„Ostatni władca wiatru” - recenzja
Dodane: 04-09-2010 12:29 ()
Ostatnie dokonania Shyamalana chyba nikogo nie napawały optymizmem. Zachwyty nad „Szóstym zmysłem” czy „Niezniszczalnym” już dawno minęły, a forma reżysera zaczęła drastycznie spadać. Kiedy sromotną klęskę poniosła w kinach „Kobieta w błękitnej wodzie”, kariera hinduskiego reżysera stanęła pod znakiem zapytania. Czarne chmury na chwilę rozwiało sprawiające nieco lepsze wrażenie „Zdarzenie”, ale klęska miała dopiero nadejść…
„Ostatni władca wiatru” to ekranizacja popularnego serialu animowanego. To także próba wyraźnego zwrotu w twórczości Shyamalana, którego dotychczasowe produkcje cechowały się sporą dozą tajemniczości czy aurą zagadkowości. Dysponując ogromnym budżetem, autor nakręcił niestrawną bajkę dla dzieci, która razi nie tylko fabularnymi uproszczeniami, jest naiwna i przewidywalna, ale najgorsze, że nie wzbudza żadnych emocji. Ciężko się ogląda ten paździerz, a przecież, przynajmniej w założeniu Shyamalan miał dość bogaty świat do pokazania, a spaprał to dokumentnie.
Na świecie żyją cztery nacje, a mianowicie: wody, powietrza, ziemi i ognia. Magowie każdej z nich mogą do woli manipulować jednym ze wspomnianych żywiołów. Opiekę i harmonię nad światem sprawuje Avatar – jedyna osoba mogąca dysponować wszystkimi żywiołami. Pochodząca z nacji wody Katara odnajduje chłopca, które umiejętności w panowaniu nad żywiołami ją zadziwiają. Powoli zaczyna przypuszczać, że Aang może być ostatnim władcą wiatru, czyli wybrańcem, który przywróci równowagę na świecie. Nie znalazł się na razie nikt, kto by przeciwstawił się nacji ognia, dążącej do zniewolenia pozostałych narodów. Czy młody chłopak jest właśnie tym, za kogo bierze go Katara?
Przebijając się przez kolejne sceny tego filmu, można odnieść wrażenie, że Shyamalan nie czuje tej historii, a dokładniej nie wie bądź nie potrafi w odpowiedni sposób spożytkować dużego budżetu. Do tej pory zachwycał, mając ograniczone środki, wprowadzając swoją artystyczną wizję. W tym przypadku adaptowanie popularnej animacji okazało się zbyt wymagającym przedsięwzięciem. Nie zachwycają tu bowiem ani przeciętni i mało przekonujący aktorzy, akcja jest mało wciągająca i rachityczna, a na domiar złego efekty trójwymiarowe również nie wywołują zachwytu. Dużo w tym chaosu i pójścia na skróty, co może dziwić w przypadku takiego detalisty, jakim jest twórca Szóstego zmysłu.
„Ostatni władca wiatru” to dzieło infantylne i mało atrakcyjne, a nadto straszące grą aktorską i wyjałowione z humoru. Gniot, który nie powinien trafić do kin. Wzorcowy przykład jak stracić pieniądze i zniechęcić widzów. Szczerze odradzam.
Ocena: 2/10
Tytuł: „Ostatni władca wiatru”
Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Obsada:
- Noah Ringer
- Dev Patel
- Nicola Peltz
- Jackson Rathbone
- Shaun Toub
- Aasif Mandvi
- Cliff Curtis
- Seychelle Gabriel
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Andrew Lesnie
Montaż: Conrad Buff IV
Scenografia: Larry Dias
Czas trwania: 103 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...