"Armada" tom 4: "Talizman demonów" - recenzja
Dodane: 26-02-2010 17:01 ()
Po fiasku misji na TRI – JJ 768, Navis otrzymuje kolejne zadanie. Tym razem wyrusza na egzotyczną planetę o nazwie Hurumaru. W podróży towarzyszą jej czterej agenci specjalni, w tym jej przyjaciel prols – Bobo.
Celem ekspedycji jest odnalezienie pięciu zaginionych badaczy-ekspertów Armady. Problem w tym, że na planecie trwa krwawa wojna. Konflikt toczy się pomiędzy panującymi na Hurumaru rasami a ich niewolnikami – Eskotami, którzy wzniecili wyzwoleńcze powstanie. Jednak to dopiero początek kłopotów Navis i jej kolegów po fachu.
Po świetnym albumie „W trybach rewolucji”, zamiast żeglować dalej przez otwarte morze autorzy serii wpłynęli na jakąś przybrzeżną mieliznę. Niestety „Talizman demonów” prezentuje tendencję zniżkową. Scenarzysta Jean-David Morvan posyła naszych bohaterów na planetę, która przypomina jeden z wielu kiepskich światów fantasy (po którym „biega” mnóstwo rozumnych ras, a jedynym celem ich egzystencji jest toczenie barbarzyńskich walk). Początek nie wciąga tak, jak byliśmy do tego przyzwyczajeni przez poprzednie albumy. Akcja rozkręca się dopiero po około jednej trzeciej stron. Mam wrażenie, że Morvan nie najlepiej czuł się w konwencji „pseudofantasy”, którą sam sobie narzucił. W konsekwencji fabułę ratuje problematyka związana z wewnętrznymi intrygami rozgrywanymi w Armadzie oraz całą jej specyfiką. W „Talizmanie demonów” odkrywamy wraz z Navis kolejne, tym razem negatywne oblicze gwiezdnej flotylli. Jednocześnie wspomniane wątki pozwalają mocniej zaintrygować czytelników kolejnymi częściami, a także tworzą elegancką furtkę do kontynuacji.
W nieco „topornej” kreacji Hurumaru Morvanowi „dzielnie” sekunduje Buchet. Jeśli chodzi o styl rysunków, kolorystykę oraz elementy komiksu znane z poprzednich tomików nic się nie zmieniło. Dalej jest to lekka i przyjemna dla oka kreska wypełniona żywymi kolorami. Gdy jednak przyjrzymy się dokładniej nieokrzesanym rasom, na pęczki wystających z kadrów, z pewnością dostrzeżemy dozę wtórności. W tym elemencie rysownikowi zabrakło polotu i fantazji. Większość kreatur od razu skojarzyła mi się z orkami i goblinami, a także lizardmenami czy beastmenami (z uniwersum Wrahammera). Trzeba jednak zauważyć, że kilka stworów wyszło całkiem zabawnie np.: humanoidalne stworzenie z głową koguta.
Pod koniec warto wspomnieć o dwóch małych smaczkach, jakie rzuciły się w oczy podczas lektury, czyli o oryginalnym sposobie rozwiązaniu kwestii językowych oraz o widocznej na okładce tajemniczej reinkarnacji Hayo.
Mimo powyższych wad „Talizman demonów” jest niezłym, rozrywkowym czytadłem. Powszechnie wiadomo, że w każdej serii zdarzają się wzloty i upadki. Czwarty tom „Armady” może „upadkiem” nie jest, ale w oddali widać, że zielone światło zmieniło się na pomarańczowe. Kiedy będziecie mieć ochotę na całkiem dobrą, niezobowiązującą historię rozrywkową, warto sięgnąć po ten komiks. Dowiecie się wówczas, czym jest tytułowy talizman demonów.
Tytuł: "Armada" tom 4: "Talizman demonów"
- Scenariusz: Jean-David Morvan
- Rysunek: Philippe Buchet
- Kolor: Philippe Buchet
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 07.2009
- Liczba stron: 46
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: II
- Cena: 24,90 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...