"Pustynna włócznia", księga 2 Petera V. Bretta - fragment

Autor: Peter V. Brett Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 01-08-2010 16:26 ()


 

Ulice Miln były jasne, błyszczące i doskonale znane, a smród palonego węgla i nawozu z hut wydał mu się niemal przyjazny. Wszystko było dokładnie takie, jak Naznaczony zapamiętał, a zarazem inne.

 

To on się zmienił.

Drogę do Coba nadal pokonał bezbłędnie, zupełnie jakby przebył ją wczoraj, ale z zaskoczeniem powitał to, co zobaczył. Po obu stronach warsztatu wynosiły się spore dobudówki, a niewielki domek, który swego czasu dzielili z Cobem, został wyburzony. Na jego miejscu wzniesiono dużo większy magazyn. W chwili wyjazdu Arlena Cobowi powodziło się całkiem nieźle, ale ten widok przeszedł najśmielsze oczekiwania przybysza. Wyprostował się i podszedł do głównego wejścia.

Gdy otworzył drzwi, rozległy się kuranty. Dźwięk ten, niczym brakujący fragment duszy, sprawił, że ciało Naznaczonego przeszył dreszcz. Warsztat, choć większy niż niegdyś, wyglądał i pachniał tak samo.. Arlen rozpoznał pulpit, nad którym ślęczał przez niezliczone godziny. Dostrzegł niewielki wózek ręczny, który ciągnął po całym mieście. Mężczyzna podszedł do parapetu i z czułością przesunął dłonią w rękawiczce po runach, które osobiście wyrzeźbił w kamieniu. Miał wrażenie, że mógłby teraz pochwycić za rylec i jak gdyby nigdy nic – jak gdyby wcale nie minęło osiem długich lat – powrócić do pracy.

– Czy mogę w czymś pomóc? – zabrzmiało pytanie i Naznaczony zesztywniał. Krew w jego żyłach ścięła się lodem. Zatracił się na moment we wspomnieniach i nie usłyszał kroków, ale bez odwracania się wiedział, kto stanął za jego plecami. Wiedział i ogarnęło go przerażenie. Cóż ona tu porabia? Co to wszystko oznacza?

Odwrócił się powoli, nie zdejmując kaptura.

Czas okazał się łaskawy dla Matki Elissy. Miała ponad czterdzieści sześć zim, ale jej długie włosy nadal były ciemne i bujne, policzki gładkie, tylko wokół oczu i ust zaznaczyły się delikatne jeszcze zmarszczki. Naznaczony przypomniał sobie, iż tego typu zmarszczki powstają od uśmiechu i niespodziewanie poczuł ulgę.

„Przynajmniej dla niej te osiem lat upłynęło wśród uśmiechów” – pomyślał.

Elissa otworzyła usta, lecz jej uwagę przyciągnęła mała dziewczynka z długimi, brązowymi włosami i wielkimi brązowymi oczyma, która właśnie podbiegła. Miała na sobie sukienkę z brązowo-czerwonego aksamitu i wstążkę z tego samego materiału we włosach. Wstążka poluźniła się nieco, i twarz dziecka przesłoniły grube, niesforne loki, ale na policzkach i tak widać było smugi od kredy, podobnie jak na sukience i dłoniach dziewczynki. Naznaczony natychmiast rozpoznał w niej Maryę, córkę Ragena i Elissy, którą trzymał na rękach w kilka chwil po narodzeniu. Była tak piękna i niewinna, aż zabolało go serce, ujrzał w niej bowiem uosobienie radości minionych lat, której nie było dane mu zaznać.

– Mamo, zobacz, co narysowałam! – wykrzyknęła Marya i zamachała tabliczką, na której znajdował się krąg runiczny. Naznaczony przyjrzał mu się odruchowo i w okamgnieniu pojął, że wzór jest bardzo silny. Co więcej, wiele spośród użytych runów przywiózł z Potoku Tibbet. Poczuł radość na myśl, że choć w ten skromny sposób miał wpływ na życie dziewczynki.

– Są doprawdy piękne, moja słodka – pochwaliła ją Elissa i pochyliła się, by raz jeszcze zawiązać wstążkę na włosach córki, a potem ucałowała ją w czoło. – Jeszcze trochę, a ojciec zacznie zabierać cię ze sobą, gdy dostanie zlecenie na sporządzenie bariery.

Dziewczynka pisnęła z zachwytu.

– Kochanie, mamy gościa, którym należy się zająć – Elissa odwróciła się do Naznaczonego, otoczywszy córkę ramieniem.

– Jestem Matka Elissa.

Pomimo, że upłynęło już wiele lat, w jej głosie nadal słychać było dumę z posiadania tytułu. – A to moja córka…

– Jesteś Opiekunem? – odezwała się dziewczynka, przerywając matce.

– Nie – rzekł Naznaczony ochryple. Głos mu się zmienił od czasu, gdy zaczął tatuować swe ciało. Tylko tego brakowało, by Elissa go rozpoznała.

– To czemu ubierasz się jak Opiekun? – naciskała dziewczynka.

– Noszę blizny po demonich pazurach – odparł. – I nie chcę cię wystraszyć.

– Nie boję się! – oznajmiła Marya, usiłując zajrzeć pod kaptur. Naznaczony zrobił krok do tyłu, kryjąc twarz.

– Jesteś niegrzeczna! – skarciła ją Elissa. – Zmykaj stąd i pobaw się z bratem.

Dziewczynka obrzuciła ją buntowniczym spojrzeniem, ale wzrok Elissy okazał się silniejszy. Dziecko przebiegło przez izbę i przypadło do stołu, gdzie pięcioletni na oko chłopczyk układał drewniane klocki z runami wymalowanymi po obu stronach. W jego drobniutkiej buzi Naznaczony dojrzał podobieństwo do Ragena. Nieoczekiwanie przepełniła go głęboka radość, iż mentorowi tak dobrze się wiedzie, lecz wraz z poczuciem szczęścia pojawił się żal, gorzki żal, iż Naznaczony nigdy tego chłopca nie pozna, nie dowie się też, na jakiego mężczyznę wyrośnie.

Elissa wyglądała na zakłopotaną.

– Przepraszam za to zajście. Mój mąż też nosi blizny, których za nic w świecie nie chciałby nikomu pokazać. Jesteś Posłańcem, prawda?

Naznaczony potaknął.

– A zatem jak mogę ci pomóc? – zapytała. – Potrzebujesz nowej włóczni? Twój przenośny krąg wymaga naprawy?

– Szukam Patrona Runów o imieniu Cob – odparł. – Mówiono mi, że kiedyś był właścicielem tego warsztatu.

Elissa pokręciła głową ze smutkiem.

– Cob nie żyje od prawie czterech lat – powiedziała. Jej słowa okazały się boleśniejsze od ciosu demona. – Pokonał go rak. Pozostawił warsztat mnie i memu mężowi. Kto ci o nim mówił?

– Pewien… Pewien znajomy Posłaniec? – bąknął Naznaczony.

– Który? – naciskała Elissa. – Jak miał na imię?

Naznaczony zawahał się, wytężając umysł. Nie mógł sobie przypomnieć żadnego imienia, a wiedział, że czym dłużej zwleka z odpowiedzią, tym większe ryzyko, że zostanie rozpoznany.

– Arlen z Potoku Tibbet – wypalił, przeklinając się w myślach. W oczach Elissy pojawił się nowy blask.

– Opowiedz mi o Arlenie – poprosiła, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Swego czasu był mi bardzo bliski. Kiedy go ostatni raz widziałeś? Czy dobrze się miewa? Czy mógłbyś przekazać mu wiadomość? Mój mąż i ja zapłacimy każdą cenę!

Widząc nagłą rozpacz w jej oczach Naznaczony uświadomił sobie, jak bardzo zranił ją swym wyjazdem. A teraz, jak ostatni głupiec, dał jej fałszywą nadzieję, iż kiedyś być może ujrzy Arlena znowu. Lecz przecież ów chłopak, którego kiedyś znała, nie żyje, umarło zarówno jego ciało jak i jego dusza. Nawet gdyby Naznaczony zdjął kaptur i wyznał prawdę, Elissa nie odzyskałaby Arlena. Lepiej było położyć temu kres.

– Arlen mówił o tobie tej nocy – oznajmił, podjąwszy decyzję.

– Jesteś równie piękna jak opisywał.

Elissa uśmiechnęła się na komplement, lecz jej oczy zwilgotniały. Niespodziewanie rozwarła je szerzej, uświadomiwszy sobie w pełni, co właśnie powiedział.

– Tej nocy?

– Tej nocy, kiedy to zostałem ranny – powiedział. – Przemierzaliśmy krasjańską pustynię. Arlen zginął, bym ja mógł żyć dalej.

Na swój sposób była to prawda.

Elissa krzyknęła cicho i zakryła usta dłońmi. Jej oczy, które jeszcze przed chwilą skrzyły radością, wezbrały łzami, a twarz wykrzywiło cierpienie.

– Tuż przed śmiercią wspomniał właśnie ciebie – dodał. – Wspomniał przyjaciół w Miln, swą… Swą rodzinę… Chciał, bym tu przyjechał i powiedział ci to wszystko.

Elissa ledwie go usłyszała.

– Och, Arlen! – krzyknęła i zachwiała się boleśnie.

Naznaczony doskoczył, pochwycił ją i posadził ostrożnie na jednej z ław. Elissa opadła bezwiednie, szlochając głośno.

– Matko! – wykrzyknęła Marya, podbiegając. – Matko, co się stało? Dlaczego płaczesz?

Spojrzała na Naznaczonego z wyrzutem w oczach.

On zaś uklęknął przed dziewczynką, nie wiedząc, czy czyni to, by wydać się jej mniej przerażającym, czy też aby pozwolić jej uderzyć go, gdyby zapragnęła. Wolałby to drugie, szczerze mówiąc.

– Obawiam się, że przyniosłem złe wieści, Maryo – odezwał się łagodnie. –Czasami tak bywa, że Posłaniec musi powiedzieć ludziom to, czego nie chcieliby usłyszeć.

Elissa uniosła głowę, jej płacz się urwał. Nabrała głęboko tchu, odzyskując panowanie nad sobą, otarła łzy koronką i przytuliła córeczkę.

– On ma rację, kochanie. Nic mi nie będzie. Zabierz brata, pobawcie się na podwórku, dobrze?

Marya obrzuciła Naznaczonego nieprzychylnym spojrzeniem, po czym skinęła głową, złapała brata za rączkę i razem opuścili izbę. Mężczyzna patrzył, jak znikają, czując się paskudnie. Popełnił wielki błąd przychodząc tu osobiście. Powinien pchnąć gońca lub znaleźć innego Patrona, choć nie ufał nikomu tak bardzo jak Cobowi.

– Przepraszam – rzekł. – Nie chciałem sprawić ci bólu.

– Wiem – rzekła Elissa. – Cieszę się jednak, że mi powiedziałeś. Dzięki temu życie stanie się nieco łatwiejsze, jeśli wiesz, o co mi chodzi.

– Łatwiejsze – zgodził się Naznaczony. Pogmerał chwilę w sakwie i wyciągnął zwój listów oraz grymuar pełen runów wojennych, owinięty w płótno i przewiązany mocnym sznurkiem.

– To dla ciebie. Arlenowi zależało, byś to dostała.

Elissa ujęła paczkę i pokiwała głową.

– Dziękuję. Planujesz dłuższy pobyt w Miln? Mojego męża nie ma w mieście, ale z pewnością będzie miał do ciebie parę pytań. Arlen był dla niego jak syn.

– Zostanę tu tylko dziś, moja pani – Naznaczony nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z Ragenem. Wiedział, że ten będzie domagał się szczegółów, a szczegółów nie było. – Mam pilną wiadomość do księcia, ponadto muszę pokłonić się jeszcze kilku osobom, a potem wyjeżdżam.

Wiedział, że powinien w tym miejscu przerwać rozmowę i wyjść, ale nieoczekiwanie zapytał jeszcze:

– Czy… Czy Mery dalej mieszka w domu Opiekuna Ronnella? Elissa pokręciła głową.

– Nie i to od wielu lat. Ona…

– Mniejsza o to – przerwał jej, nie chcąc słyszeć ani słowa więcej. Mery znalazła sobie kogoś innego. Nic dziwnego, Arlen nie miał prawa czuć się zraniony.

– A ten chłopak, Jaik? – zapytał. – Dla niego też mam list.

– Nie jest już chłopakiem – Elissa spojrzała na niego przenikliwie. – To dorosły mężczyzna. Mieszka na Ulicy Młynowej, w trzeciej chacie robotników.

Naznaczony skinął głową.

– A zatem, za twoim pozwoleniem, ruszam dalej.

– Nie spodoba ci się to, co tam zastaniesz – ostrzegła go Elissa.

Naznaczony zerknął na nią, próbując doszukać się ukrytego znaczenia w jej słowach, ale utonął w jej załzawionych, zapuchniętych oczach. Była teraz po prostu zmęczoną, szczerą i naiwną kobietą. Odwrócił się, by odejść.

– Skąd znałeś imię mej córki? – zapytała Elissa.

Pytanie zaskoczyło go. Zawahał się.

– Przedstawiłaś mi ją, gdy podbiegła – odparł i natychmiast zaklął w myślach, gdyż przecież Marya przerwała Elissie zanim padło imię córki. Mógł powiedzieć, że poznał je od Arlena.

– Niewykluczone – zgodziła się Elissa, co Naznaczony wziął za dobrą monetę i ruszył do drzwi. Położył już dłoń na klamce, gdy kobieta odezwała się ponownie.

– Tęskniłam za tobą – szepnęła.

Zamarł, walcząc z pokusą, by się odwrócić, pochwycić ją w ramiona, zmiażdżyć w uścisku i błagać o wybaczenie.

Opuścił warsztat bez słowa. 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...