"Księżyc w nowiu" - recenzja
Dodane: 28-11-2009 17:55 ()
Przybyłem, zobaczyłem, zwątpiłem. „Księżyc w nowiu” - spektakularna porażka kinematografii święci triumfy na całym globie. Udany marketing, rozgłos medialny, liczne spoty promują kiczowaty i sztampowy obraz obrażający inteligencję widza.
Głęboki kryzys drąży przemysł filmowy, dobrze prosperujący w latach 90. ubiegłego stulecie. Obecnie moda na sequele, przenoszenie na ekran wszystkiego jak leci, wypiera kino artystyczne. Widz nie chce przygnębiających czy ciężkich tematów. Preferuje lekkie, rozrywkowe produkcje, karmiące widzów ogłupiającą papką. „Księżyc w nowiu” wywołuje u fanów liczne orgazmy na widok splecionych ciał nastolatków oddających się zakazanej miłości. Dodajmy do tego bohatera zmieniającego się w futrzaka i voila – przepis na sukces gwarantowany, ale tylko finansowy.
Abstrahując od książkowego pierwowzoru Stephenie Meyer, pierwsza odsłona sagi „Zmierzch”, mimo pewnych niedoskonałości była znośną produkcją. Kontynuacja prezentuje się dużo słabiej. Poznaliśmy bohaterów, więc twórcom pozostało zaprezentować dalsze losy Belli i Edwarda oraz całej gromadki pobocznych charakterów wciśniętych w ramy obrazu na siłę. Cykl zaczyna przypominać „Underworld” w wersji soft - dla nastolatków śliniących się na widok rywalizacji wilkołaków (przerośniętych wilków) z krwiopijcami. O dziwo, nawet Michael Sheen (genialny w filmie „Frost/Nixon”) znalazł się w obsadzie, tym razem po drugiej stronie barykady, w roli nestora wampirów.
Fabuła obrazu przez większą część nie istnieje – poza ogólnie oklepanym schematem on kocha ją, ona jego, a w tle przewija się ten trzeci. W produkcji roi się od dłużyzn, których nie powstydziłby się mało atrakcyjny obyczaj traktujący o ciężkim okresie dojrzewania, rozstaniu, trójkącie miłosnym. Z tym wyjątkiem, że tu dodano aspekt fantastyczny w postaci bestii różnej maści, więc efekt końcowy powinien być bardziej imponujący.
Obserwując nieudolny taniec godowy bohaterów najlepiej mieć pod ręką papierową torebkę na wypadek mdłości od tych (nie)czułych słówek. Między Bellą a Edwardem chemia nie istnieje, nie są w stanie uwiarygodnić łączącej ich więzi emocjonalnej. Nie potrafią porządnie się pocałować – nasuwa się jedno słowo – sztuczność. Kristen Stewart gra swobodniej i bardziej naturalnie, gdy nie ma u boku Roberta „Wood” Pattinsona i nie musi wymieniać z nim groźnych miłosnych spojrzeń, albo co chwila wzdychać do jego ramienia. Nawet najszczersze starania aktorów nie rekompensują nadętych, siermiężnych, a chwilami idiotycznych dialogów, które w usta bohaterów wciska scenarzystka. Brakuje wyraźnych i krwistych postaci drugiego planu. Jeżeli już się pojawiają, to są bezbarwne, że od razu się o nich zapominana.
Kiedy poziom akcji sięga dna, okazuje się, że do obejrzenia został już tylko mało błyskotliwy i przewidywalny finał, wyrywający widza z letargu, w sam raz, aby przygotować się opuszczenia sali kinowej. W finale dzieje się sporo, z uwagi na rozpoczęcie wątków, które znajdą rozwinięcie w trzeciej odsłonie. Mimo to nie są one w stanie przysłonić obrazu nędzy i rozpaczy.
Do plusów produkcji można zaliczyć zgrabnie wykonaną transformację w wilka, bo wilkołakiem trudno to nazwać, a także sympatyczną rolę Billy’ego Burka w roli ojca Belli. W oczy nie kłują stosowane oszczędnie efekty specjalne, a w gruncie rzeczy nie było wielu możliwości ich zademonstrowania. Ogromny minus – pchanie się wszystkich do ról w sadze „Zmierzch” (Dakota Fanning i Michael Sheen raczej powinni przebierać w dużo lepszych ofertach). Nie wiem czy to nobilitacja i chwała zaistnieć w tym wątpliwej jakości widowisku. Raczej oznaka kryzysu i definitywny koniec kina gwiazd (obniżenie gaż), przez co aktorzy łapią się każdej okazji.
Reasumując, „Księżyc w nowiu” to naiwna i przesłodzona bajeczka dla gospodyń domowych, które oblegają kina w nie mniejszym stopniu niż nastolatki zadurzone po uszy w głównym bohaterze. „Ochów” i „achów” na sali nie brakuje, czyli innymi słowy - omijać szerokim łukiem. Ostatni akord filmu, opada zasłona tandety – czas obudzić się z koszmaru, jakim był ten seans. Szczerze odradzam.
2/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Księżyc w nowiu"
Reżyser: Chris Weitz
Scenariusz: Melissa Rosenberg
Na podstawie powieści Stephenie Meyer
Obsada:
- Robert Pattinson
- Kristen Stewart
- Taylor Lautner
- Elizabeth Reaser
- Peter Facinelli
- Michael Sheen
- Ashley Greene
- Billy Burke
- Dakota Fanning
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Montaż: Peter Lambert
Kostiumy: Tish Monaghan
Czas trwania: 130 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...