"Alicja w Krainie Czarów" - recenzja
Dodane: 07-03-2010 21:21 ()
Powiada się, że każdy reżyser posiada swoją muzę, aktora, który z mistrzowską precyzją odgadnie zamierzenia twórcy i wcieli się w najtrudniejszą, nawet niedorzeczną rolę. W przypadku Tima Burtona takim aktorem jest Johnny Depp, człowiek o wielu twarzach.
Najnowsza interpretacja „Alicji w Krainie Czarów” nie jest ekranizacją powieści Lewisa Carolla. Twórcy korzystają z postaci oraz znanych wątków występujących w książce, jednak w sporej mierze to wariacja na temat, co by było gdyby Alicja trafiła do świata pod drugiej stronie nory nie jako dziecko, ale dziewczyna u progu dorosłości.
Alicję poznajemy w momencie, kiedy ważą się jej życiowe losy. Dowiaduje się właśnie, że matka wybrała dla niej idealnego kandydata na męża – zamożnego lorda. Biedne dziewczę skonsternowane całą, jakże kuriozalną sytuacją, nie wie co począć. Widząc przemykającego w ogrodzie białego królika, powracającego wielokrotnie w jej snach, postanawia podążyć za nim uciekając spod pręgierza nieoczekiwanych oświadczyn. Wpadając do króliczej nory ponownie przekracza wrota niesamowitego świata, pełnego dziwów, fantazyjnych stworzeń, gadających kwiatów, ale także terroryzowanego przez złą, zakompleksioną królową. Alicja nie pamięta poprzedniej wizyty w baśniowej krainie, toteż przyjaźnie nastawieni do niej mieszkańcy pomagają odkryć jej cząstkę dziecka, którym niegdyś była…
Do udziału w swoim przedsięwzięciu Burton zaprosił etatową ekipę. Jako Kapelusznika możemy podziwiać doskonałego i odrobinę szalonego Johnny’ego Deppa. Obok niego na ekranie bryluje Helena Bonham Carter (świetna i wyrazista kreacja) w roli apodyktycznej władczyni o bulwiastej głowie – nomen omen żona reżysera. Rzucane na lewo i prawo słowa „Skrócić o głowę” na długo zapadają w pamięci. Duet aktorów ze „Sweeneya Todda” uzupełnia jeszcze Alan Rickman, który udzielił głosu Absolemowi. Burton nie zapominał też o wiekowych aktorach. Głosu Żaberzwłokowi udziela Christopher Lee, a ptakowi Dodo Michael Gough (prawie 93-letni) - znany głównie z roli Alfreda w czterech częściach „Batmana”, ale współpracujący z reżyserem przy wielu okazjach np. w „Jeźdźcu bez głowy”. Zgrany zespół uzupełniają: odpowiedzialna za kostiumy Colleen Atwood, Dariusz Wolski (zdjęcia), Danny Elfman (muzyka) oraz Chris Lebenzon (montaż).
Niestety, najnowsze dzieło sztukmistrza kina jest tylko ładnie zapakowanym pudełkiem, pustym w środku. W obrazie zabrakło magii, jaką posiadał literacki pierwowzór. Pozornie wszystko znajduje się na swoim miejscu, ale nawet przez moment nie zaskakuje, nie intryguje, jest skrojone na miarę dzisiejszych czasów. Porównując niniejszą produkcję do wcześniejszych osiągnięć reżysera, chociażby „Edwarda Nożycorękiego”, gdzie Burton dysponował konkretną wizją bohatera, wzbogaconą o gamę wątpliwości targających postacią, w „Alicji...” na szalę rzuca tylko aspekt wizualny, prezentując przeciętną historię. Daje się uwieść machinie komercji.
Nie dziwi więc decyzja twórców o przekonwertowaniu filmu na format 3D. Zabieg o tyle istotny, że obraz bez trzech wymiarów nie miałby czym skusić widza. Jednak przytaczając poprzednie dokonania Burtona, można śmiało stwierdzić, że 3D jest w tym przypadku zbędnym dodatkiem. Ogrom możliwości jakie daje pstrokaty świat fantasy, pełen cudacznych kreatur, nieźle stukniętych, ale sympatycznych bohaterów, a także oceanu absurdalnego humoru nie musi być ubrany w trójwymiarowe szaty. Kraina, w której wszystko jest na opak, sama w sobie powinno być gwarantem udanej podróży w sferę marzeń i snów. Nie dzieje się tak głównie dlatego, że w natłoku efektów Burton zapomniał sygnować swoje najnowsze dziecko przyćmionym instynktem ekscentryczności. Cóż z tego, że Kot z Cheshire wywołuje aplauz na sali, mocno szurnięty marcowy zając strzela filiżankami do wszystkiego co się rusza (efekt dziwactwa zachowany na właściwym poziomie), a Depp w kolejnej roli udowadnia wszechstronność aktorskiego rzemiosła. Wszystkie te starania są na próżno wobec mglistego przesłania filmu. Nie bójmy się podejmować decyzji, dokonywać słusznych wyborów, czasami kierować się sercem i odrzucić racjonalne myślenie, zwłaszcza w świecie, gdzie jest ono zbyteczne.
Powstaje pytanie - czy do posiadania własnego zdania, nieodzowna jest podróż do krainy dziwów? Raczej nie, i w tym należy upatrywać słabości dzieła Burtona. Miłośnicy kolorowych efektów oraz bajkowych postaci nie będą zawiedzeni, otrzymają to, po co odwiedzili przybytek X Muzy. Pozostali mogą być lekko rozczarowani, że nadworny iluzjonista fabryki snów stara się nam wcisnąć wątpliwą opowieść o wkraczaniu w dorosłość i związanych z nią decyzjach, sam będąc zaklęty w hermetycznej powłoce wtórności otulającej współczesne kino. Zadając Burtonowi pytanie Absolema: „Kim jesteś?”, można nie otrzymać odpowiedzi. Pozostaje jedno: Timie Burtonie, podążaj za białym królikiem, a nuż uda ci się powrócić do swojej krainy osobliwości, którą raczyłeś nas do tej pory.
5/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Alicja w Krainie Czarów"
Reżyseria: Tim Burton
Scenariusz: Linda Woolverton
Obsada:
- Johnny Depp
- Mia Wasikowska
- Helena Bonham Carter
- Anne Hathaway
- Crispin Glover
- Matt Lucas
- Stephen Fry
- Michael Sheen
- Alan Rickman
- Michael Gough
- Christopher Lee
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Montaż: Chris Lebenzon
Kostiumy: Colleen Atwood
Czas trwania: 108 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...