"Iron Man: Pięć koszmarów" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 07-06-2010 23:44 ()


Ogromna popularność ekranizacji „Iron Mana” skłoniła włodarzy Marvela do wydania kolejnego tytułu o herosie przywdziewającym stalowy garnitur. W ten sposób miłośnicy Anthony’ego Starka otrzymali serię „The Invincible Iron Man”.

„Pięć koszmarów” to premierowa historyjka z tegoż miesięcznika, która w naszym kraju ukazała się dzięki wydawnictwu Mucha Comics. Iron Man nigdy nie należał do postaci cieszących się w Polsce nadmiernym uznaniem. Jego solowe występy można policzyć na palcach jednej ręki. Wraz z premierą drugiej części filmu nadarzyła się okazja przybliżenia osoby najbardziej rozrywkowego i nonszalanckiego milionera Marvela.

Ku zdziwieniu wszystkich, Tony, sprawnie sportretowany przez Matta Fractiona, to nie ten sam bohater co niegdyś. Z większą odpowiedzialnością podchodzi do swoich obowiązków, a także piastuje ważne stanowisko dyrektora S.H.I.E.L.D. Czy człowiek posiadający niewyobrażalne zaplecze finansowe, innowacyjną technologię, a także bawiący się w herosa, może posiadać jakiekolwiek zmartwienia? Po latach zmagań z przeróżnymi cudakami starającymi się skopiować jego wynalazek, wykraść bezcenną zbroję, Tony z obawą spogląda w przyszłość. Męczą go koszmary. Stworzył broń przyszłości, która kiedyś może stać się powszechnie używanym gadżetem. Co wtedy? Czy Iron Man nadal będzie potrzebny ludzkości?

Kiedy w Afryce dochodzi do samobójczego ataku terrorystów, wszystko wskazuje na to, że wysoce zaawansowana technologia została skopiowana. Na horyzoncie pojawia się tajemnicza postać genialnego młodzieńca, potrafiącego ujarzmić wynalazek Starka, udoskonalić go, uzyskując nieprawdopodobne osiągnięcia. Ezekiel Stane, syn dawnego arch-nemesis bohatera, Obadiaha Stane’a (filmowego rywala Starka) – niezwykle utalentowany dzieciak - pragnie zemścić się na milionerze za śmierć swojego ojca. Nie czyni tego w bezpośredniej konfrontacji. Najpierw chce patrzeć jak budowane przez lata finansowe imperium legnie w gruzach, a ostatnią osobą, która odda hołd rodowi Stane’ów będzie sam Tony. Przekraczając etyczne i moralne granice Ezekiel wprowadza do gry ludzkie bomby. Zadaje uderzenie w czułe miejsce Tony’ego – Pepper Potts. Czy Iron Man będzie w stanie powstrzymać zapędy nieobliczalnego psychopaty?  

Historia została sprawnie skrojona, chociaż dla polskiego czytelnika może być w niektórych momentach mało czytelna. Akcja albumu rozgrywa się po nieopublikowanym w Polsce evencie „Civil War” (zapowiadanym przez Muchę na 2011 r.) i jego reperkusjom (akt rejestracji bohaterów). Gruntowne zmiany zaszły również w samym stroju Iron Mana, którego niektóre elementy, dzięki dobrodziejstwu nanotechnologii, znajdują się w ciele Starka (proces ów został opisany w historii „Extremis”). W oderwaniu od powyższych wydarzeń samą opowieść przyswaja się szybko. Autor doskonale radzi sobie z prowadzeniem postaci. Pomysł wprowadzania do uniwersum stalowego herosa potomka Iron Mongera należy uznać za celny manewr. Narodził się potężny przeciwnik, który będzie kojarzony zarówno z kinowym obrazem, jak i starszymi pozycjami. Obok głównego wątku Fraction intensyfikuje relacje między Tonym i Pepper, które dodają historii pozytywnego kolorytu. Stara się również odpowiedzieć na pytanie, gdzie kończy się granica nieskrępowanego bohaterstwa, a rozpoczyna bezpardonowa walka o przetrwanie. Stark nie należy do osób cieszących się sympatią. Każdy zuchwały śmiałek będzie chciał pozbawić go choć cząstki jego niepowtarzalności, aby na moment zająć jego miejsce.

Fraction nie odcina się również od przeszłości bohatera subtelnie nawiązując do najlepszych dokonań złotego mściciela. Wspomina o niegdysiejszych alkoholowych problemach miliardera („Demon in the bottle”) czy też prawdziwej wojnie wywołanej przez przeciwników w zbrojach imitujących strój Iron Mana – hologram ze wszystkimi podejrzanymi to majstersztyk. Wygląda na to, że w natłoku obowiązków brakuje miejsca dla prywatnego życia playboya. Iron Man już dawno nie był takim pracoholikiem.

Album ilustrują kunsztowne, realistyczne grafiki Salvadora Larroci. Hiszpański rysownik znany jest polskiemu czytelnikowi z komiksu „Heroes Reborn”. Za oceanem wsławił się długoletnią pracą w obozie mutantów. Tworzył na kartach takich tytułów jak „X-Treme X-Men”, „The Uncanny X-Men” i „X-Men”. Jego unikalne rysunki ożywają dzięki kolorom nałożonym przez Franka D’Armatę i Stephane Peru (tragicznie zmarłego).

Próby reaktywacji komiksu superbohaterskiego w wykonaniu Muchy Comics należy uznać za heroiczny bój o czytelnika w Polsce. Bo jak wiele tytułów o cenie w przedziale 70-100 zł. (po zniżkach można go nabyć nieco taniej) jest w stanie zakupić przeciętny zjadacz chleba? Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji byłyby zeszyty, ale jak pokazuje praktyka ostatnich lat zamaskowani herosi nie mają dobrej passy w Polsce. Polecam „Pięć koszmarów” jako kawał niezłego, rozrywkowego komiksu, przybliżającego rodzimemu odbiorcy jeden z nowszych rozdziałów w długiej i pasjonującej karierze złotego mściciela.

                                                                                                  Korekta: Ania Stańczyk

Tytuł: „Iron Man: Pięć koszmarów”

  • Scenariusz: Matt Fraction
  • Rysunki: Salvador Larroca
  • Kolor: Frank D’Armata i Stephane Peru
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Mucha Comics
  • Data publikacji: maj 2010 r.
  • Stron: 176
  • Papier: kreda
  • Oprawa: twarda
  • Cena: 75 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...