"Harry Potter i Książę Półkrwi", czyli bohaterowie dorastają - recenzja druga

Autor: Katarzyna "Katya" Ulman Redaktor: Motyl

Dodane: 28-07-2009 05:14 ()


Przyznam szczerze, że wybierałam się na ten film z mieszanymi uczuciami. I to nie dlatego, że ekranizacje zwykle nie spełniają oczekiwań fanów, odbiegając od książkowego pierwowzoru, ale dlatego, że część szósta przygód młodego czarodzieja z Hogwartu jest moim zdaniem najgorszą z cyklu. A wszystkiemu winien był przerysowany i nie za dobrze przedstawiony wątek romantyczny. Jeszcze na długo przed premierą w Internecie pojawiały się informacje o tym, że wątek ten będzie stanowił jeden z najważniejszych punktów filmu, a to nie nastrajało mnie pozytywnie. Jak bardzo się myliłam, okazało się już po kilkunastu pierwszych minutach. Naprawdę nie spodziewałam się, że Harry Potter i Książę Półkrwi tak bardzo mi się spodoba.

Dla Harry'ego i jego przyjaciół rozpoczyna się kolejny rok nauki w Szkole Czarodziejstwa i Magii w Hogwarcie. Jednak nie wszystko jest tak, jak dawniej. Lord Voldermort powrócił, Śmierciożercy przeprowadzają ataki na świat mugoli, a sam Hogwart nie jest już bezpieczną przystanią. Niebezpieczeństwo czyha ze wszystkich stron. Jednak w tych mrocznych czasach jest również, miejsce na przyjaźń, miłość oraz poświęcenie. Kwitną romanse, przyjaźnie zostają umocnione, bohaterowi dorastają, popełniają błędy i dowiadują się, gdzie leżą ich granice. Harry coraz lepiej poznaje przeszłość Toma Riddle'a/Lorda Voldemorta, odkrywa tejemnicę, która może pomóc mu w unicestwieniu największego czarnoksiężnika świata magii oraz powoli, pod bacznym okiem profesora Dumbledora, przygotowuje się do ostatecznego z nim starcia.

Harry Potter i Książę Półkrwi to właściwe wprowadzenie do kończących cykl o przygodach czarodzieja z blizną na czole Śmiertelnych relikwi. Na wiele zapoczątkowanych w tym filmie watków nie uzyskamy odpowiedzi i nie zrozumiemy do końca zachowania niektórych bohaterów lub motywów, które nimi kierowały. Dlatego nie można patrzeć na ten obraz jak na całkowicie samodzielny produkt. Mimo tego, na seansie powinny dobrze bawić się nie tylko osoby znające książki J. K. Rowling, ale również ci, którzy tych powieści nie czytali.

Szósta część przygód Pottera jest udanym połączeniem przygody z dodatkiem grozy, dużej ilości humoru oraz elementów romantycznych. Choć film w znacznym stopniu różni się od książki, co na pewno negatywnie wpłynie na ocenę obrazu wystawianą przez zagorzałych fanów tej części, to sceny, które zostały "wrzucone" do filmu doskonale łączą się z opowiedzianą historią. Przykładem może być rozmowa Harry'ego z Hermioną na schodach o nieodwzajemnionych uczuciach, czy w bibliotece, kiedy Harry obrywa gazetą po głowie. Nawet spalenie Nory ma określony cel, a następująca po tym scena pościgu Beatrix Lestrange jest bardzo dobrze zrealizowaną sceną akcji z udziałem Remusa Lupina oraz Tonks, obecność których bardzo mnie ucieszyła. Właściwie film przepełniony jest takimi małymi scenami, które sprawiają widzowi ogromną radość, straszą, czy wywołują salwę śmiechu, mimo, że nie było ich w pierwowzorze.

Humor w filmie pełni bardzo ważną rolę, ponieważ w pewnym sensie łagodzi sceny romantyczne i czyni je strawniejszymi. Kiedy szalona Lavender rzuca się na Rona lub rysuje przebite strzałą serce, a jej zaloty zaczynają się robić denerwujące, widz może liczyć na ciętą ripostę Harry'ego lub Hermiony, która w tym filmie dalej jest molem książkowym, ale jednocześnie wypija kufel kremowego piwa jednym haustem. Z kolei Ron ze wszystkich sił próbuje przeszkodzić Ginny i Harry'emu w pocałunku, a trochę później staje się ofiarą zaczarowanych czekoladek Romildy Vane. Połączenie tych elementów daje bardzo dobry rezultat, bo jeżeli można uwierzyć w romans na linii Herminona/Ron na zasadzie "kto się czubi, ten się lubi", to wątek Harry/Ginny nie przekonał mnie w książce, za to w filmie został zaprezentowany dość wiarygodnie. Nie jest to jednak zasługa tylko i wyłącznie scenarzysty, ale przede wszystkim aktorki wcielającej się w postać Ginny, Bonny Wright, która swoją rolę odegrała świetnie. Zresztą żaden z aktorów, czy to starszych, czy młodszych nie zawiódł. Alan Rickman jest jak zwykle w dobrej formie (pozostaje czekać na siódmą część, w której w końcu postać profesora Snape'a zostanie wysunięta na pierwszy plan), Jim Broadbent w roli profesora eliksirów Slughorna sprawdza się znakomicie, a Michael Gambon w końcu mógł się wykazać jako Dumbledore. Młodzi aktorzy są coraz lepsi (Radcliffe), a dwie młode aktorki, wspomniana Wright i Emma Watson, brylują na ekranie. Stronie technicznej filmu nie można nic zarzucić. Wszystko jest wykonane bardzo dobrze. Muzyka, efekty, wnętrza oraz zdjęcia nakreślają nastrój filmu.

Jedną z wad jest natomiast skrócenie wątku tytułowego Księcia Półkrwi. To kim jest tajemniczy bohater zostaje wyjaśnione pod sam koniec i zbyt szybko. Nie można oprzeć się wrażeniu, że taką decyzję spowodowały wymogi czasowe, jednak niedosyt związany z tym aspektem fabuły pozostaje. Dziwna wydaje się również zmieniona scena pogrzebu, jednak jest bardzo ładnie wykonana, więc można twórcom wybaczyć.

Harry Potter i Książę Półkrwi, mimo wprowadzenia dużej ilości zmian, w porównaniu z oryginałem oraz paru wad, broni się mocno jako wprowadzenie do ostatniej, siódmej części i jako dobrze zrealizowany film. David Yates udowodnił, że świat Harry'ego Pottera to jego świat, a on doskonale się w nim czuje.

 7/10

 

Tytuł: “Harry Potter i Książę Półkrwi

(Harry Potter and the Half Blood Prince)

Reżyseria: David Yates

Scenariusz: Steven Kloves

Obsada:

  • Daniel Radcliffe
  • Emma Watson
  • Rupert Grint
  • Michael Gambon
  • Alan Rickman
  • Helena Bonham Carter
  • Jim Broadbent
  • Tom Felton
  • Bonny Wright

Muzyka: Nicholas Hooper

Rok produkcji: 2009

Czas: 155 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...