"Inu Yasha" tom 20 - recenzja
Dodane: 20-12-2009 16:21 ()
Jak prezentuje się dwudziesta odsłona przygód Inu Yashy? Co tym razem przygotowała dla miłośników cyklu Rumiko Takahashi?
Poprzednia część skończyła się wyzwaniem na pojedynek przez Inu-Yashę zabójcę jego ojca, smoka imieniem Ryukossei, w celu skuteczniejszego korzystania z miecza „Tetsusaiga”. Chociaż zakończenie owego wątku jest wyjątkowo przewidywalne (przecież to niemożliwe, aby główny bohater miał przegrać), to jednak z nutką ekscytacji oraz zaciekawieniem kartkowałem trzymany w rękach tom. Zastanawiałem się, w jaki sposób mieszaniec, nie do końca panujący nad swoją mocą (ba, nawet nie jest w stanie poprawnie korzystać z własnego oręża), zamierza pokonać smoka, o którym w świecie stworzonym przez autorkę krążyły legendy? Jak już wspomniałem, dałem się zaskoczyć niektórym motywom, jednak wynik pojedynku był łatwy do przewidzenia. Po raz kolejny przewinął się wątek demonicznej natury głównego bohatera oraz nierealistyczne wymachiwanie na lewo i prawo trzymetrowym ostrzem, jakby był on zrobiony z papieru (tak, czepiałem się już tego wcześniej). Niemniej jednak manga rządzi się swoimi prawami i odrzucając realizm (co jest wskazane przy większości tasiemcowych serii) otrzymujemy ślicznie narysowaną ucztę dla oczu, trzymającą w napięciu akcję, a także przyjemną , relaksującą lekturę.
Jednak w „Inu-Yashy” nie zdarzyło się, aby przez cały album przewijał się wyłącznie jeden motyw. Od piątego rozdziału (a właściwie „zwoju”) pojawia się następny przeciwnik, który przystał do Naraku. Jest nią kapłanka (choć bardziej przypomina wiedźmę) imieniem Tsubaki. Pojedynek, który się szykuje wydaje się być wyjątkowy, ponieważ będzie wymagał od głównego bohatera czegoś więcej, niż bezmyślnego wywijania mieczem.
Ponadto, zaintrygowała mnie sama postać Tsubaki. Być może nie należy do najoryginalniejszych, niemniej jednak jej paskudny charakter połączony z wrednymi posunięciami oraz ironicznym uśmiechem sprawił, że ją zwyczajnie polubiłem. Nie jest może tak bezwzględna i moralnie zepsuta jak Naraku, ale obserwowanie jej zagrywek sprawia wiele przyjemności. Sama walka, tak jak reszta tomu, narysowana jest pięknie, schludnie i bez zbędnego przepychu. Podobnie jak poprzedni wątek, dobrze spełnia zadanie dostarczania solidnej dawki niezobowiązującej rozrywki. Jedyne co mi w nim przeszkadzało, to mało odkrywcze zakończenie całości. Oczekiwałem czegoś równie wyjątkowego, co cały „nietypowy” pojedynek, a tu… Cóż, nie będę zdradzał więcej, i tak powiedziałem dość sporo.
Podsumowując, dodam jeszcze słowo o technicznych walorach dzieła. Oprawa tomu wgląda jak wcześniejsze, podobnie w środku - ładna, estetyczna kreska. Wyróżnione zostały poszczególne stronnice, przy których dodano lekkie cieniowanie, a same kontury są jakby „miększe”, co jest miłym urozmaiceniem w czytaniu, choć jest ich niewiele (z tego co zauważyłem, służą one jako wstęp do danego wątku). A szkoda. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do sięgnięcia po ten tytuł, ponieważ mimo mało rozbudowanej fabuły, dwudziesty tom „Inu-Yashy” prezentuje się nad wyraz dobrze, będąc przyjemną odskocznią od bardziej ambitnych i cięższych pozycji.
Tytuł: „Inu Yasha” tom 20
- Scenariusz: Rumiko Takahashi
- Rysunek: Rumiko Takahashi
- Tłumaczenie: Monika Nowakowska
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 10 sierpnia 2009 r.
- Stron: 192
- Format: 115x180 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: cz.-b.
- Cena: 17 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...