„Kick-Ass" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-04-2010 20:50 ()


Kiedy na ulicy spostrzegacie osobę ubraną w zielono-żółty kostium, co wtedy myślicie? Świr, pomyleniec, żartowniś, a może superbohater? Tylko czy miejsce tych ostatnich nie znajduje się wyłącznie na kartach komiksów? Otóż nie! Matthew Vaughn daje nam Kick-Assa – najbardziej nieporadnego bohatera z sąsiedztwa, który rozwiąże każdy wasz problem. No, może prawie każdy.

Najnowsze dzieło Vaughna przeszło wyboistą drogę, aby trafić na ekrany. Po finansowym fiasku „Gwiezdnego pyłu” w amerykańskich kinach trudno było znaleźć inwestora dla kolejnego projektu reżysera. Niewielki budżet oraz brak wytwórni narzucającej swoją wolę spowodowały, że otrzymaliśmy w pełni autorski i niezależny film. O szerokiej dystrybucji kinowej zadecydowały zwiastuny, które zwróciły oczy na „Kick-Assa”. Można śmiało powiedzieć, że studio Lionsgate ubiło naprawdę dobry interes.

Dave Lizewski jest przeciętnym nastolatkiem, prowadzącym raczej niezbyt bogate życie towarzyskie. Będąc komiksowym geekiem ma do wyboru spotkania z kumplami albo siedzenie z głową zanurzoną w laptopa. Posiada przyziemne marzenia, które stara się usilnie zrealizować. Jak się zapewne domyślacie, czyni to zazwyczaj z niewielkim skutkiem. Chłopak zastanawia się, czemu na świecie nie ma superbohaterów – przebranych herosów, którzy z pasją i poświęceniem zwalczaliby przestępczość. Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta. Nie zważając na przeciwności losu w postaci braku jakichkolwiek nadnaturalnych zdolności, wiedziony przekonaniem, że wiara może czynić cuda, a chęci i zapał są wykładnią powodzenia, Dave zostaje samozwańczym obrońcą Nowego Jorku, a przynajmniej dzielnicy, w której mieszka.

Zaopatrzony w zielono-żółty uniform przystępuje do treningów wcielając swoje marzenie w czyn. Jak się szybko okazuje fucha bohatera nie jest wcale łatwym kawałkiem chleba, a superbohaterska inicjacja pozostawia nieprzyjemne i bolesne wspomnienia. Niezrażony pierwszym niepowodzeniem kontynuuje swoją krucjatę przeciwko złu tego świata. Sukces odnosi jednak nie na polu walki z oprychami, od których zbiera cięgi, lecz medialnym. Widok człowieka przebranego w dziwaczny strój, starającego się pomóc drugiemu, wywołuje aplauz publiczności. Kick-Ass nie schodzi z pierwszych stron gazet, telewizyjnych wiadomości, a rekordy odwiedzin osiąga w sieci. Czy jest w stanie udźwignąć ciężar popularności i nie zachłysnąć się nią? Okazuje się, że nie jest on jedynym zamaskowanym mścicielem w mieście.

Obraz Matthew Vaughna to przemyślana i mistrzowsko zrealizowana wariacja na temat herosów, parodia dokonująca demitologizacji etosu bohatera. Zło jest tu najprawdziwsze, a dobro, no cóż - trochę wybrakowane. Autor idealnie pokazuje jak wyglądałaby kariera herosa w realnym świecie oraz jakie reakcje wywołałoby jego pojawienie się na ulicach. Kick-Ass staje się sensacją, pożywką dla mediów, które uruchamiają gargantuiczną machinę komercji. Przez pryzmat superbohaterskich perypetii obraz traktuje również o dorastaniu, miłości i stracie. Kostium symbolizuje potrzebę ucieczki od rzeczywistości mającą na celu odnalezienie swojego miejsca. Dave nie musi zażywać serum niewidzialności, ponieważ i tak jest niedostrzegany przez otoczenie. Dopiero próba zmiany tego stanu rzeczy sprawia, że czuje się aprobowany. Jednak czy w ferworze zmagań z rozgłosem ulegnie modzie, postawi na show kosztem idei bohaterstwa?

Reżyser bawi się konwencjami - dostarcza rozrywkę o najwyższym standardzie, ale nie korzysta z tanich chwytów i powielanych schematów. Wręcz przeciwnie, łamie je, prezentując autorską wizję przebranego w kostium mściciela. Jego postaci są z krwi i kości, na przemoc odpowiadają bezpardonową brutalnością, bez kompromisów, uparcie dążąc do celu. Stylizowana i wyolbrzymiona przemoc staje się jednym ze środków ekspresji, którym autor operuje do woli, nadając jej karykaturalnego charakteru. Mimo sporej brutalizacji scen, widz nie odbiera jej na poważnie, traktując jako coś przerysowanego. 

Twórcy nie nadużywają efektów specjalnych stosując je oszczędnie i tylko w newralgicznych momentach. Akcja na pełnych obrotach jest równie wartościowym substratem jak pojawienie się bohatera w komicznym kostiumie. Siła dzieła przejawia się w rozbrajającym, często absurdalnym i czarnym humorze, błyskotliwych dialogach, wyrazistych kreacjach. Scenarzyści wczuli się w klimat powieści graficznej oddając jej sedno w filmie. To zadziwiające, jak mały budżet zmobilizował całą ekipę. Wizualnie „Kick Ass” nie odstaje od droższych produkcji. Poetyckie, finezyjne sceny walki zilustrowane świetną muzyką (aż czuć w powietrzu świst kul), elektryzują widza, sprawiając, że ma się ochotę zobaczyć je ponownie.

Na planie udało się skompletować interesującą obsadę, ale „Kick-Ass” to w przeważającym stopniu popis najmłodszej aktorki. Chloe Moretz jako Hit-Girl kradnie każdą ekranową minutę. W pierwszej scenie, podczas treningu z ojcem i rozmowie w barze, jesteśmy świadkami narodzin gwiazdy tego widowiska. Bezpośrednia, zabójczo skuteczna, a przy tym pomysłowa dominuje na ekranie. Sporego sukcesu młodziutkiej aktorki należy upatrywać w ostrych, często wulgarnych kwestiach. Strzeżcie się heroiny w fioletowej peruce, bowiem potrafi mocno dokopać. Wiarygodnie wypada Aaron Johnson kreując nieśmiałego, zakompleksionego nastolatka przywdziewającego wyjątkowy trykot. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów możemy podziwiać Nicolasa Cage’a. Aktor odnalazł się w roli Big Daddy’ego, podchodząc do niej na luzie. Relacje między córką a ojcem, oscylujące między przesłodzoną troskliwością a wzmożoną gwałtownością, stanowią jeden z atutów obrazu. 

Twórcy nie zapomnieli też o komiksowym rodowodzie produkcji. Na każdym kroku starali się nawiązać do bogatego uniwersum historyjek obrazkowych. Trafnym pomysłem było dodanie animowanego komiksu – mała rzecz a cieszy. Od początku narzuca się styl narracji podobny do „Spider-Mana”, a okolica, w której mieszka Dave znajduje się zapewne w sąsiedztwie domku cioci May. Natomiast nieprzebierający w środkach Big Daddy rozkosznie parodiuje Batmana. „Kick-Ass” to kopalnia cytatów oraz one-linerów, które można przytaczać w nieskończoność.

Obraz daje porządnego kopa, plasuje się w przedziale między musisz obejrzeć a bezapelacyjnie musisz obejrzeć, bo inaczej Hit-Girl przyjdzie i pobawi się z tobą nową zabawką. A entuzjastce broni wszelakiej lepiej nie podpaść. „Kick-Ass” pozytywnie zaskakuje. Jak na razie to numer jeden w rankingu tegorocznych produkcji, która pretenduje do miana jednej z najlepszych adaptacji komiksowych. Czy „kopacz pośladkowy” powróci na ekrany? Nie mam żadnej wątpliwości.

9/10

                                                                                            Korekta: Ania Stańczyk

 

Tytuł: "Kick-Ass"

Reżyseria: Matthew Vaughn    

Scenariusz: Matthew Vaughn, Jane Goldman    

Na podstawie komiksu Marka Millara i Johna Romity Jr.

Obsada:

  • Nicolas Cage
  • Aaron Johnson
  • Christopher Mintz-Plasse   
  • Lyndsy Fonseca
  • Chloe Moretz   
  • Omari Hardwick
  • Clark Duke    
  • Xander Berkeley
  • Mark Strong

Muzyka: Ilan Eshkeri    

Zdjęcia: Ben Davis    

Montaż: Jon Harris, Eddie Hamilton    

Kostiumy: Sammy Sheldon

Czas trwania: 117 minut        

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...