"Zombieland" - recenzja
Dodane: 05-12-2009 15:03 ()
Wybierając się na kolejny film o nieumarłych, należy gruntownie rozważyć stosowność ponownego spotkania zombie uganiających się za niedobitkami ludzi. Temat eksploatowany przez ostatnie lata do cna, doczekał się jednej z lepszych odsłon, porównywalnej do „Wysypu żywych trupów”.
Śmiertelny wirus, krwiożercze kreatury, przed którymi nie ma ucieczki, banda naukowców bawiących się w Boga, brak perspektyw i ratunku – te elementy debiutujący reżyser Ruben Fleischer pominął zostawiając jedynie dwa najważniejsze składniki swojego dzieła – interesujących bohaterów oraz ich podróż w celu spełnienia marzeń. Mimo że Ameryka, a zapewne cały świat, zamieniły się w jeden wielki lunapark, gdzie zombie urządzają sobie wyżerkę stulecia, wybrańcy starają się odnaleźć własne miejsce w krainie opanowanej przez chaos i anarchię. W ich postępowaniu często brakuje rozsądku, ale robią to na co mają ochotę, a rozwalanie zombie sprawia im nieodpartą satysfakcję.
Centralną postacią obrazu jest neurotyczny nastolatek, normalnie cały czas przesiadujący przed komputerem i nie wystawiający czubka nosa zza domowych pieleszy. Bezpieczny azyl zostaje zagrożony w dniu, kiedy potrawka z człowieka staje się najbardziej poszukiwanym daniem w menu. Nie zważając na kalorie ani dodatkowe promile wychłeptanej krwi, zombie beztrosko i niespiesznie przemierzają opustoszałe ulice w poszukiwaniu kolejnych przystawek, delektując się każdym kawałkiem napotkanego ludzkiego ciała. Nic nie może się zmarnować – wysączyć ofiarę do szpiku kości to generalna zasada.
W tym świecie przeżyją jedynie najsprytniejsi i przezorni. Columbus zalicza się do jednych z nich. Stworzył praktyczny kodeks reguł, bez których trudno przetrwać konfrontację z obślinionym i pałającym ochotą ugryzienia przeciwnikiem. Prezentowanie restrykcyjnych prawideł dostarcza widzom mnóstwo humoru, a trzeba dodać, że przytaczane są one często w zaskakującym kontekście. Kompanem w podróży chłopaka zostaje Tallahassee - koneser broni każdego rodzaju, wytrawny zabójca zombiaków, ich prześladowca, a także twardziel o gołębim sercu. Kwartet herosów uzupełniają nieobliczalne siostry - Wichita i Little Rock, czyli dwie przebiegłe lisice, umiejące wyprowadzić w pole każdego, kto tylko będzie stał na ich drodze. Razem przemierzają wyludniony kraj w najbardziej różnych celach – począwszy od poszukiwania bezpiecznej przystani, po zaspokojenia prywatnych zachcianek w postaci ciastka Twinkie.
Bohaterowie starają się nie wiązać emocjonalnie ze swoimi współtowarzyszami, bo nigdy nie wiadomo kto i kiedy zmieni się w zombie. Dlatego też między sobą nie posługują się imionami tylko nazwami miejscowości skąd pochodzą. Kowboj, paranoik, cyniczna laska i jej wygadana siostra, nie pozwalają, aby z ekranu wiało nudą. Ich charaktery ścierają się co chwila, dając prawdziwy koktajl one-linerów, a także wprowadzając sporo pikanterii w relacjach między nimi. Kiedy fabuła zaczyna się w niebezpieczny sposób skłaniać w stronę rutyny, na ekranie pojawia się niezawodny Bill „Pogromca duchów” Murray. Aktor wcielił się w rolę jedyną w swoim rodzaju - niepodważalnego herosa i komika… Billa Murraya. Epizod zarejestrowany w jego rezydencji w Beverly Hills to majstersztyk, mistrzowska parodia zasługująca na atencję.
„Zombieland” to sprawne połączenie kina drogi, akcji i horroru, podlane pastiszowym sosem, z solidnymi kreacjami aktorskimi. Twórcy z lubością prześcigają się w masakrowaniu zombie w wysublimowany sposób. „Zombie Killer of The Week” to zaszczytny tytuł, który przypada najbardziej pomysłowemu zabójcy chodzących trupów. Obraz nie dokonuje przełomu w gatunku, ale zamiast pokazywać po raz n-ty desperacką (a także nieudaną) walkę o przetrwanie ludzkości, ewoluuje w kierunku beztroskiej rozrywki, w której odstrzelanie nieumarłych jest sportem i odstresowującą formą zabawy. Autorzy nie starają się dowieść przed widzem ogromu apokalipsy (w tle można zauważyć banner reklamujący „2012”), pokazując proces adaptacji ocalałych do zastanej sytuacji. Dobitnie potwierdzają to słowa postaci zagranej przez Woody’ego Harrelsona (notabene w kolejnej świetnej roli) - jego matka była przekonana, iż kiedyś będzie w czymś dobry. Zombie killer to zawód powstały z potrzeby chwili, a Tallahassee jest piekielnie rzetelny w tym co robi. Pozostali bohaterowie dzielnie dotrzymują mu kroku.
Finał to jazda bez trzymanki na rollercosterze pędzącym z niebywałą prędkością. Bez broni czy pałki nie warto wychodzić na ulicę, a jak już się tam znalazłeś, pamiętaj o podstawowej zasadzie – trening cardio i wiej ile sił w nogach. Park rozrywki o wdzięcznej nazwie „Zombieland” jest otwarty do ostatniego żywego klienta. Rozrywka i emocje gwarantowane, o ile macie odporny żołądek i nie dacie się ugryźć.
8/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Zombieland"
Reżyseria: Ruben Fleischer
Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick
Obsada:
- Jesse Eisenberg
- Woody Harrelson
- Emma Stone
- Abigail Breslin
- Amber Heard
- Bill Murray
Zdjęcia: Michael Bonvillain
Muzyka: David Sardy
Kostiumy: Magali Guidasci
Czas trwania: 87 minut.
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...