"Czarny horyzont" Tomasza Kołodziejczaka - recenzja

Autor: Krzysztof Księski Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 19-08-2010 22:21 ()


Tomasz Kołodziejczak to twórca częściowo zapomniany. Jako jeden z liderów warszawskiego Klubu Twórców zadebiutował w połowie lat osiemdziesiątych, szybko stając się jednym z najlepiej zapowiadających się pisarzy fantastycznych w naszym kraju. Każda jego książka spotykała się z zachwytem fanów i uznaniem krytyków, co pociągnęło za sobą nominacje m.in. do nagrody im. Janusza Zajdla, której zresztą został również laureatem. Jednak Kołodziejczaka pociągały zawodowo również inne zajęcia – imał się z sukcesami redagowania na przykład nieistniejących już „Magii i Miecz” i „Voyagera”. Później stał się wydawcą – szefem Egmont Polska i pióro zawiesił na kołku, co z żalem i zawodem przyjęło grono czytelników. Kiedy w 2006 roku opublikował opowiadanie „Piękna i graf”, przyjęte bardzo dobrze, obudziły się nadzieje, że wróci do pisania, szczególnie uzasadnione, bo gruchnęła pogłoska, a później potwierdzona wieść, iż przygotowuje powieść. Musieliśmy na nią długo czekać, ale wreszcie jest!

Powieść została osadzona w uniwersum zasygnalizowanym już we wspomnianym opowiadaniu. Świat przedstawiony przez Kołodziejczaka jest niezwykle interesujący, choć trudno byłoby go zakwalifikować jednoznacznie, przypisać do konkretnego gatunku. Posiada on bowiem zarówno elementy fantasy, jak i science fiction, a wszystko to podane w sosie postapokaliptycznym. Ziemia w niedalekiej przyszłości została dotknięta kataklizmem. Nie do końca jest jasne, co zaszło, niemniej jednak w skrócie można przedstawić to następująco. W jakiś sposób otworzyły się bramy między światami i wtargnęły przez nią złe moce do naszego świata. Balrogi i jegrzy zaczęli czynić spustoszenie na Ziemi. Ich armie były niepokonane. Na szczęście z tamtego świata przybyły elfy, dysponujące nie mniejszą mocą i wsparły ludzi w obronie. Ingerencja ze świata równoległego wprowadziła używanie magii na szeroką skalę zarówno przez przybyszów z obu stron, jak i ludzi, którzy szybko się od nich uczyli, przypominając sobie także własne zapomniane magiczne dziedzictwo. Wojna pochłonęła miliony ofiar i część obszarów lądowych, np. Skandynawię czy Japonię.

Po kilkudziesięciu latach walk front się ustabilizował. Obie strony utrzymują wrogi rozejm, najeżdżając co pewien czas wrogie tereny. Między nimi zaś leży pas ziemi niczyjej. Złe moce okupują właściwie całą zachodnią Europę i patrzą chciwym okiem na ziemie na wschodzie. Głównym ich przeciwnikiem jest Królestwo Polskie z elfim monarchą na tronie, mocarstwo połączone sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi. Obraz książki dopełniają postmodernistyczne wstawki, nawiązujące do historycznych postaci czy świętych przedmiotów mających moc, jak również do bohaterów kultury popularnej, którymi autor się bawi, dostarczając równocześnie radości czytelnikowi. W konsekwencji otrzymujemy eklektyczny miszmasz fantastyczny. Wizja ta mogła powstać tylko w umyśle takiego twórcy, który łączy konserwatywne prawicowe poglądy z olbrzymią wyobraźnią fantasty. Sojusz z potęgą zza Atlantyku jest marzeniem prawicowych środowisk w naszym kraju od wielu pokoleń. A mit Polski – ostoi cywilizacji, będącej kiedyś przedmurzem chrześcijaństwa, a teraz po prostu szeroko rozumianego dobra świetnie się tu wpisuje.

Postapokaliptyczna Polska i w ogóle cały świat prezentują się niezwykle interesująco. Ciągłe zagrożenie jest kanwą dla powstawania niezliczonej ilości pojedynków między wywiadami obu stron, potyczek z dywersantami, planów pokonania przeciwnika. Do tego dochodzą niezwykłe wynalazki, jak choćby magiczna kula wystrzeliwana z trebusza na setki kilometrów siejąca defetyzm wśród cywilów, które budują uznanie dla autora w oczach czytelnika. Połączenie zaawansowanej technologii z nie mniej zaawansowaną magią prowadzi do niesamowitych efektów. Każda ze stron  ma ogromne możliwości ofensywne, ale i defensywne, trzeba jednak wiedzieć, kiedy i co wykorzystać, by osadzić przeciwnika w miejscu.

Opisy efektów magiczno – technologicznych są rewelacyjne. Kołodziejczak niezwykle plastycznie odmalowuje działanie czarów i urządzeń niosących śmierć lub ocalających życie. Poszczególne efekty magii czy magicznych artefaktów, które dość powszechnie występują w tym świecie i miewają wielką moc, są często wizualizowane postaciami zwierząt, które najlepiej oddają ich charakter. Kojarzyło mi się to awatarami cyfrowymi licznie występującymi w literaturze cyberpunkowej. Barwna i dynamiczna narracja powodują, że książka szybko wciąga i pochłania do reszty. Wystarczy tylko przejść barierę złożoną z elementów odmiennego od nas świata, zaakceptować neologizmy stworzone przez autora i już jesteśmy w niesamowitym świecie niebezpiecznych przygód. Całość, jak już wspomniałem, wygląda bardzo eklektycznie, jednak nie uznałbym tego za wadę. Poszczególne elementy, nietypowo zestawione i pozornie nie pasujące do siebie, paradoksalnie znakomicie się uzupełniają. Dają niezwykle barwny, interesujący i spójny świat, w który z przyjemnością można się zanurzyć.

Historia opowiedziana przez Kołodziejczaka także jest interesująca. Głównym bohaterem jest królewski geograf – Kajetan Kłobudzki - połączenie odkrywcy, szpiega, rabusia grobowców i awanturnika. Otrzymuje on zlecenie od swojego pryncypała, by zbadać ukrytą bazę wroga w głębi jego terytorium. Zawiązanie fabuły nie wydaje się więc jak widać niczym szczególnie odkrywczym. Akcja co prawda wciąga i z wielkim zaciekawieniem przewracamy stronę za stroną, jednak trzeba przyznać, że nie jest to dzieło wybitne w warstwie fabularnej, a jedynie rzetelnie i interesująco skonstruowane. Co jednak wystarczy, by zadowolić nawet wybrednego czytelnika.

Niewątpliwie powieść zawdzięcza swe walory i wysoki poziom postaciom w niej występującym. Główny bohater – geograf jest dobrze i ciekawie skonstruowany. Łatwo zdobywa naszą sympatię, z przyjemnością śledzimy jego losy. Podobnie ojciec geografa – Robert Gralewski - pułkownik armii polskiej został stworzony błyskotliwie i z pomysłem. Także postaci dalszoplanowe zostały skonstruowane więcej niż poprawnie. Kołodziejczakowi wystarcza raptem kilka linijek, krótka wymiana zdań, by podkreślić ich cechy charakterystyczne, nadać barw postaciom i poszczególnym scenom. Szczególnie dobrze odebrałem rozmowy pułkownika z siostrą – postrzeloną uczoną, oraz kontakty z elfami. Mimo że ta rasa występuje w fabule w stopniu szczątkowym – poznajemy przelotnie raptem kilku jej przedstawicieli – to tchnie czymś innym, obcym, ale jednocześnie pozytywnym. Oddanie odmienności innych niż ludzie istot rozumnych jest bardzo trudnym zadaniem dla pisarza, tylko niektórym udaje się to uczynić w sposób przekonujący. Kołodziejczak sugeruje, że poradziłby sobie z tym zadaniem doskonale. Szkoda więc, że tak mało miejsca temu poświęcił.

„Czarny horyzont” to bardzo dobry powrót po latach. Będzie odpowiadał zarówno starym czytelnikom Kołodziejczaka, jak i nowym, którzy z prozą autora dopiero stykają się przy recenzowanej powieści. Ci pierwsi przypomną sobie stare teksty twórcy, ci drudzy być może sięgną po nie z zaciekawieniem, starając się nadrobić zaległości czytelnicze. Słusznie, bowiem na polskim widnokręgu fantastyki znów świeci mocnym blaskiem gwiazda jeszcze do niedawna wyblakła i zapomniana. Oby nie był to jednorazowy epizod, ale powrót do regularnego pisania. Bo „Czarny horyzont” to świetna książka, która uwiedzie każdego, kto ceni podróże w czasie i przestrzeni, kto lubi przemierzać oryginalne światy stworzone w umyśle twórcy i przelane na papier. Oby więcej takich w polskiej fantastyce.

 

Tytuł: Czarny Horyzont

Autor: Tomasz Kołodziejczak

Wydawca: Fabryka Słów

Data wydania: 20 sierpnia 2010 r.

Liczba stron: 280

ISBN-13: 978-83-7574-274-9

Oprawa: miękka

Wymiary: 125 x 195 mm

Seria: Asy polskiej fantastyki

Cena: 31,90 zł


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...