"Książę Persji: Piaski Czasu" - recenzja
Dodane: 22-05-2010 13:12 ()
Jerry Bruckheimer, Midas współczesnego kina rozrywkowego, powraca z nową produkcją. Odpowiedzialny za takie hity jak „Gliniarz z Beverly Hills”, „Twierdza” czy „Wróg Publiczny” zawsze stara się dostarczyć widzom spektakularnego widowiska. Czy jego najnowsze dziecko również osiągnie status przeboju?
Cofając czas w klepsydrze kina, należy zastanowić się, czy ekranizacje gier mają rację bytu i są w stanie wnieść się powyżej dotychczasowego poziomu. Twórcy „Księcia Persji” zaczerpnęli jedynie luźne wątki z pierwowzoru starając się przekazać historię w bardzo popularnej i przystępnej, przygodowej formie. Mike Newell, który pokazał się z dobrej strony realizując „Harry’ego Pottera i Czarę Ognia”, nawiązał do najlepszych elementów kina nowej przygody. Wyrazisty heros, urodziwa księżniczka, konflikt dobra ze złem, a wszystko na tle awanturniczej wyprawy, tony absurdu, okraszone dostatecznie skondensowaną dawką humoru. Reżyser wycisnął wszystkie soki z miałkiej fabuły. „Księcia Persji” ogląda się nadzwyczaj dobrze, lepiej niż można było się spodziewać.
Mały urwis wywodzący w pole przyboczną straż perskiego króla. Tak rozpoczyna się pasjonująca opowieść o księciu Dastanie. Sierota mieszkający w slumsach zostaje zaadaptowany przez sprawiedliwego władcę i przyjęty w poczet jego rodziny. Po latach, razem z synami króla Sharamana stanowi o potędze wielotysięcznej armii. Przekonani o produkcji broni, wykorzystywanej przeciwko imperium perskiemu, trzej bracia postanawiają najechać Alamut. Podczas ataku na święte miasto w ręce Dastana wpada magiczny sztylet. Jego właściwości pozwalają posiadaczowi cofnąć się na chwilę w czasie i przewidzieć ruch przeciwnika. Okazuje się, że cudownym artefaktem zainteresowany jest nie tylko młody książę. Posądzony o zabójstwo, musi uciekać, aby uniknąć egzekucji i oczyścić zszargane imię. W podróży towarzyszy mu piękna Tamina – strażniczka sztyletu, której misja koliduje z wyprawą Dastana. Sztylet jest kluczem do udowodnienia jego niewinności, ale także przyciąga do siebie złe moce.
Mike Newell zrealizował obraz w duchu typowej produkcji przygodowej, przypominającej klasyczne heroic fantasy niż ekranizację gry. Mimo że „Książę Persji” jest posklejany z ogólnie znanych klisz, momentami przewidywalny do bólu i sztampowy, to za sprawą dynamizmu obrazu, a także, co tu kryć, przyzwoitego aktorstwa – broni się. Fabuła nie jest odkrywcza, wtórność goni wtórność, ale dzięki sprawnym zdjęciom, sympatycznym bohaterom, świat Persji wciąga swoim przepychem i czarem, sprawiając że dwie godziny w kinie mijają błyskawicznie. Jeszcze przed powstaniem filmu było pewne, że Bruckheimer będzie szukał godnego następcy dla „Piratów z Karaibów”. „Piaski czasu” doskonale wpisują się w podobny schemat, z jednym minusem – nie posiadają indywidualności pokroju Johnny’ego Deppa.
Analogiczne produkcje często trawione są przez brak ekspresyjnych postaci. W „Księciu Persji” akcenty rozłożyły się równomiernie na poszczególne kreacje. Jake Gyllenhaal dobrze wczuł się w rolę Dastana. Książę jest charyzmatycznym, biegłym w sztukach walki, niezwykle sprawnym akrobatą, potrafiącym ujść cało z niejednej opresji. Pościgi po dachach perskiego miasta są efektownym dodatkiem akcji. Należy przy tym zaznaczyć, że cały ciężar filmu nie spadł na barki jednego aktora. Dzielnie wtóruje mu Gemma Arterton (była dziewczyna Bonda) jako księżniczka Tamina. Oboje świetnie się uzupełniają, a kąśliwe uwagi między parą uciekinierów dodają pikanterii ich relacjom. Brytyjka nie pozwala się zepchnąć w cień irytując, a zarazem uwodząc księcia.
Jak w podobnych produkcjach bywa, również „Piaski Czasu” mają „swojego Sallaha”. Za humorystyczną część widowiska odpowiada Alfred Molina – gadatliwy, drobny przedsiębiorca dorabiający sobie na wyścigach strusi. Sławny niegdyś Doc Ock daje popis komicznych umiejętności, wypluwając tony jadu pod adresem biurokratów i podatków. Autorzy puszczają też oko w kierunku widzów. Atak Persów na Alamut, wywołany pogłoską o wyrobie broni, można odczytać jako aluzję dotyczącą inwazji w Iraku.
Od strony wizualnej obraz prezentuje się wybornie, orientalne plenery i scenografia cieszą oko. Gdzieniegdzie efekty specjalne mogą wydawać się niedopracowane, ale nie burzy to wizerunku całości. Newell wykazał się instynktem, jeżeli chodzi o sceny walki. Przeciwnicy księcia posługują się wymyślnym arsenałem broni, co urozmaica kolejne konfrontacje oraz nie pozwala popaść w monotonię.
„Książę Persji: Piaski Czasu” z pewnością wywoła gorącą dyskusję. Dla malkontentów będzie nieudaną adaptacją, bo czy film na podstawie gry może być dobry? Jednak warto zaryzykować, podejść do niego na luzie, jak do kina, od którego nie wymagamy zbyt wiele i puścić wodze fantazji. Produkcja Bruckheimera na tym polu sprawdza się znakomicie - bez przereklamowanych ostatnio efektów 3D czy natłoku wątków. To prosta historia mająca na celu zabawić widza, co też udanie czyni.
6/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Książę Persji: Piaski Czasu"
Reżyseria: Mike Newell
Scenariusz: Boaz Yakin, Carlo Bernard, Doug Miro, Jordan Mechner
Na podstawie gry wideo "Książę Persji" Jordana Mechnera
Obsada:
- Jake Gyllenhaal
- Gemma Arterton
- Ben Kingsley
- Alfred Molina
- Toby Kebbell
- Richard Coyle
- Ronald Pickup
Muzyka Harry Gregson-Williams
Zdjęcia John Seale
Kostiumy: Penny Rose
Czas trwania: 116 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...