów tej demonstracji umieściłem porcję enzymu w kropli krwi, żeby przyspieszyć proces. Ergo lada moment…

Chaotyczne ruchy komórek nabrały porządku. Na ekran napływały białe krwinki, kierowały się ku środkowi obrazu. W stronę nanobota.

- Bingo – rzucił Charles, choć Brent nie potrafił sobie wyobrazić, by faktycznie grywał w bingo. Może w wista albo w triwia, wersję dla mensy. – Atakujcie, malutkie. Spiszcie się dobrze.

Wypustki białych krwinek falowały. Macając wokół, chwytały nanobota. Na ekranie pojawiły się kolejne leukocyty, ich powierzchnie również trwały w ciągłym ruchu, badały, szukały. Nanobot zniknął pod napierającą masą.

- Widzisz leukocyty, które przyciąga ospa wietrzna – oznajmił Charles. – Żegnajcie, nanity.

Każdy zwijający się, napierający leukocyt przypominaj zwieńczoną wężami głowę Meduzy.

- Jezu – zdołał w końcu wykrztusić Brent.

- Cudowne, prawda? – odparł Charles. – To właśnie spotkało nanity pierwszej pomocy, które wstrzyknął ci do krwi kombinezon. Po tym, jak zrobiły swoje, zostały schwytane i zniszczone. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.

Rzeczywiście, Brent poczuł się lepiej, choć pozostała jeszcze jedna wątpliwość.

- Ale gdzie się podziały?

- Jakiś dzień po wypadku miałeś bardzo nietypowy mocz.

Pomijając wyniosłość Charlesa, wczorajsza demonstracja była niczym okno do innego świata. Brent dopił mrożoną herbatę i poszedł do łazienki. Miał nadzieję, że teraz jego mocz wrócił już do normy.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...